Fronda.pl: Tomasz Terlikowski twierdzi, że zgoda na przyjmowanie nielegalnych migrantów jest „testem na chrześcijaństwo”. Swoją tezę publicysta poparł cytatem z Księgi Powtórzonego Prawa, gdzie Mojżesz wzywa lud do „miłowania cudzoziemca”. Chrześcijaństwo wymaga twierdzącej odpowiedzi na pytanie o to, czy otworzyć polskie granice na migrantów chcących je przekraczać w nielegalny sposób? Pytanie, którego kontekstem jest wykorzystanie przez Kreml i reżim Aleksandra Łukaszenki migrantów jako tzw. „broni demograficznej”.

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: Niewątpliwie pan redaktor Terlikowski ma rację przywołując słowa Mojżesza wzywającego lud Izraela do miłowania cudzoziemców. Takich słów i wezwań w Biblii jest wiele, może najbardziej charakterystyczny i znaczący jest tekst z Wj 22, 20-23: „Nie będziesz gnębił i nie będziesz uciskał cudzoziemców, bo wy sami byliście cudzoziemcami w ziemi egipskiej. Nie będziesz krzywdził żadnej wdowy i sieroty. Jeślibyś ich skrzywdził i będą Mi się skarżyli, usłyszę ich skargę, zapali się gniew mój, i wygubię was mieczem i żony wasze będą wdowami, a dzieci wasze sierotami”. Trzeba jednak zauważyć bardzo wyraźnie, że w Biblii znajdujemy teksty, najoględniej mówiąc, nieco bardziej zniuansowane i cała sztuka lektury Biblii polega nie na wyrywkowym traktowaniu poszczególnych słów czy cytatów dla własnych potrzeb. Bo warto na przykład zestawić ten tekst z Księgi Wyjścia z tekstem Księgi Kapłańskiej (Kpł 24, 16-21), który nakłada na wszystkich Izraelitów, tubylców i obcych, równe religijne i społeczne obowiązki: szacunek dla imienia Bożego, zakaz zabijania (Mord), zadośćuczynienie za szkody, które jeden drugiemu spowodował („Taliongesetz”). Ustalenia te kończy zdanie Kpł 24, 22: „Jednakowo będziecie sądzić i przybyszów, i tubylców, bo ja jestem Pan, Bóg wasz”. Równość obowiązków rozciągnięta jest na wszystkie Boże wskazania. Myślę, że pan doktor Terlikowski zgodziłby się co do ważności także i tego zapisu, a zarazem dostrzegłby pewne trudności w jego realizacji. Pamiętam, jak przedstawiciele polskiej służby celnej opowiadali o swoich doświadczeniach z Czeczenami – muzułmanami, przekraczającymi granice Polski. Kiedy Czeczeńca próbowała legitymować polska strażniczka, domagał się on, aby uczynił to mężczyzna. Jeżeli polskie służby celne ulegały takiemu żądaniu ze względów kulturowych, to w mentalności muzułmańskiej godziły się wówczas na… obowiązywalność prawa szariatu. I taką świadomość mieli wszyscy pozostali przekraczający granice - świadomość zróżnicowania prawa.

Wreszcie warto może zauważyć w tej narracji biblijnej wypowiedzi proroków. Za czasów Ezdrasza i Nehemiasza utrwaliła się tendencja do ścisłego rozgraniczenia judaizmu od wszystkiego, co nie jest żydowskie. Podam jeden przykład - krytykę „małżeństw mieszanych”. Ezdrasz (Ezd 9, 1) opisuje, co w tym czasie uznane było za zagrożenie: „Lud izraelski, kapłani i lewici nie trzymali się z dala od narodów tych krain, jak i od ich okropności, mianowicie z dala od Kananejczyków, Chetytów, Peryzzytów, Jebuzytów, Ammonitów, Moabitów, Egipcjan i Amorytów, lecz spośród córek ich wzięli dla siebie i dla synów swoich żony, tak że ród święty zmieszał się z narodami tych krain; a książęta i zwierzchnicy przodowali w tym wiarołomstwie”.

Temat stosunku Izraelitów do narodów cudzoziemskich, mówiąc najogólniej, odznaczał się pewną otwartością wynikającą choćby z własnych doświadczeń historycznych i świadomości losu migranta. Zarazem jednak niezmiennie ten stosunek naznaczony jest pragnieniem asymilacji ludów ościennych i jednocześnie zdecydowaną obroną narodu izraelskiego przed wszelkimi próbami zagrożenia ich tożsamości kulturowej, a zwłaszcza religijnej.

Przechodząc przez proroków i Chrystusa, Terlikowski dociera wreszcie do św. Jana Pawła II i jako koronny argument przywołuje cytaty z jego nauczania, m.in. papieskie orędzie z 1999 roku, w którym pisał, że „wyrazem katolickości jest nie tylko braterska wspólnota ochrzczonych, ale także gościnność okazana cudzoziemcowi, niezależnie od wyznawanej przez niego religii, odrzucenie wszelkich barier i dyskryminacji rasowej oraz uznanie osobowej godności każdego człowieka, czemu winna towarzyszyć aktywna obrona jego niezbywalnych praw”. To cenny argument, czy zwykła instrumentalizacja papieskiego nauczania?

Orędzia papieskie ze swej istoty są sprofilowane w tym sensie, że akcentują konkretny, aktualny wymiar rzeczywistości. Nie sposób jednak nie zauważyć, że św. Jan Paweł II, który słusznie uchodzi za „papieża praw człowieka”, w swoim nauczaniu akcentował także obowiązki osoby ludzkiej. Nie podejmując w tym miejscu szerzej tego tematu pragnę przywołać fragment adhortacji św. Jana Pawła II o Europie, w którym w numerach 101 do 102 znajdziemy między innymi takie oto słowa:

„Każdy musi przyczyniać się do rozwoju dojrzałej kultury otwartości, która ma na uwadze jednakową godność każdej osoby i należytą solidarność z najsłabszymi, domaga się uznania podstawowych praw każdego migranta. Do władz publicznych należy sprawowanie kontroli nad ruchami migracyjnymi, z uwzględnieniem wymogów dobra wspólnego. Przyjmowanie migrantów winno zawsze odbywać się w poszanowaniu prawa, a zatem, gdy to konieczne, towarzyszyć mu musi stanowcze tłumienie nadużyć.

Należy również podjąć wysiłek znalezienia możliwych form autentycznej integracji imigrantów — przyjętych zgodnie z prawem — w środowisku społecznym i kulturowym różnych krajów europejskich”. 

Zatem mówiąc o nauczaniu papieskim należy akcentować „kulturę otwartości” wynikającą z godności osoby ludzkiej, „uznanie podstawowych praw każdego migranta”, ale jednocześnie w sytuacjach konfliktowych prawo władz publicznych „do tłumienia nadużyć”. Ważne jest także zwrócenie uwagi na „wysiłek autentycznej integracji migrantów”, co do możliwości którego w ostatnich latach komentarz piszą sytuacje w zachodniej Europie.

I w tym miejscu, po przywołaniu tego papieskiego tekstu, mogę się zgodzić ze stwierdzeniem, że obecna sytuacja jest testem na znajomość nauczania św. Jana Pawła II.

Artykuł Terlikowskiego jest odpowiedzią na pytanie, które ma paść w zapowiadanym przez rządzących referendum. Jego kontekstem jest nie tylko sytuacja na granicy polsko-białoruskiej, ale również proponowany przez Unię Europejską mechanizm relokacji migrantów. Jak należy widzieć ten mechanizm z punktu widzenia nauki Kościoła? Ks. prof. Waldemar Cisło wskazuje, że łamie on podstawowe prawo człowieka do wyboru miejsca, w którym chce żyć. To uzasadniona teza?

Niewątpliwie ma rację ksiądz profesor Waldemar Cisło mówiąc o jednym z podstawowych praw człowieka, jakim jest prawo do migracji, do wyboru miejsca osiedlenia. To prawo zostało określone w sposób czytelny w encyklice św. Jana XXIII „Pacem in terris”, która jest traktowana jako katolicka karta praw człowieka. Trzeba jednak wyraźnie stwierdzić, że Kościół nie nakłada nigdzie na żadne państwo obowiązku przyjmowania migrantów.

W tym teoretycznym napięciu między prawem człowieka a obowiązkiem instytucji państwowych kryje się cała dramaturgia współczesnej sytuacji. Ksiądz profesor Cisło jest wyjątkowym świadkiem dramatów dziejących się w krajach arabskich, jest wyjątkowym świadkiem prześladowań chrześcijan i jego doświadczenia niewątpliwie pozwalają mu formułować z przekonaniem tezę o prawie człowieka do migracji.

Moje doświadczenie, sporadyczne i wyimkowe, ale zarazem konkretne pochodzi jakby z drugiego obszaru - z punktu dojścia. Na to doświadczenie składa się kilkanaście lat wakacyjnych pobytów w obozie Grenzdurchgangslager we Friedland koło Getyngi. To obóz przesiedleńców, w którym początkowo za rządów Helmuta Kohla zastałem migrantów z terenów dawnego Związku Sowieckiego, którzy legitymowali się pochodzeniem niemieckim. Później za czasów Angeli Merkel mogłem doświadczać pierwszych fal uchodźców z krajów arabskich. Byli oni przedstawiani jako właśnie uchodźcy religijni, prześladowani chrześcijanie. Mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że nie było to prawdą – ci ludzie nie okazywali w porażającej większości żadnego związku z wiarą chrześcijańską. Mogę zarazem zaświadczyć, że po raz pierwszy w obozie zrobiło się niebezpiecznie. To, co znacząco odróżniało tych uchodźców w tym konkretnym obozie od ich poprzedników z Kazachstanu, Ukrainy czy Rosji to stan zamożności. Innym czynnikiem wyróżniającym było to, że znacząca część tych ludzi to byli mężczyźni w wieku 20 do 40 mniej więcej lat. Kobiet i dzieci było w tym obozie bardzo niewiele. W samym obozie wydawanie posiłków odbywało się pod kontrolą policji niemieckiej. Często także interweniowały tam służby medyczne. Mam też ciekawe relacje mojego młodego znajomego z Polski z jego kilkuletniej i systematycznej pracy w ośrodku dla młodych uchodźców afgańskich pod Berlinem. Najkrócej ujmując sądzę, że nie kwestionując prawa do migracji musimy odczytywać to prawo w przestrzeni realnych możliwości. Trzeba z całą mocą podkreślać, że Polska odpowiedziała w sposób wręcz heroiczny na autentyczne potrzeby migrantów przekraczających polskie granice w wyniku agresji Rosji na Ukrainę. I o tym w żaden sposób też nie możemy zapominać. To był zweryfikowany nasz test na chrześcijaństwo.

Abp Grzegorz Ryś udzielił wywiadu Polskiej Agencji Prasowej, w którym był pytany o rolę Kościoła w trwającej kampanii wyborczej. Kardynał-nominat podkreślił, że wystrzegając się promowania konkretnych partii, Kościół powinien zajmować głos w kwestiach, które dotyczą moralności. Taką kwestią jest z pewnością problem migracji. Jakie jeszcze widzi Ksiądz Profesor aktualne problemy społeczne, w których Kościół powinien zabierać głos?

To bardzo trudne pytanie. W tym sensie, że patrząc na wydarzenia synodalne i cząstkowe dokumenty, które pojawiają się w chwili obecnej, zastanawiam się czy Kościół rzeczywiście podejmuje świadomość nad sobą w świecie współczesnym? Powtarzanie jak refren problemów inkluzywności, duszpasterstwa osób LGBT, ekologii, zrównoważonego rozwoju - jest w moim przekonaniu rozmijające się z rzeczywistością.

Stanęliśmy dzisiaj w obliczu gigantycznych wyzwań. Czas pandemii odsłonił między innymi zagadnienie wolności religijnej. I nie chodzi mi tutaj tylko o kwestie dostępu do posług religijnych, ale może jeszcze bardziej chodzi mi o straszną skalę bezkarnej agresji, która dotknęła Kościół w czasie krwawej jesieni 2020 roku. Nie waham się stwierdzić, że był to moment eskalacji prześladowań Kościoła katolickiego wyrażanej w różnej formie i na różne sposoby. To jest temat, który wymaga w sposób pilny mocnego i zdecydowanego komentarza. „Przetrwaliśmy”, jeśli tak można określić atak na św. Jana Pawła II i czeka nas zapewne w najbliższym czasie ponowny atak. Tymczasem wciąż niewiele robimy dla promowania myśli świętego Papieża. Nie zabieramy też głosu w kwestiach rozlicznych kłamstw wizerunkowych Kościoła. W ostatnich dniach, na jednym z portali internetowych przeglądam artykuły dotyczące życia sióstr zakonnych (wszak one nie były jeszcze dotąd zaatakowane przez media), czytam o pielgrzymkach na Jasną Górę jako aktach pijaństwa i czynności seksualnych. Kościół jest wciąż opluwany i sadzony na ławie oskarżonych za czyny niepopełnione a nasze wypowiedzi, nie tylko biskupów, ale nas ludzi Kościoła, są w tej kwestii wyjątkowo powściągliwe.

Żyjemy w dobie ideologii ekologizmu, ideologii zrównoważonego rozwoju, która kryje w sobie szereg niebezpieczeństw. Słyszymy rozproszone głosy dotyczące zmiany stylu odżywiania, rezygnacji z mięsa. Niedawno przeczytałem o projektach Unii dotyczącej produkcji papieru toaletowego najpierw ze słomy, a wkrótce już rezygnacji z tego sposobu załatwiania potrzeb higienicznych. Takie informacje irytują, śmieszą. Ale przecież one dewastują całe sektory przemysłu, rolnictwa, hodowli zwierząt. Z punktu widzenia chrześcijańskiego niszczą prawdę o człowieku jako koronie stworzenia.

Realnym problemem staje się transseksualizm, który jest wypadkową ideologii gender. Niektóre instytucje międzynarodowe, takie jak Francuska Akademia Medyczna czy Instytut Karolisska w Szwecji orzekły, że promowane zjawisko jest w gruncie rzeczy „epidemią społeczną” a nie realnym faktem biologicznym. W Stanach Zjednoczonych ukazała się bardzo interesująca katecheza jednego z biskupów amerykańskich adresowana do przede wszystkim rodziców dzieci i młodzieży zmagających się z transseksualizmem. W Polsce mieliśmy kilka wypowiedzi na temat ideologii gender, ale w związku z rozwojem poglądów tam tworzonych, wymagana jest niewątpliwie aktualizacja.

Osobnym problemem byłoby poważne kościelne pochylenie się nad projektem Wielkiego Resetu z jego konsekwencjami nowego ateizmu czy transhumanizmu. Można powiedzieć, że to sprawy oderwane od rzeczywistości. Ale tak nie jest, świat idei kształtuje naszą rzeczywistość i zaczynamy się o tym przekonywać. Warto chociażby w dobie Wielkiego Resetu przypomnieć tradycyjną naukę Kościoła o prawie do własności prywatnej, którą tak mocno akcentował już papież Leon XIII w zaraniu katolickiej nauki społecznej.

Zostawiam na koniec kwestię niezmiennie ważną - kwestię wartości życia ludzkiego z wszystkimi znaczeniami tego stwierdzenia - wartości i świętości życia ludzkiego. Wydaje mi się, że ten temat wciąż domaga się obszernego permanentnego przepowiadania w postaci swoistej katechezy.

Metropolita łódzki podkreślił, że nie jest mieszaniem się do polityki przypominanie w kampanii wyborczej nauki Kościoła na temat aborcji wskazując, iż „katolik nie powinien przykładać ręki do liberalizacji prawa aborcyjnego”. Stosunek do aborcji powinien być dla katolika kryterium kluczowym? Jeśli tak, to znaczyłoby, że Kościół nie opowiada się za konkretną partią, ale pozostawia do wyboru jedynie dwie formacje na polskiej scenie politycznej, które sprzeciwiają się liberalizacji prawa aborcyjnego.

Myślę, że trzeba byłoby dzisiaj z równą mocą akcentować, iż katolik, który głosuje na formacje polityczne promujące aborcję, promujące ideologię gender czy ekologizm, sprzeciwia się prawdzie o Bogu Stwórcy. Zatem prawdzie o Bogu, który jest Panem życia, który stworzył człowieka mężczyzną i kobietą, a nie urojonymi orientacjami seksualnymi, który przeprowadził w Ogrodzie Eden eksperyment, w wyniku którego człowiek przekonał się, że pośród świata zwierząt nie znajduje dla siebie partnera, a zatem jest podmiotem pośród przedmiotów.

Oczywiście kwestia aborcji jest kwestią wyjątkowo czytelną. Św. Jan Paweł II w encyklice „Evangelium vitae” pisał wyraźnie o okręgach odpowiedzialności za aborcję. Ci, którzy jako politycy promują liberalizację aborcji są za nią odpowiedzialni. Ale odpowiedzialni za czyn aborcji - który jest czynem wewnętrznie złym, to znaczy nigdy nieznajdującym usprawiedliwienia moralnego - są także ci, którzy takich polityków wybierają. I nikt nie może tłumaczyć się tutaj jakimkolwiek postępem kulturowym czy przemianami w świecie. Karol Wojtyła pisał w 1974 r.:

Historia warstwą wydarzeń powleka zmagania sumień. W warstwie tej drgają zwycięstwa i upadki. Historia ich nie pokrywa, lecz uwydatnia... Czyż może historia popłynąć przeciw prądowi sumień?”.

W Polsce cytował te słowa jako papież, dodając „za jaką cenę może?”.

Nadchodzące wybory dla katolików są testem chrześcijańskich sumień - sumień pewnych i prawdziwych, czyli uformowanych na prawdzie Ewangelii i Magisterium Kościoła. Ceną złych wyborów będzie nie tylko określona opcja polityczna, ale ceną tych wyborów może stać się złamanie własnych sumień. A to jest najgłębsza samozagłada człowieka.