Marek Siwiec starał się niedopuścić do głosu byłego prezydenta, którego chwiejne gesty i wypowiedzi wskazywały na niedyspozycję. Stało się inaczej. Ojciec opatrznościowy lewicy znów przytopił w promilach kolejny okręt flagowy lewicy – tym razem Palikotowi.

W sumie powinno nas to cieszyć, jednak jakoś nie jest to do końca śmieszne. Widzimy słabego człowieka, który ma osobisty problem. Kto wie, czy nie dramatyczny problem. Może więc czas na poważną, konsekwentną terapię. Koledzy na lewicy powinni pomóc w biedzie, a nie wystawiać lidera na publiczną linię frontu, na pośmiewisko całej Polski. Widzieli w jakim jest stanie i znają jego spontaniczność. Po co więc dostęp do mikrofonu? Flesze i kamery? Po co?

Panowie, to sobie wystawiacie świadectwo. Polityka polityką, ale co z was za kumple?

Jarosław Wróblewski