W czasie spotkania z szefami wspólnot terytorialnych i obwodów Zakarpacia prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski wypowiedział skandaliczne słowa na temat Polski sugerując, że nasz kraj szuka pretekstu, by nie udzielać wsparcia Kijowowi.

- „Naprawdę chcieliśmy sprowadzić MiG-i z Polski, ale nie mogli nam ich dostarczyć, ponieważ nie mieli ich wystarczająco dużo, by zabezpieczyć swoją przestrzeń powietrzną. Dlatego zgodziliśmy się z NATO, że sojusz przydzieli Warszawie wsparcie lotnicze. I co? Czy Polska przekazała nam samoloty? Nie. Jaki jest tego powód?”

- powiedział Zełenski

Dalej odniósł się do kwestii zestrzeliwania rosyjskich rakiet

- „Nie dysponujemy odpowiednią liczbą systemów zabezpieczających magazyn gazu. Prosiliśmy Polskę, aby chroniła przynajmniej Stryj. Czy Polacy zestrzelili rakiety? Nie”

- grzmiał ukraiński prezydent.

Manifestowana przez ukraińskiego przywódcę niewdzięczność rodzi wśród Polaków rosnącą złość wobec ukraińskich władz. Dlatego tak ważne jest odróżnienie tych władz od ukraińskich żołnierzy, którzy każdego dnia ryzykują życie, opierając się rosyjskiej bestii.

Zaangażowany w pomoc ukraińskim żołnierzom Szczepan Twardoch zastanawia się, „dlaczego Zełeński swoimi werbalnymi atakami na Polskę robi wszystko, aby zaszkodzić i tak napiętym już i trudnym relacjom polsko-ukraińskim”.

- „Może dlatego, że pozostaje produktem swojej oligarchicznej formacji, postacią przypadkową, shomanem, postawionym przed nagłą szansą na historyczną wielkość, którą początkowo uniósł, a potem brzemię okazało się zbyt ciężkie”

- napisał na X.com.

- „Może dlatego, że ukraińska polityka zagraniczna w swej metodzie i stylu pozostaje sowiecka, gromykowska, jak cały ukraiński aparat państwowy, poza tymi nielicznymi obszarami, nad którymi nadzór przejęli Amerykanie. Może po prostu uznał, że od Polski dostał już wszystko co mógł dostać, nie dając w zamian nic (a dostał bardzo wiele, za co nikt ze strony polskiej niczego, niestety, nie żądał), może dlatego, że na froncie jest coraz gorzej i rojenia o militarnym odzyskaniu granic sprzed 2014 są rojeniami właśnie, niczym innym?”

- dodał pisarz.

Podkreślił, że „nie budzi w nim przesadnego entuzjazmu ani on, ani cała jego administracja”.

Pisarz zaznacza jednak, że to nie o pomoc Zełenskiemu chodzi, a o pomoc tym, którzy na ukraińskim froncie powstrzymują rosyjskie barbarzyństwo.

- „Dlatego, proszę, posłuchajcie Państwo, co o robotach, jakie kupiłem za Państwa pieniądze, mówią żołnierze 10. brygady górskiej. Nie mówią oni bowiem językiem Żeleńskiego i szczerze mówiąc, nie wydaje mi się, aby wiele mieli wspólnego z przebranym w bojowy uniform błaznem, który uwierzył we własną wielkość”

- napisał, publikując wspomniane nagranie.

- „Zachęcam też niniejszym do dalszych wpłat — sytuacja na froncie jest bardzo zła, nie ma już nie tylko pozycji, które odwiedzałem jeszcze kilka miesięcy temu, nie ma również chat, w których nocowałem, a które znajdowały się na głębokich tyłach, nie ma Kruchliakiwki w rejonie kupiańskim nie ma Kateryniwki, Bogojawlenki, Nowoukrainki, Selidowego, niedługo nie będzie już Kurachowego czy Uspeniwki. Chcę zrobić wszystko, aby do tych chłopaków, którzy walczą, a nie prowadzą wielką politykę dotarło wszystko, co może chociaż trochę zniwelować wielką przewagę Rosjan”

- zaapelował.