Otóż każdy z nas wierzących ma swoje indywidualne powołanie, drogę do świętości. Dla jednych jest to kapłaństwo, dla innych małżeństwo, dla innych choroba, dla jeszcze innych życie w samotności. A ponieważ stanowimy wszyscy jedno ciało, którym jest Kościół, każdy za to ciało odpowiada w równym stopniu. Niezależnie od tego, czy ma się święcenia, czy się ich nie ma, czy ma się żonę, czy się jej nie ma – każdy ma psi obowiązek troszczyć się o wspólnotę Kościoła. A ponieważ każdy jest w tym Kościele powołany do świętości, to każdy jest narażony na jakiś grzech, czy też upadek. Mówienie, że ksiądz powinien dawać przykład w dążeniu do świętości, jest bzdurą, jeśli nie weźmie się pod uwagę słów św. Pawła, który mówi nie raz, że wszyscy jesteśmy członkami jednego ciała, którym jest Kościół. Dlaczego bzdurą? Takie gadanie jest tylko wybiórczym traktowaniem nauki Pisma Świętego, bo obowiązek dążenia do świętości mają wszyscy wierzący. Każdy chrześcijanin powinien taki przykład dawać, każdy mając swoje powołanie i wezwanie do świętości powinien tak robić, aby niewierzących czy też zagubionych przyciągnąć do Jezusa. To powołanie do świętości powinno być przez wszystkich realizowane w stopniu jednakowym.
Przechodzimy trochę wyżej w rozważaniach i podejmujemy kolejny wątek. Stawiamy kolejne pytanie – Jak podchodzić do takich członków instytucjonalnego Kościoła, którzy odbiegają swoim życiem od jakichkolwiek norm moralnych? Pytanie uzasadnione, ale na bazie powyższych jasnych i logicznych przecież rozważań już wiemy, że ponieważ wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za całe ciało Mistyczne (Kościół), więc każdy jest odpowiedzialny za każdego. Takiego gościa, który odbiega od ogólnie przyjętych norm moralnych, należy upomnieć najpierw w cztery oczy, potem wobec świadków a następnie wobec Kościoła. Czy powiedziałem coś nowego? Absolutnie nie. Za takiego delikwenta trzeba się modlić. Przypominam, że obowiązkiem KAŻDEGO katolika jest modlitwa – rozmowa z Bogiem. Każdego, a więc nie tylko duchownych. Tak, twoim psim obowiązkiem wynikającym z przyjętego przez ciebie Chrztu św. i Bierzmowania, jest wspieranie duchowe zagubionego członka twojego Kościoła. Tego obowiązku nie można zwalać na duchownych. Posłużę się analogią ciała, do której ucieka również św. Paweł – czy wyobrażasz sobie, że twoja ręka obrażona na głowę za złą fryzurę nie podeprze jej na nudnym wykładzie? Czy wyobrażasz sobie, że serce obrażone czy zgorszone kolczykiem w uchu, nie będzie raptem tłoczyć krwi do tego narządu? Tak, taki absurdalny przykład, ale jakże trafnie ukazuje istotę chrześcijaństwa, a na pewno katolicyzmu.
Przechodzimy stopień wyżej w rozważaniach i jeśli nie przetrawiłeś tego poprzedniego, to wróć i przeczytaj jeszcze raz, bo to, co teraz przeczytasz w przeciwnym razie będzie dla ciebie zgorszeniem. Powstaje kolejne pytanie, które zadałem na początku – Kto jest tak naprawdę winien zgorszenia? Gorszyciel, czy zgorszony? I od razu muszę powiedzieć, że nie usprawiedliwiam grzechów moich nielicznych współbraci w kapłaństwie, ale udowodnię ci, że to ty jesteś winien swojego niechodzenia do kościoła i swojej karłowatej wiary, pobożności. Dlaczego? Ponieważ jako członek Kościoła masz psi obowiązek w tym Kościele żyć i go wspierać, materialnie i duchowo. Na miłość Boską, nie masz żadnego prawa, żeby swoje niechodzenie do kościoła usprawiedliwiać grzechami księży, którzy jako członkowie tego samego Kościoła, do którego ty też należysz, są w tym samym stopniu narażeni na grzechy i pokusy. A mówienie, że od nich się więcej wymaga jest bzdurą, którą wyrwałeś z kontekstu odpowiedzialności za Kościół, bo ty też jesteś za niego odpowiedzialny. Człowieku, grzech księdza jest często jego własnym krzyżem, którego nie pomagasz mu nieść, a powinieneś jako ta ręką podpierająca głowę, albo jak serce pompujące krew do wszystkich, bez wyjątku organów. Dalej nie rozumiesz, dlaczego jesteś winny sam swojego zgorszenia? To wytłumaczę łopatologicznie argumentując twoim czystym lenistwem.
Rozważę to na innej płaszczyźnie – Kościół nie jest sklepem, do którego wchodzisz i bierzesz, bo rzekomo ci się należy. Kościół jest instytucją, do której trzeba dać coś od siebie. Trzeba coś tam dołożyć, żeby ona wytrwała. Zupełnie tak, jak w czasach apostolskich, gdy wszystko mieli wspólne. Zanim się zgorszysz, zapytaj się – Co ty zrobiłeś, żeby się nie zgorszyć? Co ty zrobiłeś, żeby ten, czy tamten ksiądz nie upadł w grzechu? Jak mu pomogłeś, gdy upadł? Dobiłeś go? Pewnie tak, bo tak łatwiej. Nie jesteś katolikiem, jeśli wyłączasz się z odpowiedzialności za Kościół i za każdego członka Kościoła z osobna! Każdy jest tutaj odpowiedzialny za każdego. Dobijanie księdza, który upadł, jest najwyższym wyrazem pogardy dla Kościoła i źródłem twojego zgorszenia. Sam też jesteś odpowiedzialny za swoje życie religijne i gdyby nie ten ksiądz, to nie będzie miał kto zmienić chleba w Ciało Pana Jezusa i wina w jego Świętą Krew. Pomóż mu nieść krzyż, z którym sobie często nie radzi – to jest prawdziwy katolicyzm.
Na koniec – czym jest spowodowane twoje zgorszenie? Tylko twoją ignorancją, bo nic nie zrobiłeś po sakramencie bierzmowania, żeby wzmocnić się wierze, żeby wydoskonalić swój zmysł wspólnotowy. Potraktowałeś bierzmowanie jako oficjalne pożegnanie się z Kościołem w obecności biskupa i masz teraz pretensje, że Kościół nie pomaga ci w dążeniu do świętości, podczas gdy ty nic nie robisz, żeby wzrastać w świętości i pobożności. Zastanów się, ile razy w ciągu roku czytasz Pismo Święte? Ile razy sięgnąłeś do katechizmu sam, żeby przypomnieć sobie podstawowe prawdy wiary? Ile razy czytałeś dokumenty, które wydaje Stolica Apostolska? To wszystko jest wydane i pisane dla całego Kościoła, a więc i do ciebie! Gorszysz się, ale nic nie robisz, by się nie zgorszyć. Nie wycieraj sobie gęby grzechami, za które również i ty jesteś odpowiedzialny.
ks. Maciej Sroczyński