Rafał Ziemkiewicz, znany publicysta „Do Rzeczy”, autor licznych książek i niekwestionowany autorytet młodzieży prawicowo-narodowej, jest święcie przekonany, że zdecydowana większość mężczyzn choć raz w życiu wykorzystała nietrzeźwą kobietę. Przyznam szczerze, że czytając jego tłity, przecierałam oczy ze zdumienia. Serio? Jeśli pan Rafał mówi na podstawie doświadczeń swoich lub znajomych, to chyba pozostaje mu wyłącznie współczuć.
Ziemkiewicza cenię i wiele razy robiłam z nim wywiady dla portalu Fronda.pl, ale ciężko przejść nad jego wypowiedziami obojętnie. Może i można byłoby tak zrobić, wliczając te szowinistyczne teksty w poczet chwilowej niedyspozycji redaktora, gdyby nie fakt, że RAZ idzie w zaparte i obraża tych, co się na niego oburzają, nazywając ich idiotami i lemingami.
W rozmowie ze Sławomirem Jastrzębowskim (do obejrzenia TUTAJ) publicysta tłumaczy bowiem, że w jego słowach nie było żadnej pochwały gwałtu, a tych, co się nimi jednak oburzają, nazywa „starymi pruderyjnymi ciotami”. Przekonuje też, że doświadczenie uprawiania seksu z nietrzeźwą kobietą ma wielu mężczyzn, przynajmniej w jego pokoleniu. W końcu dodaje, powołując się na swoją żonę, która z tłitów miała się śmiać, że „ci młodzi ludzie to muszą mieć strasznie ponure życie, bo jak idą na drinka, to chyba z notariuszem, żeby spisać umowę, jak daleko mogą się posunąć”.
Publicysta mówi ponadto, że na jego wpis najbardziej oburzają się „dewoty nieheteronormatywne, niedopchnięte, stare feministki”. No więc, szanowny panie redaktorze, nie jestem ani starą, ani dewotą, ani już na pewno nie „niedopchniętą feministką”, a jednak uważam, że pańskie słowa są skandaliczne. Dlaczego? Bo jest jednak zasadnicza różnica pomiędzy seksem po alkoholu w związku, powiedzmy, małżeńskim (albo jakimkolwiek w miarę stałym), a pomiędzy wykorzystaniem (czyli gwałtem) mniej lub bardziej przypadkowej dziewczyny, tylko dlatego, że biedaczka straciła kontrolę nad sobą pod wpływem alkoholu. Bynajmniej, nie pochwalam w tym miejscu gwałtów małżeńskich (takie pewnie też się zdarzają), ale chcę wyłącznie zaznaczyć, że nie da się postawić na równi tego, że dwie osoby mniej lub bardziej wyraźnie decydują się na współżycie, będąc na lekkim rauszu i sytuacji, w której jedna, mająca mocniejszą głowę (zwykle facet, nie oszukujmy się) wykorzystuje drugą (zwykle kobietę)… Zaraz ktoś pewnie powie, że jej wina, jak się narąbała, to nie powinna wychodzić z domu, łazić po klubach, etc. Nie do końca, bowiem fakt, że druga osoba z jakiegokolwiek względu nie jest w stanie się kontrolować nie upoważnia mnie do wykorzystania jej w taki czy inny sposób. Wydawać by się mogło całkiem proste, ale chyba nie dla wszystkich…
Słowami Ziemkiewicza oburzyły się najbardziej feministki i „Gazeta Wyborcza” (swoją drogą, oburzenie słuszne, ale proponowane przez nich remedium bez sensu, o czym za chwilę), ale mnie najbardziej oburza fakt, że teksty Ziemkiewicza w ogóle nie poruszyły jego konserwatywno-prawicowych kolegów. Panowie z „Do Rzeczy” i „Telewizji Republika” – serio korzystacie z okazji i (posługując się ziemkiewiczowszczyzną) „popychacie” nietrzeźwe kobiety? Bo jeśli nie, to ja na waszym miejscu byłabym święcie oburzona na waszego kolegę, który opowiada takie brednie.
A teraz o „Wyborczej” i feministkach, do których jest mi tak daleko, jak do zgodzenia się w tej kwestii z Ziemkiewiczem… Piórem (klawiaturą?) Bogumiła Kolmasiaka gazeta pastwiła się dziś nad „językiem gwałtu”, przypominając wypowiedzi Janusza Palikota, Piotra Guziała czy Janusza Korwin-Mikkego. Jasne, słowa wyżej wymienionych były skandaliczne, ale rozwiązaniem nie jest promowany przez „GW” Marsz Szmat czy inna forma oswajania z dewiacjami w przestrzeni publicznej. Remedium na szowinistyczne teksty facetów nie są półnagie kobiety, paradujące ulicami miasta w wulgarnych pozach, ale raczej uczenie tego, jak unikać niebezpiecznych sytuacji. Lekiem na to, że zdarzają się gwałty i napaści na panie nie jest jeszcze większa wulgaryzacja i uprzedmiatawianie kobiet, niż to ma miejsce w tej chwili, choćby w reklamach. W końcu (naprawdę, aż ciężko pomyśleć, że o takich oczywistościach trzeba dziś pisać), ale jeśli kobieta sama się nie szanuje, to trudno, żeby szanował ją mężczyzna, tym bardziej jakiś przypadkowy.
Na sam koniec dodam, być może trochę brutalnie, ale sam pan redaktor się prosił, że jeśli facet czeka, aż kobieta się narąbie, żeby sobie poużywać, to chyba niezbyt dobrze świadczy o nim samym i jego możliwościach
(umiejętnościach)…
Marta Brzezińska-Waleszczyk