1. Czy judaizm jest równoprawną z chrześcijaństwem drogą do zbawienia?
Dla uniknięcia nieporozumień trzeba odróżnić religioznawcze pojęcie judaizmu (czyli religii żydowskiej) od etnologicznego pojęcia narodu żydowskiego. W niniejszych uwagach będę operował tylko tym pierwszym pojęciem. Wiadomo bowiem, że chociażby wszyscy Apostołowie, od Piotra do Pawła, byli Żydami w pojęciu narodowościowym, choć w znaczeniu religioznawczym są przecież pierwszymi chrześcijanami. Równocześnie są Żydzi, którzy wyrzekają się wszelkiej religii i nawet ją zawzięcie zwalczają. Przykładem z historii jest chociażby Karol Marks. Trudno jest jednak całkowicie oddzielić religię żydowską od narodu żydowskiego, a to głównie z powodu zawartych w niej wątków nacjonalistycznych (oto niektóre miejsca, mówiące o miłości do rodaków i nienawiści wobec innych narodów: Kpł 19,18; Pwt 7,1n.; 15,3; 20,10-13; 25,17-19; porównaj Mt 5,43).
Przez judaizm rozumiem więc religię, która opiera się przede wszystkim na Pięcioksięgu Mojżesza (Tora) w określonej tegoż interpretacji (Talmud). Nie wchodząc w rozróżnienia między poszczególnymi ugrupowaniami w łonie judaizmu (za czasów Chrystusa byli to chociażby saduceusze i faryzeusze), można powiedzieć, że wspólną ich cechą, gruntownie odróżniającą judaizm od chrześcijaństwa, jest odrzucenie Jezusa Chrystusa jako Mesjasza, czyli zapowiedzianego przez proroków Zbawiciela. Mówią o tym Ewangelie, przede wszystkim w opisach Męki Chrystusa: Chrystus został przez ówczesnych przywódców judaizmu skazany na śmierć za to, że „sam siebie uczynił Synem Bożym" (J 19,7; porównaj także Mt 26,59-68; Mk 14,60-65; Łk 22,66-71). Tymczasem przekonanie, że Jezus z Nazaretu jest zapowiedzianym w Starym Testamencie Zbawicielem i Synem Bożym, stanowi absolutną podstawę chrześcijaństwa. Za tę prawdę został ukrzyżowany sam Chrystus, za nią też ponieśli męczeństwo Apostołowie i za nimi zastępy chrześcijan wszystkich wieków, od więzień jerozolimskich (porównaj Dz4,1-3; 5,17n.33.40; 7,58; 8,1) aż do łagrów sowieckich. Ciekawym przypadkiem jest święty Paweł z Tarsu. Wpierw zwalczający chrześcijaństwo wyznawca judaizmu, stał się następnie gorliwym głosicielem Ewangelii Zbawienia w Chrystusie (porównaj Dz 9). Tenże właśnie Apostoł, niegdyś bojownik Prawa żydowskiego, niestrudzenie głosił, że „w Prawie nikt nie osiąga usprawiedliwienia przed Bogiem" , i że „z przekleństwa Prawa wykupił nas Chrystus" (Gal 3,11-13). Prawdy te należy rozumieć w świetle nakazu misyjnego samego Chrystusa: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony" (Mk 16,15n). Te słowa Ewangelii zachowują swoją ważność niezmiennie na zawsze. Żaden papież i żaden sobór nie odważył się i nigdy się nie odważy ogłosić je za nieaktualne (zdobyć się na to mogą tylko jacyś pseudoteologowie, u których zresztą trudno czasem odróżnić głupotę od zuchwałości, zakładającej zarówno ignorancję jak i niedorozwój umysłowy u swoich odbiorców). Zadaniem Kościoła może być tylko wyłożenie właściwej treści Pisma Świętego W tym właśnie świetle należy szukać odpowiedzi na postawione pytanie.
Zbędne jest tutaj roztrząsanie kwestii, czy odrzucenie Zbawienia w Chrystusie może być drogą Zbawienia. Jest bowiem oczywiste, że nie ma szansy na ratunek ktoś, kto tonąc odpycha wyciągniętą ku sobie rękę ratownika. Osobno natomiast należy rozważyć pytanie, czy w poszczególnym przypadku wyznawanie judaizmu przez konkretnego człowieka musi oznaczać w pełni świadome i dobrowolne odrzucenie Zbawienia Chrystusowego. Pytanie to dotyczy zresztą także wyznawców innych religii czy nawet niewierzących. Według nauki Kościoła bowiem zacytowane powyżej słowa Chrystusowego nakazu misyjnego odnoszą się do świadomego i dobrowolnego odrzucenia Ewangelii oraz chrztu. To przekonanie znajduje swój wyraz szczególnie w nauce o „niewyraźnym pragnieniu" Zbawienia, czyli przyjęcia wiary chrześcijańskiej i włączenia do Kościoła (votum Ecclesiae implicitum). Już samo to pragnienie „przynosi owoce chrztu" człowiekowi, który „cierpi na nieprzezwyciężalną niewiedzę" odnośnie spraw Zbawienia (KKK 1258 oraz List Świętego Oficjum z 8 sierpnia 1949 roku). Katechizm Kościoła Katolickiego mówi dalej: „Każdy człowiek, który nie znając Ewangelii Chrystusa i Jego Kościoła, szuka prawdy i pełni wolę Bożą, na tyle, na ile ją zna, może być zbawiony. Można przypuszczać, że te osoby zapragnęłyby wyraźnie chrztu, gdyby wiedziały o jego konieczności" (KKK 1260). Możliwość ta bynajmniej nie umniejsza konieczności przyjęcia wiary w Chrystusa i chrztu, gdyż na nich właśnie ta możliwość się opiera i z nich wypływa: „Kościół nie zna oprócz chrztu innego środka, aby zapewnić wejście do szczęścia wiecznego. [...] Bóg związał zbawienie z sakramentem chrztu, ale sam nie jest związany swoimi sakramentami" (KKK 1257). Ze słów tych wynika jasno, że jedyną prawowitą, to znaczy wytyczoną ludziom przez Boga, drogą Zbawienia jest przyjęcie wiary chrześcijańskiej i przynależenie do Kościoła. W przeciwnym razie zresztą zupełnie zbędne i tym samym absurdalne byłoby Chrystusowe dzieło zbawcze, począwszy od Wcielenia, poprzez Krzyż i Zmartwychwstanie, aż do sprawowanych przez Kościół sakramentów, udzielających łaskę zbawczą. Skoro „Bóg jest miłością" (U 4,8) i „pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy" (1Tm 2,4), to także owo wyznaczenie przez Boga drogi zbawienia w Jezusie Chrystusie jako „jedynym Pośredniku" (1Tm 2,5) należy rozumieć przede wszystkim w świetle Bożej miłości i woli: „W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu" (U 4,9). Skoro miłość ku nam skłoniła Boga do takiego dzieła, to musiało ono być dla nas naprawdę ważne i niezbędne. Przecież nie można twierdzić, że wynikało ono z kaprysu, gdyż takowa motywacja na pewno nie miałaby nic wspólnego z miłością. Ostatecznie pozostaje więc pytanie: Czyż przyjęcie miłości można postawić na równi z jej (choćby nawet nie w pełni odpowiedzialnym) odrzuceniem? Czym innym jest bowiem dopuszczalność, a czym innym równowartość i równoprawność.
2. Jak należy rozumieć, że chrześcijaństwo jest Nowym Izraelem?
Najpierw trzeba sprecyzować pojęcie „chrześcijaństwa". Rozumiem je tutaj w sensie ściśle teologicznym, jako społeczność ludzi ochrzczonych i wyznających wiarę objawioną przez Chrystusa w jej pełni. Przez „pełnię" rozumiem całość prawd nauczanych przez Kościół jako objawione, a więc przede wszystkim dogmaty wiary katolickiej. Nie wchodząc głębiej w kwestię rozróżnienia między „jednym, świętym, katolickim i apostolskim" Kościołem a chrześcijaństwem w sensie socjologicznym (czyli ogółem ludzi ochrzczonych i powołujących się w swej wierze na Chrystusa), preferuję mówienie tutaj o Kościele katolickim jako chrześcijaństwie całościowym i pełnym.
Przede wszystkim należy być bardzo ostrożnym w stosowaniu określenia „starsi bracia we wierze" w odniesieniu do wyznawców judaizmu. Trzeba bowiem mieć stale w pamięci słowa Pisma Świętego i całą patrystyczną tradycję rozumienia opowieści Księgi Rodzaju o dwóch braciach: „starszym" Ezawie i „młodszym" Jakubie (Rdz 25,22-34). Święty Paweł cytuje słowa: „starszy młodszemu służyć będzie" i „Jakuba umiłowałem, a Ezawa miałem w nienawiści" (Rz 9,12-13), rozumiejąc je jako uzasadnienie swojej nauki o łasce danej nie na podstawie pochodzenia z ciała, lecz na podstawie powołania Bożego do zbawienia. Innymi słowy, Ezawjako starszy uosabia dziedzictwo przysługujące na podstawie przyrodzonego pierwszeństwa, Jakub natomiast przedstawia sobą dziedziczenie obietnic Abrahamowych (Rdz 17,4) na podstawie łaski. Według św. Pawła o utracie prawa pierworództwa przez starszego brata i przeniesienie go na młodszego mówi także prorok Ozeasz: „Nazwę 'lud nie mój' - ludem moim, i 'nie umiłowaną' - umiłowaną. I stanie się: w miejscu, gdzie im powiedziano: 'Wy nie jesteście ludem moim', tam nazywać ich będą synami Boga żywego" (Rz 9,25n). Ojcowie Kościoła, jak chociażby święty Augustyn (Confessiones VII 9,15), widzą w Ezawie pierwej do zbawienia powołany „pierworodny Lud Boży", który stracił swoje pierworództwo, w Jakubie natomiast nowowybrany Lud Boży - Kościół, któremu starszy brat służy swoimi proroctwami (co oznacza, że Nowy Testament opiera się na Starym Testamencie). W tym wątku zarysowana jest już nieco problematyka tytułu Kościoła jako „Nowego Izraela". Analiza tego wyrażenia na podstawie pism Ojców Kościoła i teologów oczywiście przekracza ramy niniejszej wypowiedzi. Podsumowując krótko jego rozumienie w teologii chrześcijańskiej trzeba przede wszystkim stwierdzić, że jego podstawę stanowi przekonanie o utracie przez plemię izraelskie obietnic danych niegdyś Abrahamowi. Jak Ezaw utracił błogosławieństwo przysługujące mu naturalnie jako pierworodnemu (Rdz 25,27-34) i ono przeszło następnie na wybranego przez łaskę Bożą Jakuba, którego innym imieniem jest Izrael (Rdz 32,29), tak po odrzuceniu Mesjasza przez potomków Jakubowych (czyli „Stary Izrael") przeszło błogosławieństwo Abrahamowe na wybrańca nie z urodzenia, lecz z łaski - na Kościół jako „Nowy Izrael", jednoczący w sobie wszystkich, którzy uwierzyli w spełnienie się obietnic mesjańskich w Chrystusie: „Dziedzictwo to zależy od wiary, by było z łaski i aby w ten sposób obietnica pozostała niewzruszona dla całego potomstwa, nie tylko dla potomstwa opierającego się na Prawie, ale i dla tego, które ma wiarę w Abrahama" (Rz4,16). Dlatego właśnie „nie wszyscy, którzy pochodzą od Izraela są Izraelem" (Rz 9,6). Święty Paweł zaznacza wyraźnie różnicę między „Izraelem według ciała" (1Kor 10,18) a „Izraelem Bożym" (Gal 6,16). To drugie pojęcie odróżnia się od pierwszego brakiem konotacji fizycznej i nacjonalistycznej, a ma znaczenie w swej istocie duchowe i uniwersalistyczne: „Nie ma już różnicy między Żydem a Grekiem. Jeden jest bowiem Pan wszystkich" (Rz 10,12); „Nie ma już Żyda ani poganina... wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie. Jeżeli zaś należycie do Chrystusa, to jesteście też potomstwem Abrahama i zgodnie z obietnicą - dziedzicami" (Gal 3,28n). Ta odziedziczona obietnica zawiera w sobie przede wszystkim dary Zbawienia, czyli osiągnięcie dóbr mesjańskich, „dostęp do tej łaski, w której trwamy i chlubimy się nadzieją chwały Bożej" (Rz 5,2). Po drugie oznacza ona posłannictwo, związane z jej uniwersalistycznym charakterem, czyli rozszerzanie otrzymanego dziedzictwa na cały świat i na wszystkich ludzi poprzez krzewienie wiary w Chrystusa i włączanie różnych narodów do wspólnoty „Nowego Izraela" - Kościoła: „My właśnie głosimy wam Ewangelię o obietnicy danej ojcom: że Bóg spełnił ją wobec nas jako ich dzieci" (Dz 13,32n). Posłannictwo Kościoła jako „Nowego Izraela" łączy się więc nierozerwalnie i istotnie z misją zbawczą samego Chrystusa: sakramenty powierzone przez Niego Kościołowi są jakby przedłużeniem i zastosowaniem dla ludzi wszystkich czasów tego, co raz na zawsze zostało dokonane w Chrystusowym dziele zbawczym.
3. Na czym polega misja Izraela po odrzuceniu przez judaizm Chrystusa jako Zbawiciela?
Pytanie to wiąże się bezpośrednio z omówioną pierwej kwestią „dróg zbawienia", a pośrednio zostało już poruszone w ostatnich uwagach. Trzeba by oczywiście bliżej określić, co się rozumie przez „misję". Skoro judaizm odrzucił Chrystusa jako Zbawiciela, to tym samym odrzucił Chrystusową misję zbawczą, adresowaną zarówno do siebie jak i do narodów pogańskich. Tym bardziej nie można twierdzić, jakoby judaizm miał służyć czemuś, co zdecydowanie odrzucił, gdyż jak mówi święty Paweł: „Nie chcąc uznać, że usprawiedliwienie pochodzi od Boga, i uporczywie trzymając się własnej drogi sprawiedliwości, nie poddali się usprawiedliwieniu pochodzącemu od Boga" (Rz 10,3). Wbrew własnej woli natomiast judaizm może być nośnikiem pewnego przygotowania do przyjęcia Zbawienia. Chodzi głównie o zawarte w „Prawie" (czyli Torze) podstawowe prawdy Objawienia, dotyczące na przykład stworzenia, i o zasady moralne zawarte w przykazaniach Bożych. Dlatego właśnie Św. Paweł nazywa Prawo „wychowawcą ku Chrystusowi" (1Kor 4,24). Skoro judaizm powołuje się na księgi, które także chrześcijanie uważają za natchnione przez Boga (Stary Testament), to stanowi to pewną więź, przynajmniej na płaszczyźnie literalnej. Oczywiście chrześcijańskie rozumienie Starego Testamentu zasadniczo różni się od rozumienia tychże ksiąg przez judaizm. Chrześcijaństwo rozumie je bowiem w świetle Nowego Testamentu, judaizm natomiast interpretuje je poprzez Talmud. Sam Chrystus ogłosił: „Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić" (Mt 5,17). Chrystus właśnie jest objawieniem dotychczas ukrytej tajemnicy Zbawienia (porównaj Kol 1,26n) i „Pełnią" (Ef 4,13). Judaizm uznał Go jednak za gwałciciela Prawa i skazał na ukrzyżowanie. Chrystus powiedział o tym tragicznym odrzuceniu, płacząc nad Jerozolimą: „O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi. Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami" (Łk 19,42). Święty Paweł mówi wprost: „I tak aż do dnia dzisiejszego, gdy czytają Stare Przymierze, pozostaje nad nimi ta sama zasłona, bo odsłania się ona w Chrystusie" (2 Kor 3,14). Oczywiście lepiej mieć skarb nie wiedząc, co się ma, i nie umiejąc z niego właściwie korzystać, niż nie mieć go wcale. Tym niemniej jednak tylko ten, kto potrafi przetopić surowe kruszywo i wykuć z niego naczynie, może zaczerpnąć ze zdroju Zbawienia.
Ks. Dariusz Olewiński