Guterres mówił o rzekomym wpływie człowieka na „zmiany klimatyczne” i zagrożeniu, jakie to stanowi dla istnienia na ziemi. Dodał jednak, że oprócz zagrożenia „jesteśmy również rozwiązaniem”. Mówiąc o Porozumieniu paryskim, którego celem jest „ograniczenie globalnego ocieplenia do 1,5 stopnia Celsjusza”, stwierdził, że nadszedł „moment prawdy”. Jego zdaniem „prawda” jest taka, że „świat wypluwa emisje tak szybko, że do 2030 r. dużo większy wzrost temperatury będzie niemal gwarantowany”.
Andreas Wailzer z „Life Site News” zwraca uwagę na to, że „Guterres jest znany ze swego hiperbolicznego alarmizmu klimatycznego”. Publicysta przypomina, że w zeszłym roku sekretarz ONZ straszył, iż „epoka globalnego ocieplenia się skończyła; zaczęła się epoka globalnego wrzenia”.
Wailzer podkreśla, że wielu naukowców zwraca uwagę na fakt, że dopiero od 150 lat zaczęto precyzyjnie mierzyć temperaturę, a zaczęło się to „pod koniec tego, co często określa się mianem małej epoki lodowcowej”. 6000 lat temu na Grenlandii temperatury były przeciętnie o 2,5 stopnia wyższe niż dzisiaj – twierdzi naukowiec Jorgen Peder Steffensen z Instytutu Nielsa Bohra na Uniwersytecie Kopenhaskim. A ponieważ rejestrowanie temperatur zaczęto w jednym z najzimniejszych okresów, to należy oczekiwać ich naturalnego wzrostu.
Zdaniem Steffensena, jeśli odnotowuje się wzrost temperatury od prawdopodobnie „najniższego punktu, jaki mieliśmy od 10.000 lat”, to będzie trudno udowodnić, czy jest to spowodowane aktywnością człowieka, czy naturalnym procesem. Z kolei naukowcy skupieni w CO2 Coalition kwestionują wpływ zwiększonej emisji CO2 na wzrost temperatur na świecie.
Wailzer dodaje, że pożary lasów, na jakie wskazują straszący globalnym ociepleniem, to „propaganda”, gdyż „wiele z tych pożarów było celowo spowodowanych przez podpalaczy, a nie wzrost temperatur”. Zdaniem publicysty za tym straszeniem katastrofą klimatyczną kryją się cele globalistów: „większa kontrola rządowa, wyższe podatki i światowy rząd”, czyli coś, „do czego Guterres nawoływał wielokrotnie”.