Fronda.pl: Choć kard. Robert Prevost nie znajdował się w ścisłej czołówce wymienianych przed konklawe papabili, Ksiądz Profesor był przekonany, że jeśli papieżem nie zostanie kard. Pietro Parolin, zostanie nim właśnie dotychczasowy prefekt Dykasterii ds. Biskupów. Sięgając po polityczną retorykę, można powiedzieć, że na konklawe zwyciężyła frakcja kurialistów. Co to oznacza? Powinniśmy spodziewać się kontynuacji rozpoczętej przez Franciszka rewolucji, jej stonowania czy zatrzymania?

Ks. prof. Andrzej Kobyliński: Stonowania – to najlepsze słowo. Wzburzone fale Kościoła katolickiego potrzebują uspokojenia. W wielu krajach świata katolicy nigdy nie byli tak głęboko podzieleni między sobą jak obecnie. Nowy pontyfikat doprowadzi do wycieszenia wojny wewnątrz Kościoła. Co oczywiście nie znaczy, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znikną realne i poważne różnice doktrynalne między katolicyzmem konserwatywnym i katolicyzmem liberalnym.

Chciałbym dodać jedną istotną uwagę dotyczącą przewidywań „przedwyborczych”. W moich analizach kard. Prevost pojawił się jako bardzo poważny kandydat na objęcie Stolicy Piotrowej dopiero po śmierci i pogrzebie papieża Franciszka.

Dlaczego?

Wcześniej z licznych opracowań watykanistów i innych ekspertów wynikało, że na konklawe największe szanse będzie miał kandydat maksymalnie podobny do papieża z Argentyny. W gronie kardynałów elektorów wyróżniano trzy główne frakcje: skrajnie liberalną, umiarkowanie liberalną i konserwatywną. Wydawało się, że nowym, 267. następcą św. Piotra zostanie przedstawiciel tego pierwszego skrzydła. Dlatego w grupie papabili znajdowały się przede wszystkim cztery następujące nazwiska: Mario Grech z Malty, Antonio Tagle z Filipin, Matteo Zuppi z Włoch i Jean-Marc Aveline z Francji. Sytuacja uległa radykalnej zmianie w trakcie kongregacji generalnych organizowanych w Watykanie, czyli spotkań przedwyborczych kardynałów po śmierci papieża Franciszka.

Co było przyczyną tej zmiany?

Przede wszystkim pojawienie się niektórych opinii krytycznych na temat ostatniego pontyfikatu. Dla mnie najbardziej znaczące były wypowiedzi kard. Fernanda Filoniego – wytrawnego dyplomaty watykańskiego, jednej z najważniejszych postaci w Kurii Rzymskiej, w latach 2007–2011 prefekta Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów. Filoni podkreślał w swoich wypowiedziach oficjalnych i medialnych, że papież nie musi robić sam wszystkiego, nie musi też wszystkiego kontynuować, ani też nie musi wszystkiego robić od nowa. Twierdził, że potrzebujemy papieża, który potrafi zebrać elementy, które należą do różnych tradycji.

W dniu 29 kwietnia 2025 r. z kard. Filonim przeprowadził bardzo ciekawy wywiad Domenico Agasso z włoskiego dziennika „La Stampa”. Ten niezwykle wpływowy kardynał powiedział następujące słowa na temat nowego papieża: „Ani po prawej, ani po lewej stronie, jest potrzebny mediator. Napięcia nas nie martwią, są pożyteczne”. Wypowiedzi tego kardynała doprowadziły do zmiany moich diagnoz dotyczących konklawe. Stało się dla mnie oczywiste, że nowym papieżem będzie reprezentant nie skrzydła radyklanie liberalnego, ale umiarkowanie liberalnego i połączonego z Kurią Rzymską. W ten sposób przed rozpoczęciem konklawe w moich rozważaniach pozostały dwa kluczowe nazwiska: kard. Pietro Parolin i kard. Robert Prevost.

Kierując z loggii Bazyliki św. Piotra swoje pierwsze przesłanie do wiernych, Leon XIV mówił o potrzebie Kościoła synodalnego. Papież Franciszek posłużył się synodalnością do rozpoczęcia procesu decentralizacji Kościoła, oznaczającej przekazanie Kościołom lokalnym pewnej swobody w kształtowaniu doktryny, np. w kwestii podejścia do homoseksualizmu. Leon XIV będzie kontynuował ten proces?

Zdecydowanie tak. Najważniejsze reformy papieża Franciszka już weszły w życie i mają charakter nieodwracalny. Nowy papież jest zwolennikiem Kościoła synodalnego. Z pewnością jego działania będą o wiele bardziej ostrożne niż radykalne decyzje podejmowane dość często przez jego poprzednika. To oznacza, że nie ulegnie zmianie kierunek reform realizowanych w Kościele katolickim. Decentralizacja wprowadzona przez Franciszka zostanie zachowana. Nastąpi wyciszenie niektórych kontrowersyjnych tematów. Reformy wprowadzone przez papieża z Argentyny zostaną teraz doprecyzowane i zakorzenią się jeszcze głębiej w praktyce duszpasterskiej. Takim przykładem może być udzielanie Komunii świętej osobom rozwiedzionym i żyjącym w nowych związkach.

Wydaje mi się, że niewielkiej zmianie może ulec stosunek Watykanu do środowisk tradycyjnych, związanych z liturgią w rycie nadzwyczajnym. Z pewnością z ust papieża Roberta Prevosta nigdy nie padną pod adresem tych kręgów słowa, które mogłyby ich w jakikolwiek sposób ranić czy obrażać. Niestety, inaczej to wyglądało w czasie ostatniego pontyfikatu.

Leon XIV, który już jako swoje zawołanie biskupie obrał słowa „In Ullo ino unum” św. Augustyna, jawi się jako papież, dla którego jednym z najważniejszych zadań będzie załagodzenie sporów wewnątrz Kościoła. Ksiądz Profesor od lat zwraca uwagę na trwającą w Kościele wojnę pomiędzy katolikami przywiązanymi do tradycji, a tymi, którzy opowiadają się za reformowaniem instytucji, praktyk i doktryny. Zakończenie tej wojny jest możliwe? Co może zrobić nowy papież, aby katolicy byli rzeczywiście jednością, niezależnie od społecznych czy kulturowych różnic?

Zakończenie wojny i jedność? Skądże znowu! Brutalna wojna jest dopiero przed nami. Oczywiście papież ze Stanów Zjednoczonych będzie dążył do wewnętrznego pokoju w Kościele, ale przecież to nie oznacza, że katolicy konserwatywni przyznają rację tym liberalnym i odwrotnie. Popatrzmy na spór wśród katolików, który dotyczy moralnej oceny homoseksualizmu. To prawdziwa wojna, która dopiero się rozpoczyna.

Spór wokół homoseksualizmu w Kościele katolickim dotyczy zasadniczo trzech kwestii. Po pierwsze, jak oceniać tendencję homoseksualną i akty homoseksualne? Po drugie, co sądzić o małżeństwach jednopłciowych, adopcji dzieci przez pary homoseksualne i błogosławieniu takich związków w świątyniach katolickich? Po trzecie, czy wolno dopuszczać osoby homoseksualne do święceń kapłańskich i biskupich oraz życia zakonnego?

Na te trzy pytania kardynałowie, biskupi, księża, siostry zakonne, zakonnicy i ludzie świeccy o poglądach konserwatywnych udzielają dzisiaj radyklanie odmiennych odpowiedzi niż katolicy reprezentujący liberalne skrzydło w Kościele katolickim. Niestety, jedność doktrynalna w tych kwestiach jest już dzisiaj niemożliwa. Mam nadzieję, że papież ze Stanów Zjednoczonych będzie mądrym mediatorem w tym sporze, pozwalając na to, aby Kościół oddychał dwoma płucami: konserwatywnym i liberalnym.

Przyjmując wybór na papieża, Ojciec Święty w pewien sposób nakreślił wizję swojego pontyfikatu, wybierając imię Leon. Poprzedni papież o tym imieniu, Leon XIII, przeszedł do historii jako twórca katolickiej nauki społecznej. Można więc spodziewać się, że nowy papież będzie kładł duży nacisk na współczesne problemy społeczne. Które z nich może uznać za kluczowe?

Papież Robert Prevost podjął to zagadnienie 10 maja 2025 r., w trakcie audiencji dla członków Kolegium Kardynalskiego. Wyjaśniając motywy, którymi kierował się przy wyborze swego imienia, przywołał oczywiście postać Leona XIII, który w historycznej encyklice Rerum novarum z 1891 r. poddał analizie kwestię społeczną w kontekście pierwszej wielkiej rewolucji przemysłowej. Dziś, jak podkreślił papież Leon XIV, „Kościół dzieli się z wszystkimi swoim dziedzictwem nauki społecznej, aby odpowiedzieć na kolejną rewolucję przemysłową i rozwój sztucznej inteligencji, które stawiają nowe wyzwania w zakresie obrony godności ludzkiej, sprawiedliwości i pracy”. Na zakończenie tej audiencji Leon XIV zacytował słowa, które w 1963 r., na początku swego pontyfikatu, wypowiedział Paweł VI: „Niech przejdzie przez cały świat wielki płomień wiary i miłości, który rozpali wszystkich ludzi dobrej woli, oświeci drogi wzajemnej współpracy i przyciągnie do ludzkości, ponownie i zawsze, obfitość boskiej łaskawości, samą moc Boga, bez którego pomocy nic nie jest wartościowe, nic nie jest święte”.

Warto w tym miejscu zauważyć, że tego samego dnia na łamach niemieckiego tygodnika „Der Spiegel” dziennikarz Frank Hornig napisał następujące słowa: „Oczekiwania są duże, zwłaszcza na tzw. Globalnym Południu. W konklawe kardynałowie z Afryki, Azji, Ameryki Łacińskiej i Oceanii stanowili niemal większość uprawnionych do głosowania. Nowy papież będzie musiał zająć się ich problemami; bez ich wsparcia nie mógłby sprawować urzędu. Kard. Álvaro Ramazzini z Gwatemali na przykład jasno stwierdził w wywiadzie, że Kościół musi «bronić migrantów, którzy z powodu skrajnego ubóstwa zmuszeni są podejmować niebezpieczne podróże trasami wykorzystywanymi przez przestępców z karteli narkotykowych, gdzie często padają ofiarami wymuszeń i handlu ludźmi». Gdyby Leon XIV postępował zgodnie z tymi słowami, musiałby krytykować rządy w Unii Europejskiej i USA jeszcze ostrzej niż czynił to Franciszek”.

Wpisując imię kard. Prevosta na kartach do głosowania, elektorzy z pewnością myśleli nie tylko o problemach Kościoła, ale również o sytuacji na świecie. Świecie coraz bardziej targanym różnymi wojnami. Troska o pokój jest jednym z najważniejszych zadań, przed którymi staje Leon XIV. Możemy mieć nadzieję na pontyfikat, po którym nazwiemy 267. następcę św. Piotra „papieżem pokoju”? Stolica Apostolska wciąż ma potencjał do odgrywania znaczącej roli w procesach pokojowych?

Mylił się Józef Stalin, który prześmiewczo pytał, ile dywizji ma papież. Nie ulega wątpliwości, że dyplomacja watykańska wciąż odgrywa istotną rolę w polityce międzynarodowej. Co więcej, obecnie znacząco wzmacnia pozycję polityczną papieża fakt, że pochodzi on ze Stanów Zjednoczonych. Jest synem globalnego supermocarstwa. To daje Leonowi XIV wyjątkowo silną pozycję jako ogólnoświatowego lidera religijnego, moralnego i politycznego. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie wzrośnie rola Stolicy Apostolskiej m.in. w dążeniu do osiągnięcia sprawiedliwego i trwałego pokoju w Ukrainie. Może teraz Moskwa i Kijów zaakceptują wcześniejszą propozycję Watykanu jako mediatora? Może negocjacje pokojowe przeniosą się z Arabii Saudyjskiej do Rzymu? Czas pokaże. Warto w tym miejscu zauważyć, że swoje stanowcze zaangażowanie na rzecz pokoju potwierdził papież Robert Prevost 11 maja br., w trakcie niedzielnej modlitwy „Regina Coeli” (Królowo Niebios), gdy powiedział „nigdy więcej wojny”, nawiązując także do słów papieża Franciszka o trzeciej wojnie światowej w kawałkach.

Rozpoczął się nowy pontyfikat, wchodzimy w coś nieznanego. Niektórzy z większą nadzieją, inni z większym niepokojem spoglądają w przyszłość, zastanawiając się, jakim papieżem będzie Leon XIV. Przeglądamy dawne wypowiedzi kard. Prevosta, zgłębiamy jego życiorys, zastanawiając się, jakie nowy papież ma poglądy i spojrzenie na różne kwestie. Gdyby mógł Ksiądz zadać dziś jedno pytanie Ojcu Świętemu, jakby ono brzmiało?

Poglądy papieża z USA zostały już chyba wyczerpująco rozpoznane i opisane przez jakże wielu watykanistów. Dlatego nie pytałbym go te sprawy, ale o jego młodość i wybór życia zakonnego. Dlaczego? Ponieważ to, co we mnie osobiście budzi największy szacunek w biografii nowego papieża, to jest właśnie młodość i niezwykle radykalne decyzje, jakie wówczas podejmował. Szedł pod prąd, był odważny, poważnie traktował orędzie Ewangelii. Pamiętajmy o tym, że obecny papież urodził się i dorastał w bogatym społeczeństwie amerykańskim. W 1977 r., mając 22 lata, wybrał życie zakonne i wstąpił do zgromadzenia augustianów.

Wyobraźmy sobie połowę lat siedemdziesiątych w Stanach Zjednoczonych. Z jednej strony realizacja „American Dream”, dobrobyt, ruch hippisowski, tzw. wolna miłość, konsekwencje rewolucji seksualnej 1968 r., z drugiej zaś głęboki kryzys Kościoła katolickiego po Soborze Watykańskim II, setki księży i zakonników porzucających drogę powołania, negowanie Tradycji, ryzyko rozpadu Kościoła itp. W takim kontekście historycznym i kulturowym Robert Prevost, po licencjacie z matematyki, wstępuje do zakonu, wybiera drogę ascezy, wyrzeczenia i ubóstwa. Co więcej, po przyjęciu święceń kapłańskich wyjeżdża do biednego Peru jako misjonarz. To jest coś, co budzi mój szczery podziw i głęboki szacunek.