Oto dziesięć sprawdzonych sposobów na szczęśliwe, zdrowe małżeństwo (i mniejsze ryzyko rozwodu)
1. Zaczekaj z seksem do ślubu.
2. Miej bliski związek z Jezusem Chrystusem i wyjdź za kogoś, kto ma te same fundamenty wiary.
3. Nawet nie myśl o rozwodzie, wykreśl to słowo ze swojego słownika.
4. Ukończ studia.
5. Nie bierz ślubu, kiedy jesteś jeszcze nastolatkiem/nastolatką.
6. Zrozum, że w każdym małżeństwie niekiedy bywa trudno. Dawaj więcej niż bierzesz.
7. Weź ślub z kimś, kto wyznaje takie same wartości i cele życiowe jak ty, oraz wywodzi się z podobnego środowiska.
8. Nie mieszkaj razem z partnerem/partnerką przed ślubem.
9. Miej dzieci dopiero po ślubie. (Jeśli ciąża pojawi się poza małżeństwem, odpowiednią decyzją jest urodzenie dziecka. Aborcja nie powinna być w ogóle brana pod uwagę).
10. Niech twój partner/partnerka będzie kimś wartościowym (i żyjącym w bliskości z Bogiem): mąż musi być „przywódcą duchowym” zdolnym do kierowania rodziną i opieki nad nią.
Udowodniono także, że poślubienie osoby, której rodzina jest pełna, również zwiększa szansę na zdrowe i szczęśliwe małżeństwo (Matthew D. Bramlett, William D. Mosher, Cohabitation, Marriage, Divorce and Remarriage in the United States, National Center for Health Statistics, Vital and Health Statistics, 23 (22), 2002. Brano pod uwagę jedynie kobiety).
Czy to znaczy, że mamy stanowczo zakazywać naszym córkom i synom wiązania się z kimś, kto pochodzi z rozbitej rodziny? Nie! Nie można obwiniać dzieci o błędy rodziców. Znam wielu dorosłych, którzy z powodu tego, jak bolesnym i szkodliwym przeżyciem było dla nich rozstanie się rodziców, sami zrobią wszystko, by ich małżeństwo było trwałe i udane. Trzeba jednak wiedzieć, że związek jest trudniejszy, jeśli pochodzi się z rozbitego domu lub wybiera się na męża czy żonę kogoś z takiego właśnie środowiska. Naszym celem jest uświadomić córki, że osoba, której rodzice się rozwiedli, nie miała szansy wychować się w atmosferze zdrowego małżeństwa i będzie jej brakować punktu odniesienia, kiedy stworzy własną rodzinę.
Judith Wallerstein, znany autorytet w dziedzinie wpływu rozwodu na dziecko, zbadała 131 osób, które w dzieciństwie przeżyły rozstanie rodziców. W swojej przełomowej pracy The Unexpected Legacy of Divorce (Niespodziewane skutki rozwodu) Wallerstein pisze: „Rozwód jest doświadczeniem, które zmienia całe życie. Po rozwodzie dzieciństwo jest już czymś innym. Okres dojrzewania jest czymś innym. Dorosłość (wraz z jej decyzjami – brać ślub czy nie? mieć dzieci czy nie?) też jest czymś innym. Niezależnie od tego, czy wszystko kończy się dobrze, czy źle, całe życie takiej osoby jest naznaczone rozwodem, którego doświadczyła jako dziecko” (J. Wallerstein, J. Lewis, S. Blakeslee, The Unexpected Legacy of Divorce: A 25-Year Landmark Study, New York: Hyperion, 2000, s. XXVII).
Nie przytoczyłam tych słów, żeby znęcać się nad tymi z was, które są po rozwodzie. Jak wcześniej wspominałam, mam znajomych, którzy również rozwiedli się, mimo że wcale tego nie chcieli i nigdy się tego nie spodziewali. Moje serce krwawi na myśl o każdym, kto zaznał tej tragedii, w szczególności o dzieciach. Musimy jednak zrozumieć wpływ rozwodu na dziecko, abyśmy były lepiej przygotowane do szczerej rozmowy na ten temat z naszymi córkami. Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby oszczędzić im bolesnych konsekwencji takiego drastycznego kroku.
Jeśli biologiczny ojciec dziewczynki nie mieszka z nią (i jej matką) w jednym domu, sytuacja ta może ukształtować jej przyszłe związki z płcią przeciwną. Ginny Olson, autorka książki Nastoletnie dziewczęta, mówi w odniesieniu do podobnych przypadków: „Takiej dziewczynce brakuje wzorca relacji damsko-męskich, przez co może mieć duże trudności w opanowaniu sztuki budowania relacji z mężczyznami” (Ginny Olson, Teenage Girls: Exploring Issues Adolescent Girls Face and Strategies to Help Them).
Autorka przytacza swoje przełomowe badanie, w którym pod lupę wzięła dziewczęta w rozmaitych układach rodzinnych, szczególnie takich, gdzie brakowało ojca. Przebadano córki zamężnych matek, wdów oraz rozwódek. Olson odkryła, że w porównaniu z dziewczętami wychowanymi przez oboje rodziców, „córki owdowiałych matek są bardziej zachowawcze i zamknięte w sobie, jeśli chodzi o stosunki z mężczyznami. Wysoko stawiają poprzeczkę potencjalnym kandydatom na mężów. Natomiast dziewczęta wychowane przez rozwiedzione matki mają większe skłonności do flirtu i wcześniej zaczynają umawiać się na randki niż dziewczęta z pozostałych dwóch grup” (Tamże).
Autorka sugeruje, że ojców „należy zachęcać, by nie rezygnowali z kontaktu z córkami. Im bardziej ojciec jest zaangażowany w życie córki, np. zadaje jej pytania, przeprowadza szczere rozmowy, tym mniej będzie ona skłonna do ryzykownych zachowań w okresie dojrzewania” (Ginny Olson, Teenage Girls: Exploring Issues Adolescent Girls Face and Strategies to Help Them, s. 169; Ann C. Crouter i in., How Do Parents Learn about Adolescents’ Experiences? Implications for Parental Knowledge and Adolescent Risky Behavior, „Child Development ”, 2005 nr 4, s. 869-82). Jeśli kontakt między ojcem a córką jest niemożliwy, warto postarać się, by dziewczynka miała dobre relacje z innym mężczyzną z najbliższej rodziny, który jest dobrym przykładem pobożnego męża i ojca.
Warto również przeprowadzić ze swoją córką otwartą i szczerą rozmowę, zanim stanie się nastolatką, na temat jej skłonności do zwracania na siebie uwagi płci przeciwnej wynikającej z braku ojca. Przede wszystkim trzeba stworzyć ze swoją córką na tyle dobre i bliskie relacje, żeby móc rozmawiać z nią na ten (i każdy inny) temat przez wiele kolejnych lat. Nie można czekać, aż to ona do nas przyjdzie – sama prawdopodobnie nigdy tego nie zrobi.
Trzeba przejąć inicjatywę i przedyskutować tę kwestię. Niech te rozmowy będą stałym elementem relacji z córką, nawet gdy podrośnie. Warto zaangażować się w jej życie. Nie można dać się ubłagać, jeśli chodzi o złagodzenie zasad co do umawiania się na randki. Powinno się wpoić córce, jak dobrą i ważną instytucją jest małżeństwo oraz wskazać chrześcijańskie rodziny, które mogą być dla niej wzorem. W miarę możliwości warto postarać się, aby dziewczynka miała możliwie najczęstszy kontakt z takimi małżeństwami. W ten sposób na własne oczy zobaczy, jak wygląda dobre małżeństwo, i uświadomi sobie, że jest ono błogosławieństwem, a nie ciężarem.
Nawet jeśli jesteś rozwiedziona, nie powinnaś się samobiczować. Nie o to chodzi. Córka nie musi postrzegać swoich rozwiedzionych rodziców jako osoby niegodne szacunku. Rolą matki jest jak najlepiej wychować swoje dzieci, nawet wtedy, gdy niestety sama nie może służyć za ucieleśnienie przesłania, które chce im przekazać. Ja też byłam w takiej sytuacji, gdy rozmawiałam z moimi dziećmi o konsekwencjach seksu poza małżeństwem, choć sama w młodości uległam pokusie...
Większość nastolatków (77% chłopców i 84,5% dziewcząt) chce pewnego dnia wziąć ślub. Wyznają, iż „dobre małżeństwo i życie rodzinne” jest „bardzo ważne” (70% chłopców, 82% dziewcząt) (Wendy Shalit, Girls Gone Mild. Od 1976 roku ankieta (pt. Monitoring the Future, czyli: Monitorowanie Przyszłości) przeprowadzana co roku wśród uczniów ostatniej klasy liceum przez Institute for Social Research Uniwersytetu Michigan, zadaje liczne pytania na tematy życia rodzinnego. Robert Bezilla (red.) America’s Youth in the 1990s, Princeton, NJ: The George H. Gallup International Institute, 1993).
Niestety, młodzież, a zwłaszcza dziewczęta, rzadko słyszą o zaletach małżeństwa. Kiedy ostatnio mówiono w mediach o bezdyskusyjnych i spójnych odkryciach tak renomowanych źródeł jak „Journal of Marriage and the Family” oraz „American Journal of Sociology”, mówiących, że „zamężne kobiety i żonaci mężczyźni cieszą się generalnie wyższym poziomem szczęścia, zadowolenia, zdrowia fizycznego i emocjonalnego oraz dłuższym życiem w porównaniu do osób samotnych – singli, rozwiedzionych, w separacji, owdowiałych” (Tamże Shalit, Girls Gone Mild. Marital Status and health: US 1999–2002, Centers for Disease Control (2004)). To badanie, oparte na wywiadach z 127 545 osobami w wieku od 18 lat, wykazało, że małżeństwa są w lepszym psychicznym i fizycznym stanie niż konkubinaty, ludzie samotni bądź rozwiedzeni). Nawiasem mówiąc, nie powinnyśmy się wcale dziwić, że małżeństwo ma na nas aż tak dobroczynny wpływ, w końcu stworzył je Bóg.
Drogie mamy, naszą misją jest wpajanie naszym dzieciom zalet małżeństwa. Uświadamianie im, że nakazywany przez Boga związek może przynieść mnóstwo szczęścia oraz, przede wszystkim, być formą czczenia Boga. National Marriage Project twierdzi, że odpowiedzialność za zmianę postaw wobec małżeństwa spada na rodziców: „Wbrew obiegowej opinii, że to media są głównie odpowiedzialne za stosunek młodzieży do związków i małżeństwa, wiele wskazuje na to, że młodzi w tej sferze inspirują się przede wszystkim rodzicami i starszym pokoleniem” (Sex without Strings, Relationships without Rings: Today’s Young Singles Talk about Mating and Dating, www.marriage.rutgers.edu). To są te dobre wiadomości. A teraz łyżka dziegciu. To samo badanie odkryło, że „wielu rodziców nie ma prawie nic dobrego do powiedzenia na temat małżeństwa i często nic dobrego na ten temat nie mówi”. Ten negatywizm i/lub milczenie może być skutkiem tego, że „pokolenie rodziców ma na koncie sporo małżeńskich problemów i porażek” (Tamże).
Przy okazji badania postaw młodzieży wobec instytucji małżeństwa zebrano wyniki wskazujące na to, że rodzice wielu ankietowanych są albo nieszczęśliwi w małżeństwie, albo po rozwodzie. Dzieci nie mają nawet pojęcia, jak powinno wyglądać zdrowe małżeństwo; mają zakodowany jedynie negatywny jego obraz. Niektórzy ankietowani zdefiniowali dobre małżeństwo jako, uwaga, „przeciwieństwo tego, czym są moi rodzice” (Tamże). Zabolało? Co więcej, część badanych wyjawiła, że od „rodziców i rodziny” na temat małżeństwa nie otrzymywali „żadnych informacji i rad” lub „głównie negatywne informacje i rady” (Tamże). To zdanie powinno nas prawdziwie przerazić. Jakim cudem mamy przerwać ten pochód dysfunkcyjnych rodzin, skoro same go zasilamy i zachęcamy do niego?
Wiem, że wiele spośród was, doświadczyło w życiu sporo bólu i cierpienia w swoich związkach małżeńskich. Nikt nigdy nie obiecał, że życie w małżeństwie usłane będzie różami! Spróbujmy odłożyć na bok swoje złe doświadczenia i skupmy się na tym, jak Bóg widzi małżeństwo. Wiem, że to trudne zadanie. Niektóre z was będą musiały być do bólu szczere ze swoją córką i powiedzieć: „Córeczko, wiem, że twój tata i ja nie jesteśmy (nie byliśmy) dla ciebie dobrym przykładem małżeństwa, ale uwierz mi, że Bóg stworzył małżeństwo jako coś cudownego”. Trzeba schować swoją dumę do kieszeni i wskazać zdrowe małżeństwa, które mogłyby być dobrym przykładem dla waszej córki. Być może nawet konieczne będzie wyznanie swoich grzechów i błędów, po to, by wasza córka ich nie popełniła.
Problem polega na tym, że zbyt wiele osób ze złymi doświadczeniami twierdzi, że małżeństwo, tak generalnie, jest błędem. Musimy pojąć pewną zasadniczą różnicę: Bóg nie tworzy i nie popełnia błędów – to ludzie je popełniają. Większość nieudanych związków jest skutkiem błędów popełnionych przez obie strony oraz zbyt łatwej rezygnacji z boskich wzorców małżeństwa. Jeśli nie będziemy się do nich stosować, wtedy nasze związki na tym ucierpią, a często również się rozpadną. Być może tak właśnie było także w przypadku waszego małżeństwa, ale teraz liczy się to, czy jesteście w stanie przyznać się do błędu, i mimo wszystko wyrażać się w superlatywach o tej instytucji? Oczywiście, jeśli jesteście chrześcijankami, a wasz mąż jest osobą niewierzącą, możecie przypomnieć waszej córce radę Boga dla chrześcijan: „Nie wprzęgajcie się z niewierzącymi w jedno jarzmo” (2 Kor 6,14). Należy zrobić to jednak subtelnie i taktownie, aby nie obrazić męża. Bóg umie uzdrowić każde małżeństwo, a modlitwa jest kluczowym elementem tego procesu.
Wiem, że te słowa mogą czytać również kobiety, które postępowały Bożych zasad i przykazań, ale z jakiegoś powodu ich niegdyś pobożny mąż odszedł od nich lub wybrał ścieżkę grzechu. Osobiście znam kilka mężatek, na które spadło takie nieszczęście, i przepełnia mnie to głębokim smutkiem. Zostały boleśnie doświadczone, a jednak ich stosunek do tej boskiej instytucji nie zmienił się. Nadal wychwalają małżeństwo i robią wszystko, co w ich mocy, by ich dzieci miały zakodowany pozytywny wizerunek takiego związku. Wiem, że jest to delikatny temat, kiedy musimy wspomnieć o błędach popełnionych przez naszego męża, dlatego odradzam wyjawianie niepotrzebnych, szczegółowych informacji, przez które mogłyby ucierpieć relacje naszych dzieci i ich ojca.
A co z nami, którzy cieszymy się udanym małżeństwem? Czy wystarczająco dużo rozmawiamy na ten temat z naszą córką? Czy dziewczyna wie, jak bardzo cenimy sobie małżeństwo? Czy jest świadkiem gestów i słów pełnych uczucia i czułości, wymienianych pomiędzy nami, rodzicami? Czy dajemy jej pozytywne przykłady zażegnywania konfliktów oraz przebaczania? Są to naprawdę niezwykle ważne pytania. Ja kocham moje małżeństwo. Jasne, czasem bywa ciężko, mój mąż i ja miewaliśmy wzloty i upadki, ale nie zamieniłabym tego na nic innego. I chyba za chwilę pójdę i powiem o tym mojej córce. O tym, że małżeństwo jest darem i błogosławieństwem od Boga. Jeśli chcemy, by w powszechnej świadomości małżeństwo znowu miało pozytywny wizerunek, zacznijmy od swojego domu – od siebie samych.
Vicky Courtney/"Ślub bez ślubu", za: opoka.org.pl