Po pierwsze, to że D. Trump nie żartował w okresie kampanii wyborczej, a podjęte przez niego działania wykraczają nawet poza te zapowiedzi. Skala popłochu jaki to wywołuje zarówno w Stanach, jak i – zwłaszcza – w Europie, jest niewyobrażalna.

Po drugie – co wynika z powyższego – staliśmy się świadkami uruchomionego procesu konserwatywnej rewolucji par excellence. Ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Najsilniej proces ten widać – zresztą już od listopada – w USA. Co bystrzejsi już wtedy połapali się, że czas opowiadania bajek o „ociepleniu klimatu”, o „stu płciach” i w ogóle całego tego transgresywnego neomarksistowskiego (a właściwie neobolszewickiego) bełkotu się dopełnił. Że ta łajba, na której 90% cwaniaków znalazło się tylko dlatego, że tam była kasa, wpływy i inne benefity, właśnie spektakularnie nabrała wody i idzie na bardzo głębokie dno. Więc co mądrzejsi postanowili - bez oglądania się na czeredę swoich tępych naśladowców – dorwać się do ostatnich szalup ratunkowych, żeby wyrwać się z g…a, które serwowali ludziom przez ostatnie niemal ćwierćwiecze. Wystarczy spojrzeć na Bezosa, Gatesa czy Zuckerberga żeby nie mieć żadnych wątpliwości co do tego, o czym tu piszę. A przecież oni byli i tak spóźnieni, bo mądrzejsi od nich byli już w szalupach w końcu listopada, a oni czekali aż do stycznia.

Ta obecna „mądrość etapu” zaczęła docierać nawet do niektórych ośrodków w Europie. Tu oczywiście proces ten nie będzie przebiegał ani tak dynamicznie, ani – początkowo – tak głęboko jak w Stanach. Bo nie ma też takiego katalizatora jak Trump. Więc europejska łajba będzie nabierać wody dłużej, ma mniej szalup na których można uciekać, ale jej upadek będzie o wiele bardziej bolesny. Również dlatego, że przyrodzone, choć w niczym nieuzasadnione poczucie wyższości powoduje, że płynące zza oceanu impulsy potrzebują więcej paliwa, żeby te przytępione umysły przemieniać.

Widać to najlepiej dzisiaj po tym co się dzieje w Niemczech. Listopadowy wstrząs skutkował upadkiem koalicji rządzącej i przedterminowymi wyborami. Już tylko to – zjawisko unikalne w historii RFN – pokazuje, z jak bezprecedensowym wydarzeniem mamy do czynienia. I okazuje się, że niemiecka klasa polityczna jest całkowicie nieprzygotowana do nowej sytuacji i nie potrafi nawet w trwającej kampanii wyborczej zaproponować Niemcom dosłownie czegokolwiek. Poziom irytacji jest tak wielki, że nawet Axel Springer (który notabene właśnie wskoczył do szalupy ratunkowej i próbuje dziś udawać, że z całym tym gnijącym syfem nie miał nic wspólnego) otwarcie atakuje niemieckich „liderów”. Za co? Za to, że jedyne czym się zajmują, to bezczynne oczekiwanie na amerykańskie cła i śledzenie ruchów Trumpa. Nie mają nic do zaproponowania swoim wyborcom poza bełkotem, w który i tak już prawie nikt nie wierzy.

Ilustruje to szerszy problem, bowiem od kiedy najpierw Musk, a teraz Zuckerberg zadeklarowali, że w ich social mediach nie będzie więcej cenzury, cały „liberalny świat” zatrząsnął się w posadach. Jak to? Jak można zaakceptować świat, w którym nie cenzuruje się „wrogów liberalnej demokracji”? Już sama myśl, że może istnieć taki świat powoduje, że „liberalni liderzy” i zgraje wspierających ich za pieniądze najmitów, suflujących otumanionym masom „postępowe idee”, bliscy są obłędu. Nikt już nie zabroni mówić tym, którzy mają inne zdanie? Tak być nie może. Ale w takim razie co mówić, skoro może się okazać, że ktoś nie ocenzuruje tych, którzy ich „postępowy przekaz” rozwali dwoma zdaniami.

To jest rzeczywistość, która determinuje nasze wybory prezydenckie. I podobnie jak w Niemczech widać wyraźnie, kto nie jest w stanie zrozumieć „mądrości etapu”. Kto sądzi, że zdoła w biegu przeskoczyć z jednego Pendolino, do drugiego - jadącego w przeciwną stronę. Tym samobójcą jest „Laluś” Trzaskowski, który jechał w Pendolino w tęczowych barwach i próbuje teraz w pełnym biegu przeskoczyć do jadącego w przeciwnym kierunku Pendolino w biało – czerwonych barwach. Nie da się, ale „Laluś” nie ma nawet tyle rozumu, żeby to zrozumieć.

Także dlatego, że rzeczywisty kandydat pałkarsko – tandeciarskiego reżimu w tych wyborach, czyli Donald Tusk, przypomina dziś już tylko owego kapitana na „Titanicu”, który stoi w swojej koi i spogląda bezmyślnie na zegarek. Jeszcze wydaje mu się, że jakoś panuje nad tą łajbą, jeszcze ciągle liczy, że zostanie jakaś ostatnia szalupa, na którą wskoczy w ostatniej chwili, jeszcze sądzi, że daje komuś przykład swoim niezłomnym trwaniem mającym symbolizować wiarę w trwałość „liberalno – demokratycznej”, idącej na dno łajby. I w tym tępym zapatrzeniu nie ma świadomości, że potężna fala już za chwilę wedrze się do jego koi i nastąpi definitywny koniec.

Tusk dobrze już wie, że referendum w sprawie jego pałkarsko – tandeciarskich rządów już trwa, a jego wynik z dnia na dzień coraz bardziej go pogrążał. Wie też dobrze, że wynik tego referendum w czerwcu będzie dla niego druzgocący. I myślę, że jednak wie, że czekanie na los kapitana „Titanica” nie jest jego przeznaczeniem. Zaryzykuję twierdzenie, że Tusk jest już na trapie ratunkowym i tylko czeka, żeby wskoczyć do szalupy. Nie tej ostatniej, ale jednej z najbliższych.

Wiem, że brzmi to nieprawdopodobnie, ale poczytajcie Państwo moje teksty z ostatnich dwóch, a nawet trzech lat. Ileż tam było naiwnych – jak niektórzy mówili – oczekiwań, ileż pobożnych życzeń i z całą pewnością nieprawdopodobnych predykcji.

Tak – to prawda. W tej sprawie akurat zakładałem, że „układ” Tuska posypie się we wrześniu – październiku 2024 roku. To, że stało się tak dwa - trzy miesiące później, jest wyłączną „zasługą” liderów PiSu, którzy – w większości - nie wyciągnęli żadnej nauki z tego, co się wydarzyło we wrześniu i w październiku 2023 roku. Gdyby takie wnioski wyciągnęli, Tusk Boże Narodzenie 2024 spędzałby już w Brukseli.

Teraz jednak, nawet ich trwanie w powyborczym amoku nie uratuje Tuska. A okazywany na szczęście zdrowy rozsądek Nawrockiego i jego otoczenia, jest wystarczający, aby konsekwentnie rosnąć.

Trzeba jednak szykować się na głębokie zmiany. Dedykuję tę myśl zwłaszcza liderom III Drogi. Wraz z powiedzeniem o ręce w nocniku. Lepiej nie czekać na Godota.