„Nudny”, jak sam się określa filozof Jan Hartman postanowił dorzucić do pieca. I dlatego z werwą godną lepszej sprawy zabrał się za obronę Doroty Rabczewskiej i Jakuba Wojewódzkiego, których uważa wręcz za bojowników o wolną i praworządną Polskę. Elementami walki o takie państwo ma być opowiadanie o gwałceniu Ukrainek i uznawanie, że Biblię napisali ludzie napaleni zielem.



„Poniewieranie Rabczewską i Wojewódzkim przez jakieś sprzymierzone sądy, ministerstwa i gazety, przy wtórze rozhisteryzowanej gawiedzi godne jest zaiste kościelnych polowań na czarownice i heretyków w czasach nie do końca minionych” - oznajmia Hartman, który najwyraźniej sam się napalił jakiegoś ziela, bo pisze o rzeczach, które nie istnieją w rzeczywistości. Trudno bowiem za poniewieranie uznać komentowanie idiotycznych wypowiedzi Jakuba Wojewódzkiego czy 5.000 złotych kary dla Doroty Rabczewskiej.



Inna sprawa, że Hartman nie pochyla się nad „naszymi pupilami”, ale uznaje, że komentowanie idiotyzmów czy krytykowanie ludzi je wypowiadających dotyka nas wszystkich. „Nie oni tu tracą, lecz my wszyscy, gdy ciemna masa tych jakichś urzędniczyn, pismaków i politykantów, którzy ćwicząc odruchy świętego gniewu i dławiącej się sama sobą hipokryzji wykuwają nowe standardy wolności słowa i za słowo to odpowiedzialności. Standardy zaiste retro” - oznajmia filozof.



Dalej zaś profesor wyjaśnia, że każdy kogo wypowiedzi Wojewódzkiego i Figurskiego obraziły to debil. „Kto słuchał bądź czytał dialog Wojewódzkiego i Figurskiego, ten wie, że naśmiewali się z warszawskich nuworyszy, zatrudniających Ukrainki i traktujących je często obcesowo i wzgardliwie. MSZ Ukrainy mógłby im podziękować, ale obowiązku nie miał. Ale debil reaguje jak pies Pawłowa: pada zwrot „zgwałcić Ukrainkę” – znaczit naszych atakują i znieważają. Co, dlaczego, jak – kto by się tam wdawał w niuanse. Gwałcą Ukrainki i trzeba im biec z odsieczą! Kto wie, może nas w nagrodę uwieńczą swą cnotą?” - oznajmia Hartman.



Hartman zdecydował się także wziąć w obronę Dodę. „Ale żeby tak młodą kobietę! Jakiś tam jeden z drugim po aplikacji ciąga dziewczynę po sądach, bo jakimś zelotom udało się zafajdać kodeks karny idiotycznym przepisem o „obrazie uczuć religijnych”. Sędzio miły, jak widzisz w prawie jakiegoś wewnętrznie niespójnego knota, stojącego w jawnej sprzeczności z konstytucją i całym systemem prawa, to co robisz, no co? No po prostu wykonujesz prawo w kolejności od góry do dołu, czyli najpierw konstytucję, kierując się duchem prawa i rozstrzygając niekonsekwencje w przepisach zawsze na korzyść intencji konstytucyjnych. Oto porządek państwa prawa stanowi, że wolność słowa ograniczana jest przez prawdę i godność. Ofiara oszczerstwa lub zniewagi ma prawo odwołać się do sądu i szukać tam satysfakcji. Służy do tego prawo cywilne i cywilna jurysdykcja. Specjalne przywileje ma pod tym względem jedynie prezydent i dyplomaci obcych państw, ale nie jako osoby prywatne, lecz właśnie jako przedstawiciele państw. Zresztą mniejsza o to, że przepis należy do prawa karnego, a nie cywilnego. Ważne, że jest idiotyczny i nie daje się stosować” - przekonuje.



„Udowodnienie Dodzie, że chciała kogoś obrazić, znieważając Biblię, jest zwyczajnie niemożliwe. Sam zaś fakt, że ktoś poczuł się obrażony nie stanowi o zajściu przestępstwa. Prawo nie zna bowiem kategorii nieumyślnego znieważania. Zresztą nawet gdyby art. 196 KK był logicznie spójny, jak nie jest, to i tak nie dałoby się Dody skazać, bo jej czyn polegał na wygłoszeniu twierdzenia. A z twierdzeniami tak już jest, że można za ich wypowiadanie pociągać człowieka do odpowiedzialności jedynie wtedy, gdy są fałszywe (no, chyba, że w grę wchodzi ujawnienie tajemnicy). Doda stwierdziła, że autorzy Biblii pisali ją pod wpływem alkoholu i narkotyków. Tego zaś sprawdzić się nie da. Ani sąd, ani nikt inny, z naczelnym rabinem Izraela włącznie, nie mają pojęcia kto, kiedy i w jakim stanie wymyślał poszczególne kawałki Biblii ani ile wina pili ci, co je potem spisali. Było to wszak kilka tysięcy lat temu. Poza tym, ewentualność, że jakieś części Biblii były wymyślane pod wpływem narkotyków w żaden sposób nie deprecjonuje ich wartości. Religia i sztuka generalnie bardzo się lubią z „ziołem” i winem. Zresztą jeśli wszyscy ponowie autorzy byli trzeźwi jak te niemowlęta, to twierdząca co innego Doda w najgorszym wypadku obraża tych nieznanych nam w większości brodatych niewątpliwie Żydów, i to pod warunkiem, że mieli coś przeciwko piciu i ziołu (a w to bardzo wątpić należy). Jak widać polski kodeks karny nadaje się do chronienia czci nieżyjących od dość dawna bliżej nieznanych Żydów, którzy wcale o to nie prosili. Śmiech na sali, a raczej na pustyni” - dodaje profesor.



„Żarty żartami, ale wesoło nie jest. Skąd ten bubel w polskim prawie? Ano jest to taki bękart kościoła z państwem: nie da się dziś zapisać w świeckim prawie zakazu bluźnierstwa (obrazy boskiej), więc wymyślono nieszczęsne „uczucia religijne”. Religia stała się wprawdzie sprawą uczuć (cóż za poniżenie!), ale za to chronionych przez prawo” - uzupełnia.



TPT/Polityka.pl