Trwający Synod o synodalności ma pomóc Kościołowi w przezwyciężeniu obecnego kryzysu. Zdawałoby się, że naturalną odpowiedzią Kościoła na każdy kryzys powinno być zwrócenie większej uwagi na największy skarb pozostawiony Kościołowi przez Chrystusa, czyli na sakramenty.
Tymczasem, jak zauważa na łamach tygodnika „Idziemy” o. prof. Dariusz Kowalczyk, słowo „sakrament” pojawia się w synodalnym dokumencie końcowym Europejskiego Zgromadzenia Kontynentalnego zaledwie cztery razy.
- „Przy czym sakrament pojawia się raz w kontekście dostępu kobiet do sakramentu święceń, a raz w zdaniu, że na podstawie sakramentu chrztu, jako członkowie Ludu Bożego o równej godności muszą one [kobiety] zajmować należne im miejsce w realizacji misji Kościoła”
- wskazuje jezuita.
Dwa razy pojawia się też słowo „Eucharystia”. W jednym miejscu autorzy ubolewają, że jej sprawowaniu nie towarzyszy właściwa radość. W drugim zaś przekonują, że należy „synodalnie i na nowo zrozumieć Eucharystię”.
- „Dziwi ten brak głębszych odniesień do sakramentów w refleksji synodalnej. A przecież to właśnie sakramenty wytyczają rytm praktykowania katolickiej wiary we wspólnocie”
- podkreśla dogmatyk.
Duchowny wskazuje na „umniejszanie wagi życia sakramentalnego”. Zwraca też uwagę na synodalną „inkluzyjności”, w ramach której do sakramentów mają zostać dopuszczone osoby rozwiedzione i żyjące w nowych związkach czy pozostające w związkach homoseksualnych. Przypomina w tym kontekście, że od początku chrześcijaństwa „dopuszczanie do sakramentów wymagało nawrócenia, wyznania wiary, określonej postawy”.