Podczas ceremonii przeniesienia ciała Franciszka do Bazyliki św. Piotra Kamerling Kevin Farrell był ubrany w szaty liturgiczne, jakich w Watykanie nie widziano od ponad 12 lat.

„Koniec karnawału” - tak miał powiedzieć Franciszek, kiedy w zakrystii Kaplicy Sykstyńskiej mistrz ceremonii Guido Marini chciał mu wręczyć tradycyjne szaty.

Strój Kamerlinga trudno odczytać inaczej, niż jako policzek w twarz Bergogliańskiego „stylu”. „Koniec karnawału” - zdaje się mówić Farrell, mając na myśli „karnawał” prostoty i łamania wielu elementarnych zwyczajów i tradycji.

Część komentatorów uważa, że to wyraźny sygnał dla Argentyńczyków w Kurii Rzymskiej z kardynałem Victorem Manuelem Fernándezem: czas pakować walizki, to koniec latynoskich porządków.

To na pozór zaskakujące, bo Farrell został kreowany kardynałem przez Franciszka i to już w 2016 roku. Sakry biskupiej udzielał mu lata wcześniej nie kto inny, jak sam nieszczęsny Theodore McCarrick. Nie każdy jednak kocha rękę, która go karmi, nawet jeśli karmi dobrze.

Farrell nie jest modernistą „od kołyski” – wywodzi się z Legionistów Chrystusa. Koniunkturowa gadka o dialogu nie musiała go nigdy wiele kosztować. Teraz może czas postawić na innego konia. Grunt to przetrwać...

Kilka dni temu wpływowy Amerykanin kardynał Timothy Dolan mówił, że kardynałowie życzą sobie kogoś o „sercu Franciszka”, ale gotowego do głębszego „czerpania ze skarbów przeszłości”.

Póki co zaczęto od czerpania z liturgicznej szafy. Dobre i to.

Bo przecież nawet niektórzy zadeklarowani liberałowie mogą mieć więcej zrozumienia dla katolickich tradycji i dobrego smaku, niż miał papa Buongiorno.