Polacy traktują konfesjonał jako doskonałą formę terapii. Zamiast po pokutę, przychodzą po zrozumienie. Wolą się wygadać i lepiej się poczuć niż wyznać swoje grzechy.

 

O zmianie podejścia Polaków do spowiedzi pisze „Newsweek". Szczególnie daje się to zauważyć w dobie kryzysu gospodarczego, kiedy ludzie przeżywają dramaty związane ze stratami materialnymi. Oczekują wtedy wsparcia i zrozumienia. Można wydawać grube pieniądze na wziętych psychoterapeutów. Jednak po co to robić, skoro Kościół oferuje to za darmo.

- Dwa miesiące temu musiałem nabyć podręcznik do ekonomii, dwa tomy o giełdzie i zawiłościach funduszy inwestycyjnych stoją tuż obok Pisma Świętego. Nie miałem wyboru. Przez kryzys parę razy zostałem w konfesjonale zarzucony tyloma specjalistycznymi terminami finansowymi, że kompletnie zbiło mnie to z tropu. A przecież muszę jakoś odpowiadać na potrzeby moich parafian - o  konieczności swojego samoszkolenia mówi „Newsweekowi" ks. Jan Michalak z Warszawy .

Zmianę w podejściu do spowiedzi zauważają także inni duchowni. Niknie element przybliżenia się do Pana Boga przez wyznanie swojej grzeszności. - Ludzie nie przychodzą już do konfesjonałów jedynie po to, aby wyliczać złe uczynki i bić się w pierś. Chcą rozważać z duchownym swoje codzienne dylematy - mówi o. Dariusz Kowalczyk, warszawski jezuita.

Klęcznik przy konfesjonale staje się tym, czym do niedawna była kozetka u psychoanalityka, dobra, bo skuteczna usługa.

MM/Newsweek

/

Podobał Ci się artykuł? Wesprzyj Frondę »