Jak długo jeszcze Kreml będzie uprawiał swoją krwawą grę o „geopolityczną wielkość”? Jeśli tempo rosyjskiej ofensywy na Ukrainie się nie zmieni, to – jak obliczyli eksperci cytowani przez magazyn Forbes – zajęcie całego terytorium Ukrainy zajmie Rosji... 230 lat i pochłonie życie ponad 100 milionów rosyjskich żołnierzy. Te liczby nie są żartem, lecz ilustracją szaleństwa, w które zabrnęła Rosja pod przywództwem Władimira Putina.
Rosyjski publicysta Dmitrij Koleziew podkreśla, że liczby są liniową ekstrapolacją, ale mają wartość symboliczną: pokazują absolutną nieefektywność rosyjskiej strategii wojennej. W marcu i kwietniu 2025 r. Rosjanie zdobyli zaledwie 300 km² ukraińskiego terytorium – mniej niż niektóre powiaty w Polsce. Gdyby kontynuowali ofensywę w takim tempie, musieliby toczyć wojnę przez kolejne dwa stulecia.
Owszem, sytuacja nie jest różowa dla Ukrainy – przyznają eksperci z DeepState i ukraiński dziennikarz wojenny Jurij Butusow. Rosjanie prowadzą intensywne natarcie w obwodzie donieckim i charkowskim, grożąc upadkiem Pokrowska czy Kupiańska. Ale nie ma mowy o przełamaniu frontu, a skala rosyjskich strat czyni każdą zdobycz pyrrusowym „sukcesem”.
Putin twierdzi, że Rosja może walczyć przez 20 lat. Ale jeśli rzeczywistość jest taka, że do zdobycia Ukrainy potrzebowałby 230 lat i 100 mln zabitych, to może jednak warto zrewidować te mrzonki o imperialnym renesansie?
Tym bardziej że – jak z kolei donosi Bloomberg, powołując się na źródła w Moskwie – nawet rosyjskie Ministerstwo Obrony nie wierzy już, że da się przerwać ukraińskie linie obrony przed końcem 2025 roku. Dlaczego więc wojna trwa? Bo nie chodzi o zwycięstwo militarne. Chodzi o symbolikę.
Putin i jego dwór żyją w mentalnym muzeum caratu. Dla nich zdobycie choćby jednego miasta-widma w Donbasie ma wartość większą niż życie tysięcy obywateli. „Ziemi nam przybywa, więc jesteśmy potężni” – to logika prosto z wieku XIX. Nowe tereny nie są środkiem do celu. Są fetyszem. Pokazują, że ta wojna nie ma militarnego, ekonomicznego ani politycznego sensu. Jest aktem pychy, irracjonalnej przemocy i historycznej obsesji.
W efekcie zamiast geopolitycznej potęgi, Rosja zyskuje kolejne cmentarze. Zajmowane przez nią terytoria to zrujnowane przestrzenie przypominające pejzaż księżycowy: bez ludności, bez infrastruktury, bez przyszłości.
Jak pisze Koleziew, nie pomogą nawet koreańscy najemnicy – bo ci, jak wiadomo, nie walczą za darmo. A Rosja i tak już ledwo ciągnie ekonomicznie, stając się coraz bardziej zależna od Chin i Iranu.