Coraz więcej zabytkowych miast i miejscowości wypoczynkowych w Europie ma serdecznie dość tłumów turystów, zwłaszcza jeżeli utrudniają oni życie ich mieszkańcom bądź zachowują się w skandaliczny sposób.

            Onet właśnie poinformował, że wszyscy odwiedzający w tym roku chorwacką wyspę Hvar powinni mieć się na baczności, ponieważ nowy burmistrz Rikardo Novak postanowił uporać się z tymi, przez których ta niezwykle popularna wyspa zyskała sobie złą sławę.

            „Mieszkańcy Hvaru byli już zmęczeni zagranicznymi turystami, których pobyt upływał w atmosferze seksu, alkoholu i narkotyków. Miejscowych szczególnie drażniły pary, które uprawiały seks w miejscach publicznych oraz pijani turyści, którzy nie wysilali się, by znaleźć łazienkę, i oddawali mocz w miejscach publicznych, a nawet wymiotowali gdzie popadnie, kiedy słońce i alkohol okazały się dla nich mieszanką wybuchową” - czytamy w portalu.

            Pierwszym krokiem Novaka było wprowadzenie wysokich mandatów za nieobyczajne zachowanie w miejscach publicznych. Burmistrz nie chce bowiem, aby Hvar spotkał los podobny do położonego na Majorce Magalufa określanego od kilku lat mianem hiszpańskiej Sodomy i Gomory.        

            „Za paradowanie w stroju kąpielowym trzeba będzie zapłacić od 500 do 600 euro, a za picie w miejscu publicznym aż 700 euro. Aby turyści byli świadomi, czego im nie wolno, w Hvarze ustawiono wiele znaków, które informują o nowym prawie” - napisał Onet.

            Czy te obostrzenia zdyscyplinują niesfornych turystów?

Jerzy Bukowski