Fakt, że główna nagroda wędruje do reprezentanta społeczności queer, staje się tradycją Eurowizji. W tym roku zwyciężył określający się jako osoba niebinarna Nemo Mettler. Mężczyzna wystąpił w spódnicy i makijażu, prezentując utwór „The Code”.

Zwycięzca nie mógł jednak liczyć na punkty od holenderskiego nadawcy. Ten odmówił ich przyznania w geście protestu po dyskwalifikacji Joosta Kleina. Organizatorzy wykluczyli go za „incydent” z udziałem członkini ekipy produkcyjnej. Miał nie zgadzać się na filmowanie za kulisami i wykonać „groźny ruch” w kierunku kamerzystki.

Komentatorzy wiążą jednak dyskwalifikację Holendra z jego zachowaniem na czwartkowej konferencji prasowej, w czasie której poparł polskiego dziennikarza Szymona Stellmaszyka, który pytał reprezentantkę Izraela, czy jej obecność może „stanowić ryzyko dla innych uczestników i publiki”. Protesty przeciwko udziałowi Izraela były kolejnym znakiem charakterystycznym tegorocznego konkursu.  

Zwycięstwo reprezentanta Szwajcarii dosadnie podsumował w mediach społecznościowych Sławomir Jastrzębowski z Salonu24.

- „W czasach przed poprawnością polityczną osoby kulturalne mówiły w najlepszym razie: dziwoląg. Dziś jest to język nienawiści. Ta cywilizacja skazana jest na śmierć… Nemo wygrało 68. konkurs piosenki Eurowizji”

- napisał dziennikarz.