Z danych hiszpańskiego operatora Red Eléctrica wynika, że 28 kwietnia, zaledwie w ciągu pięciu minut, produkcja energii słonecznej w Hiszpanii spadła z ponad 18 do 8 gigawatów. Choć pogoda była umiarkowana, eksperci mówią o „utratcie mocy” w dużych elektrowniach PV w południowo-zachodnim regionie kraju. W efekcie zerwały się połączenia z Francją i doszło do kaskadowej awarii w systemach Hiszpanii oraz Portugalii.

Problemem mogła być zbyt mała bezwładność systemu – brak odpowiedniego bufora w postaci dużych, obracających się mas turbin gazowych lub parowych. System oparty w ponad 70% na źródłach odnawialnych nie miał jak zrekompensować nagłego spadku produkcji. Energia słoneczna, choć niskoemisyjna, nie oferuje bowiem takiej elastyczności jak źródła konwencjonalne.

Przemysł i sektor usług poniosły dotkliwe konsekwencje. Hiszpańska federacja pracodawców CEOE ocenia straty gospodarcze na ok. 1,6 miliarda euro. Produkcja stanęła m.in. w zakładach Volkswagena i SEAT-a, a rafinerie mogą wznowić działalność dopiero za kilka dni.

W reakcji na wydarzenia premier Pedro Sánchez zapowiedział śledztwo prowadzone przez hiszpańskie służby oraz niezależne dochodzenie Komisji Europejskiej. Współodpowiedzialność wynika z faktu, że system energetyczny Hiszpanii jest połączony z sieciami Francji, Portugalii, Maroka i Andory.

Debata na temat bezpieczeństwa energetycznego w kontekście dynamicznego rozwoju OZE nabiera nowego wymiaru. Dane think tanku Ember wskazują, że w Hiszpanii ponad 43% energii pochodzi z wiatru i słońca – wynik znacznie powyżej średniej unijnej. Jednak poniedziałkowy kryzys pokazał, że brak odpowiednich mechanizmów stabilizacji może doprowadzić do katastrofalnych skutków.

Premier Sánchez uspokaja, że blackout nie był wynikiem „nadmiaru zielonej energii”, lecz chwilowej niestabilności. Eksperci domagają się jednak szybkiego wdrożenia technologii magazynowania energii i większej roli rezerwowych źródeł mocy.