Na pierwszym etapie porwanie Krzysztofa Olewnika mogło być sfingowane?


- Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku twierdzi, że dysponuje materiałem, który potwierdza, jakoby Krzysztof Olewnik instruował porywaczy, jak mają rozmawiać z rodziną. W moim przekonaniu słowa, że Krzysztof Olewnik "instruował", mogą okazać się nieuprawnionym nadużyciem, które miałoby potwierdzić hipotezę prokuratorów o "samouprowadzeniu".  Ponadto trzeba wiedzieć, w jakim kontekście pewne słowa są wypowiadane. W mediach pojawiły się informacje, że Krzysztof miał powiedzieć, żeby - prawdopodobnie z okupem - jechali Jacek z Iwoną, czyli jego wspólnik z żoną. W moim przekonaniu, to nie uprawnia jednak do stwierdzenia, że Krzysztof instruował porywaczy. Mógł powiedzieć takie słowa, pytany przez porywaczy, kto ma pojechać z okupem. To żaden instruktaż. To mogły być po prostu słowa wypowiedziane w sposób naturalny przez kogoś, kto chce, żeby go uwolniono.



Policja, na zlecenie prokuratorów, przeszukała dom państwa Olewników w Świerczynku.


- Z komunikatu Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku dowiedziałem się, co było podstawą takich działań. Niewątpliwe prokuratura miała ku temu prawne podstawy. Kodeks postępowania karnego dopuszcza wejście do pomieszczeń prywatnych, w tym sensie nie było to więc działanie bezprawne. Ale trzeba pamiętać, że to działanie zostało skierowane wobec osób od dziesięciu lat poszkodowanych. Osób, co do których nie było podstaw twierdzenia, że nie współpracują z policją czy prokuraturą. Rodzina Olewników na żądanie miałaby wydać wszystkie przedmioty, które były w jej posiadaniu. Dopatrujemy się tu jednak pewnych nieścisłości: otóż prokuratura poszukuje pewnych dowodów, których po prostu nie ma. Mam na myśli chociażby monitoring z posesji Krzysztofa w dniu uprowadzenia. Zauważam dużą zmianę w relacji prokuratura - rodzina. Może to świadczyć o braku zaufania.



Prokuratury do państwa Olewników?


- Tak. Wydaje mi się, że prokuratura powzięła zbyt rygorystyczne środki. W ten sposób pokazuje, że tej rodzinie nie ufa, bo może coś ukrywać, bo mogła czegoś nie wydać. Nie dziwię się oburzeniu ze strony rodziny. Od dziesięciu lat ludzie ci przeżywają traumę związaną z uprowadzeniem i zamordowaniem ich syna. A dziś buduje się wersję, która może się okazać zupełnie nieuprawniona. Przypomnę, że teza o "samouprowadzeniu" dominowała od samego początku w śledztwie. Pan Włodzimierz Olewnik przyznał się, że to wejście funkcjonariuszy do domu o godzinie szóstej rano przeżył jak kolejne porwanie. Zaznaczył, że jego dom zawsze był otwarty dla wszelkich działań prokuratury, co mogę powiedzieć osobiście, gdyż niejednokrotnie byłem świadkiem tego, jak przeszukiwano dom państwa Olewników. I ze strony rodziny nigdy nie było żadnych problemów. Poza tym nie widzę powodu, dla którego rodzina mogłaby coś ukryć. To przecież właśnie im zależy, by została odkryta cała prawda. Rodzina czeka na twarde dowody, a nie takie pomówienia jak to, że Krzysztof instruował porywaczy.

 

Rozmawiała Anna Ambroziak

 

JW/Nasz Dziennik