Naczelny „Gazety Wyborczej” był gościem określonej przez Krzysztofa Stanowskiego „arcykapłanką propagandy” Doroty Wysockiej-Schnepf, która pytała go o posiedzenie komisji regulaminowej, która opowiedziała się za uchyleniem immunitetu i wyrażeniem zgody na zatrzymanie i tymczasowe aresztowanie Zbigniewa Ziobry.

- „Oglądałem, oczywiście, że oglądałem. I co nam pokazano tam? Ona pokazała, że technika polityków PiS-u polega na tym, że się przerywa, wrzeszczy, powtarza się, że Tusk wszystkiemu winien. To jest, można powiedzieć, coś, co ja znam z wieców, ale to były głównie wiece albo faszystowskie”

- mówił Michnik.

Podkreślił, że „przecież faszyści nie mówili, że chcą władzy po to, żeby wszystkich brać za mordę, oni tylko to robili, jak zdobyli władzę”.

- „A jak szli do władzy, to mówili właśnie, że będą się opiekować biednymi, wykluczonymi. Dla Niemców w Polsce przed wojną się mówiło, o katolickiej Polsce, narodu polskiego. Polska tylko dla Polaków. Ale jak to połączyć teraz z tym dzisiejszym Ziobrą, którego nie było, ale o którym mówiono? Wystarczy sobie przypomnieć, co on mówił na tych wszystkich swoich mitingach, co on proponował, co on mówił o uchodźcach, co on mówił o Unii Europejskiej. To jest niestety skrajne skrzydło tego obozu populistycznego nihilizmu, głęboko antydemokratycznego i który w gruncie rzeczy jest taki cały spór. Chodziło akurat nie o Ziobrę, tylko o Macierewicza, że to jest agent Moskwy”

- dodał.

Obrażając byłego ministra sprawiedliwości przekonywał, że ten „destruuje politykę polską”.

- „Sam z siebie nie jest to jakaś wybitna postać, ale ma otoczenie wiernych adiutantów, którzy są doskonale wyćwiczeni we wrzaskach. Muszę powiedzieć, że ktoś nawet mówił takie pytanie, czy wam nie jest wstyd? Nie, oni są bezwstydni”

- mówił.

Dalej, mówiąc o Prawie i Sprawiedliwości, mówił o „miksie faszyzmu i bolszewizmu”.