Zgodnie z informacjami przekazanymi przez ukraińskie Ministerstwo Obrony, rakiety zostały dostarczone do testów, ale żadne konkretne dane na temat ich typu, wyglądu ani specyfikacji nie zostały ujawnione. Władze w Kijowie ograniczają się do enigmatycznych stwierdzeń, że pociski te będą głównie wykorzystywane do zwalczania rosyjskich dronów.

Podczas spotkania ukraińskiego generała Anatolija Kłoczko z przedstawicielami producenta, firmy Frankenburg Technologies, dziennikarze zauważyli jedynie makietę rakiety, która – jak zauważają eksperci – nie musi wcale odzwierciedlać rzeczywistego wyglądu dostarczanej broni. Co więcej, nieoficjalne źródła podają, że rakiety te mogą mieć zdolność do strącania celów powietrznych do wysokości 2 km, ale również nie ma pewności co do tej informacji – jest to możliwa dezinformacja mająca na celu zmylenie przeciwnika.

Pierwszy transport tych tajemniczych rakiet ma trafić na Ukrainę jeszcze w tym roku, a dyrektor estońskiej firmy, Kusti Salm, zapowiedział, że dostarczone pociski mają pomóc Ukrainie w walce z Rosją, oferując "niedrogą, ale skuteczną" broń. Pojawiają się także sugestie, że Ukrainie zaoferowano możliwość rozpoczęcia wspólnej produkcji tych rakiet na jej terytorium.