Historia zatoczyła koło i po raz kolejny pokazała, że imperia upadają nie w wyniku najazdów barbarzyńskich a w efekcie zniewieścienia i braku męstwa swoich przywódców i braku tego, co Rzymianie nazywali virtus a my tłumaczymy jako cnotę. Wyrzeczenie się tych istotnych przymiotów-wszak nikt ich współczesnym Europejczykom nie odbierał, sami się ich wyrzekli w imię wykoślawionego rozumienia otwartości i humanitaryzmu- nieodmiennie prowadzi do tego, co wieszczył Feliks Koneczny- pokonania cywilizacji wyższej przez bardziej prymitywną za to posiadającą wyżej wymienione cechy, nawet w sposób nieuświadomiony.
Kiedy ludzie wyrzekną się swojej tożsamości zatracają instynkt samozachowawczy, który każe bronić swojego terytorium, religii, kultury, języka, no bo czego i po co bronić skoro dzieci wychowuje się w przekonaniu, że „tolerancja” (łac. „znoszenie z trudem”) oznacza bezrefleksyjną akceptację wszystkiego i wszystkich, a „szanowanie uczuć inaczej myślących” wymaga starannego ukrycia uczuć i potrzeb własnych, „gościnność” zaś wymaga przyjęcia z radością faktu, że gość bez pukania wszedł do naszego domu, załatwił się na środku pokoju i zaległszy w obłoconych buciorach na naszym łóżku zażądał przeprosin, że prześcieradło nie jest w jego ulubionym kolorze. Ludzi tak wychowanych barbaria nie będzie się obawiała. Nie musi nawet chwytać za broń. Barbarzyńcy najpierw wzbudzą poczucie winy, potem zażądają „tolerancji” i „gościnności” a kiedy już sami otworzymy im drzwi i przeprosimy, że nie posprzątane wyproszą nas z naszego własnego domu- i my nie będziemy mogli liczyć ani na „tolerancję”, ani na „szanowanie uczuć” ani na „gościnność”.
Cały czas stoi mi przed oczami obraz młodego człowieka leżącego na ulicy bez głowy i mijanego przez przechodniów. Wypowiedzi premiera Camerona są obrazą dla tego człowieka i jego rodziny. Są hańbą dla Anglików. Są kolejnym gwoździem do trumny Imperium Brytyjskiego i cywilizacji łacińskiej. Generał Gordon umierając miał pewność, że zostanie pomszczony. Ten młody człowiek być może nawet zostanie pochowany w ciszy i samotności, żeby „nie prowokować”.
Okazuje się, że nie jesteśmy już we własnym domu. Mieszkamy nie w starej Europie, kolebce cywilizacji, która mimo swoich wad i słabości wydała Homera, Kopernika i Einsteina, która była natchnieniem dla Delacroix i Leonarda da Vinci, ale na jakimś publicznym deptaku, gdzie każdy może przyjść, napluć nam w twarz, zgwałcić nasze dziewczęta i ucinać głowy naszym chłopcom. Stara Europa, ta, która wedle słów Słowackiego była „gotyckim kościołem”, nie była święta, niejedno ma na swoim sumieniu, ale nie kazała swoim żołnierzom siedzieć w koszarach, kiedy wróg przekraczał bramy miast.
Kiedy Jan III Sobieski jechał pod Wiedeń nie miał sercu nienawiści do islamu, ale miłość do Polski i Europy a w umyśle głęboką świadomość odpowiedzialności za losy jej mieszkańców. Nie uważał, że żołnierze Kara Mustafy są gorsi czy miej wartościowi, przeciwnie, szanował swoich przeciwników ale w żadnym wypadku nie przyszłoby mu do głowy, żeby powiedzieć „skoro u nas tak bardzo am się podoba to sobie zamieszkajcie, będziecie u nas mogli robić co tylko chcecie, jesteśmy przecież tolerancyjni”. Nie, król Jan wiedział, że warunkami warunkiem prawidłowej egzystencji dwóch różnych kręgów cywilizacyjnych są świadomość odrębności i własnej godności oraz odważna obrona swojego stanu posiadania. Jako król nigdy nie pozwoliłby skrzywić spokojnego kupca muzułmańskiego podróżującego po Polsce ale gdy ten kupiec zażądał wprowadzenia prawa koranicznego w Polsce bo on, gość ma prawo czuć się jak u siebie król kazałby go pogonić za pomocą bykowców. Kiedy więc armia Kara Mustafy stanęła u bram Wiednia rzeczą naturalną było, że zmienił sojusznika z Francuza na Habsburga i pomógł Turków pogonić.
Jeżeli sami nie będziemy szanować swojego terytorium swojej religii i dziedzictwa to niedługa nas nie będzie. Nie sensie fizycznym ale duchowym i cywilizacyjnym. Nie ma innego sposobu jak tylko wrócić do tradycyjnego sposobu myślenia i przywrócić właściwe znaczenie podstawowym pojęciom. Tolerancja jest postawą miłosiernego przyjęcia do wiadomości czyjejś inności, szanowanie uczuć polega na dobrym wychowaniu a gościnność ma granicę jaką jest święte prawo własności. Żołnierz ma mieć broń i walczyć za króla i ojczyznę a rząd ma dbać o suwerenność i rację stanu swojego kraju.W tym jedyna nadzieja, że osierocone dzieci dobosza Lee Rigby będą mogły być chrześcijanami i Anglikami we własnym kraju.
Monika Nowak