Bratkiewicz to politolog i były dyplomata. W latach 1992 - 2021 pracował w MSZ, w latach 1997-2001 był ambasadorem Polski na Łotwie. Studiował w moskiewskiej uczelni MGIMO, ukończonej także przez szefa MSZ Rosji Siergieja Ławrowa.
Bratkiewicz we wcześniejszych tekstach wywodził m.in., że Niemcy przynieśli Polakom cywilizację i postęp, a II wojnę światową ocenił jako uzasadniony odwet III Rzeszy na Polsce.
"Już w latach 2006-07 w polskiej polityce, ponad powagą spraw i celów państwowych, rozhuśtała się iście małpoludzia czereda. Czyli rządzący PiS i nabożnie otaczający tę partię "lud pisowski" - czytamy w opublikowanym teraz przez Bratkiewicza felietonie.
"Uprawiana przez nich polityka godnościowa i suwerenistyczna, huczna i awanturnicza, przypominała - żywcem wzięte z „Księgi dżungli” Rudyarda Kiplinga - poczynania ludu małpiego (Bandar-log). Który „wrzeszczał przez cały dzień, wychwalając się, iż jest ludem wielkim, zdolnym do czynów niezwykłych”. Naprawdę zaś był „głupi, zły, niechlujny, bezczelny, nie posiadał odrobiny wstydu, a pałał jednym tylko pożądaniem: żeby inne ludy puszczy zwracały nań uwagę. (…) Najczęściej po całych dniach wył przeraźliwie, śpiewał piosenki (…), wyzywał na bój wszystkie ludy kniei" - czytamy dalej.
W dalszej części tekstu Bratkiewicz porównał "pisowców" do sarmackiej szlachty oraz obydwu tym grupom zarzucił "osobowość histeryczną".
"Gnostycki pierwiastek w pisowskiej teorii i praktyce sprowadza różnorodność świata do konwulsyjnych starć dobra i zła" - stwierdził także autor. Nawiasem mówiąc, walka dobra ze złem stanowiła jeden z fundamentów komunikacji wyborczej Donalda Tuska, który wielokrotnie przedstawiał polską politykę jako walkę dobrej PO ze złym PiSem.
"Wedle pisowców zło się czai w naszym bliskim otoczeniu: w Niemczech, Unii Europejskiej, Rosji, wśród transnarodowych „lewaków” i „pedałów”. Polska „typu pisowskiego”, a więc Rzeczpospolita sarmacka oraz sanacyjna II RP, zbierała cięgi od „sił zła”, wyraźnie przytłaczających ją materialnie i bezspornie lepiej zorganizowanych. Toteż Polska PiS-u chaotycznie się zbroi, choć swą polityką tyleż czupurną, co bezmyślną, sama ściąga zagrożenia na swą głowę. Skłóciwszy Polskę ze wszystkimi znaczącymi partnerami międzynarodowymi, pisowcy - jak na osobowości histeryczne przystało - paradują z mocarstwową gębą, wygrażają Berlinowi, Brukseli, Moskwie, Pradze, a nawet Kijowowi" - napisał Bratkiewicz.
"Dzisiaj po stronie pisowskiej harcują niedouk i gbur w barwach narodowych. Wrogość, którą wylewają na inteligencję: „salon”, „jelyty”, „yntyligencję” - jak ją usiłują buraczanie wykpiwać - dorównuje nienawiści, jaką zachłystywał się lud sowiecki w zetknięciu ze światem Zachodu: eleganckim, wynalazczym, przedsiębiorczym, zdobywczym. W ten sposób ludy eurazjatyckie rekompensują sobie własne zacofanie, nieudaczność i gnuśność, które się stają, dzięki obrzędowej tromtadracji i pijaństwu, szczerymi cnotami: naszymi, rdzennymi, od pługa" - czytamy dalej.
"Rzeczywiście, nie żywię „oddania” Polsce, gdzie rządzi PiS. Bo „lud pisowski” oddał ją w pacht - za „chleb” („500 plus”, trzynastą emeryturę itp.) i za „igrzyska” (szczucie na proeuropejskie elity) - rozjuszonym koczkodanom: w konfederatce, koloratce i z karabelką. Uważam, co więcej, że Polska pod rządami PiS-u utraciła szacunek w świecie zachodnim niczym tandetny cyrk z mocarzami podnoszącymi tekturowe sztangi i treserami świń przemalowanych na tygrysy. Zyskała poważanie tylko na straganach na lewo i prawo od Hermenegildy" - pisze dalej autor.
"I „lud pisowski”, skupiony w trzódkę, którą PiS wypuszcza na wypas, pasterzą zaś księża-dobrodzieje, wywdzięcza się Kaczyńskiemu - jak kilkadziesiąt lat temu komunie - za dobrodziejstwa zapomóg oraz gościńców socjalnych i zwłaszcza za pognębienie „salonu” i „mądrali”. Jest mu tak wdzięczny, że nie wie, w co prezesa całować" - podsumowuje swój ciężkostrawny monolog.