W nocy z 9 na 10 lipca w miejscowości Borowce w gminie Dąbrowa Zielona w powiecie częstochowskim 52-letni Jacek Jaworek miał zastrzelić współdomowników, swojego brata - Janusza, jego żonę – Justynę oraz ich 17-letniego syna Jakuba. Drugi z chłopców, 13-letni Gianni przeżył tylko dlatego, że się schował. Za podejrzanym wystawiono Europejski Nakaz Aresztowania oraz czerwoną notę Interpolu, niestety policja, póki co, jest bezradna w poszukiwaniach mężczyzny, który przepadł niczym kamień w wodę.
Dosłownie na dwa dni przed własną tragiczną śmiercią małżeństwo złożyło zawiadomienie na policję. „Było to zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Jacka Jaworka na ich szkodę, a miało polegać na kierowaniu wobec nich gróźb karalnych. Chodziło o groźby werbalne. To zawiadomienie jest dość zwięzłe w treści. Nie było mowy o żadnej broni” – potwierdził prokurator Krzysztof Budzik z częstochowskiej prokuratury.
Rodzina gromadziła dowody. Justyna zrobiła ponoć nawet zdjęcia broni posiadanej przez przyszłego zabójcę. Nie zdążyła ich już jednak pokazać policji, bo wcześniej, wraz ze swym mężem i synem zginęła na skutek strzałów oddanych do nich właśnie z tej broni. Napastnik strzelił do nich łącznie kilkanaście razy – relacjonuje portal onet.pl opisujący całą sprawę.
Prawdopodobnym motywem zbrodni mógł być rodzinny konflikt o pieniądze i podział ojcowizny. Napastnik zamieszkujący ostatnio w domu rodzinnym wraz ze swymi przyszłymi ofiarami, wcześniej spędził dwa miesiące w więzieniu za niepłacenie alimentów. Uchodził za osobę porywczą i agresywną.
Pomimo faktu, że w poszukiwania 52-letniego mężczyzny zaangażowano ogromne środki i siły, Jaworek jakby zapadł się pod ziemię. „Myślę, że Jaworek żyje. Wszystko na to wskazuje, że ktoś mu pomógł - wskazywały na to ślady kół, urwane tropy psów. To mogła być osoba, która blisko mieszka. Niestety to teren wiejski i leśny, nie ma kamer, monitoringu” – mówi jeden z policjantów zaangażowanych w sprawę.
ren/onet.pl