Prezydent Rosji Władimir Putin i premier Indii Narendra Modi spotkali się 31 sierpnia na szczycie Szanghajskiej Organizacji Współpracy z sekretarzem generalnym chińskiej partii komunistycznej Xi Jinpingiem. W szczycie wzięło udział również 20 przywódców innych państw regionu. Kilka dni później 3 września w Pekinie odbyła się wielka „defilada zwycięstwa” z okazji 80. rocznicy zakończenia II Wojny Światowej, w której Chiny stały po stronie Aliantów i walczyły przeciwko Cesarstwu Japońskiemu. Oglądało defiladę 30 przywódców innych państw, wśród których był Władimir Putin i lider Korei Północnej Kim Dzong Un. Media światowe obiegły głośne nagłówki mówiące o nowym sojuszu czy nowym koncercie mocarstw, który podzieli świat bez udziału USA i Europy. O powstaniu osi zła i dołączeniu Indii do obozu Chin w wielkim starciu mocarstw światowych itd. Nie zabrakło też komentarzy odnoszących się do „parady zwycięstwa” jako demonstracji siły przez Pekin, który chce w ten sposób zastraszyć swoich przeciwników. Czym więc w rzeczywistości był ten wielki szczyt SOW z udziałem Putina i Modi, o czym mogli rozmawiać przywódcy i jakie moga byc skutki? Czy Chiny budują anty zachodnią nową oś i czy przygotowują się do wojny z USA o Tajwan?
Moim zdaniem mylą się ci, którzy uważają, iż Indie, Rosja i Chiny właśnie stworzyły jakiś nowy sojusz trzech państw. Donald Trump zareagował na to spotkanie z rozczarowaniem, mówiąc o „utracie Rosji i Indii”, tak jak gdyby USA kiedykolwiek te dwa kraje miały po swojej stronie. W rzeczywistości każdy z tych graczy ma własną grę i próbuje lawirować w ten sposób, by wzmocnić się wobec innego. Chiny i Rosja mają wspólny strategiczny interes, który polega na wyrzuceniu USA z tych obszarów, które obaj kraje uważają za swoje strefy wpływów. I ten strategiczny interes łączy te dwa kraje ponad wielu innymi kwestiami, które je dzielą. Administracja Donalda Trumpa aż do teraz wciąż jeszcze żyje złudzeniem, iż sytuację tę można odwrócić, zyskując Rosję po swojej stronie albo przynajmniej zyskując rosyjską neutralność wobec USA. Przez chwilę na początku tego roku wydawało się, że ułożenie podobnego dealu pomiędzy Rosją a USA jest możliwe. Rosja więc w zamian zażądała pełnego wycofania się Stanów ze sprawy ukraińskiej, jak również i ustąpienia jej w wielu innych kwestiach związanych na przykład z obecnością wojsk amerykańskich w Europie. USA nie były zaś w stanie zapłacić tak wysokiej cenę i nie miały zamiaru „sprzedawać” Rosji tego, czego same nie posiadały... czyli Ukrainy i wschodniej flanki NATO. Dlatego kraje te od początku nie miały szans się porozumieć. Donald Trump wystąpił z pomysłem nacisku na Rosję poprzez nałożenie ceł na kraje importujące rosyjską ropę naftową, co z kolei natychmiast uderzyło w Indie kupujące duże ilości rosyjskiej ropy z dużym upustem po to, by później tę ropę przetwarzać, zaś gotowy produkt sprzedawać na rynkach światowych. Trump oczekiwał, iż w ten sposób zmusi Indie do odejścia od rosyjskiej ropy. Zamiast tego Indie zaczęły zbliżać się jak z Rosją tak i z Pekinem, pokazując Stanom, iż próby szantażu zakończą się zacieśnieniem współpracy chińsko-indyjskiej pomimo konfliktów, które te dwa kraje mają w regionie. I Rosja i Indie w ten sposób więc lawirują, prowadząc rozmowy z USA i jednocześnie utrzymując współpracę z Chinami, by pokazać Stanom, że mają alternatywę.
A jaki jest na dzień dzisiejszy cel Chin w tym wszystkim? Moim zdaniem Chiny nie przygotowują się do otwartej wojny, one mają wciąż nadzieję, iż USA ustąpią im bez konfrontacji. Wystarczy poczekać i pokazać Stanom, iż Chiny posiadają siłę militarną, starcie z którą grozi Stanom wielkim upokorzeniem i porażką. I temu służyć ma parada, która sama w sobie jest dość zabawna ponieważ Chiny, które zwyciężyły w II Wojnie Światowej jako sojusznik USA, to były Chiny rządzone przez Kuomintang, partię wciąż grającą kluczową rolę w życiu politycznym Tajwanu. Kraju, który z kolei partia komunistyczna Chin chce podbić i przyłączyć siłą do wielkich Chin kontynentalnych. Komuniści zaś bardziej byli zajęci walką wewnętrzną w czasach II Wojny Światowej niż zwalczaniem japońskiego najeźdźcy. Więc to Tajwan jest dziś pozostałością po tych Chinach, które wygrały w wojnie światowej. Dziś jednak ma to niewielkie znaczenie. Rządzą światem mity o poprzedniej wielkiej wojnie, a dzisiejsze Chiny potrzebują własnego odniesienia do zwycięstwa w tamtej wojnie, by służyło ono za powód do demonstracji siły w obecnym starciu z USA.
W obecnej wielkiej rozgrywce geopolitycznej Chiny nie mogą odizolować się od Zachodu, tak jak niegdyś robił o Związek Radziecki. Nie mamy do czynienia z walką dwóch zupełnie odrębnych systemów. Chiny komunistyczne jako wielka fabryka światowa potrzebują zachodnich rynków zbytu, więc nie śpieszą się z wypowiadaniem otwartej wojny USA i Europie. Zamiast tego chcą pokazać, że to Chiny są nowym obrońcą status quo, systemu wolnego handlu i globalizacji, które tak mocno przyczyniły się do szybkiego rozwoju tego kraju w ostatnich dziesięcioleciach. W tym samym czasie USA ten świat demontują i to one występują w tej chwili w roli siły rujnującej porządek światowy. Tak Chiny przedstawiają obecną sytuację. Żądania amerykańskie wobec innych krajów Chińczycy traktują jako bezpodstawne i zagrażające statusowi quo. Chiny w tej sytuacji są podporą dla takich krajów jak Rosja, Korea Północna, Iran i ... być może niedługo Indie. Nowym filarem, w oparciu o który te kraje mogą przetrwać nacisk zachodnich sankcji. W ten sposób Chiny pokazują pojawienie się nowego bieguna na tym globie, współpraca ekonomiczna z którym pozwala przetrwać nawet w sytuacji pełnej izolacji ze strony zachodu. I dla bardzo wielu krajów to jest atrakcyjna oferta. Tym bardziej, że Chiny nic w zamian nie wymagają oprócz uznania Państwa Środka za ten nowy równy Amerykanom biegun. Nic poza niskim ukłonem. Żadnego uznania prawa międzynarodowego, żadnej moralności, wartości demokratycznych. Możesz prowadzić agresywną wojnę za jakieś terytorium z sąsiadem, mordować, zabijać konkurentów politycznych. To nie ma znaczenia. To twoja własna sprawa i nie wpłynie ona na reguły współpracy ekonomicznej w nowym świecie "równych" budowanym przez Chiny. Oczywiście w świecie tym teoretycznie tylko równi są wszyscy poza samymi Chinami bo Państwo Środka jest poza systemem, ono jak wynika z samej nazwy jest centrum świata i tego systemu. Państwa położone w sensie politycznym bliżej Chin mogą pozwolić sobie na więcej niż te położone dalej. Państwa opowiadające się po stronie zachodu, mogą i muszą być ukarani przez kraje opowiadające się po stronie „świata według Chin”. No i generalnie, świat równych oznacza tylko tyle, że Chiny nie interweniują w sytuacji agresji silniejszego przeciwko słabszemu. Więc w praktyce jest to zwykły świat rządzony przez wilki. Wiki w owczej skórze.
I to jest jasna i klarowna oferta nowego świata od Chin. Czy ta wizja świata zwycięży? Okaże się ciągu najbliższych kilku dekad.

11.09.2025, 19:19
Fot. kremlin.ru CC 4.0
Mikołaj Susujew: Trump sprawił, że Indie, Chiny i Rosja zwierają szyki
Trump oczekiwał, że zmusi Indie do odejścia od rosyjskiej ropy. Zamiast tego Indie zaczęły zbliżać się jak z Rosją tak i z Pekinem, pokazując Stanom, iż próby szantażu zakończą się zacieśnieniem współpracy chińsko-indyjskiej pomimo konfliktów, które te dwa kraje mają w regionie.
Mikołaj Susujew/fronda.pl
Podobał Ci się artykuł? Wesprzyj Frondę »