Wszystko, co stracisz ze względu na Jezusa, zostanie ci zwrócone i pomnożone miarą "utrzęsioną". Czy naprawdę w to wierzysz i godzisz się, aby coś w tobie umarło, by zyskać o wiele więcej?

TU ZACZYNA SIĘ  DOJRZAŁE CHRZEŚCIJAŃSTWO

Jeśli idziemy już trochę za Jezusem i mamy doświadczenie Jego miłości (szczerych intencji) oraz prawdziwości Jego słów potwierdzonych konkretnymi wydarzeniami, przychodzi czas na kolejny krok w wierze. Tym krokiem jest nauka krzyża, a więc podążanie za Jezusem i wierność nauce Ewangelii nawet, gdy mnie to kosztuje. Tu rozpoczyna się prawdziwe chrześcijaństwo, a kończy etap bycia sympatykiem Jezusa.

Wiele osób tu zawraca. Nawet uczniom Jezusa nie jest łatwo przekraczać tę granicę. Odzywa się wtedy nasz stary wygodny człowiek, który nie lubi trudności i boi się cierpienia. Włączają się nam wtedy przeróżne mechanizmy obronne, zaczynamy mieć wątpliwości, próbujemy kombinować i zastanawiamy się, czy nie da się jakoś inaczej. Co nas może wtedy przekonać, aby zaprzeć się samego siebie, wziąć swój krzyż i naśladować Jezusa?

NAUCZYCIEL CHCE NASZEGO DOBRA

Jeśli mielibyśmy podać jeden i wystarczający powód, aby zgodzić się iść dalej za Jezusem nawet za cenę cierpienia, tym powodem byłyby czyste intencje naszego Nauczyciela. Kieruje Nim tylko miłość, a więc pragnienie naszego dobra. Jeśli kiedykolwiek dawałeś swojemu dziecku gorzkie lekarstwo czy zastrzyk, możesz choć trochę zrozumieć, co się dzieje w sercu Jezusa, gdy zaprasza nas do wejścia na ten poziom chrześcijaństwa. On kocha nas miłością najczulszą i najwrażliwszą. Nie chce nas ranić. Dlatego skoro prosi, abyśmy wzięli nasz krzyż, musi to oznaczać tylko to, że jest to dla nas lepsze niż "wygodne" chrześcijaństwo.

Trudności i cierpienie rozwijają nas, i to o wiele bardziej niż nam się wydaje. Jest to jedno wielkie poszerzanie naszego serca, szkoła prawdziwej miłości i odpowiedzialności. Gdy jest ciężko, ludzie cię zawodzą i krzywdzą, zostaje ci wtedy tylko Jezus. Nigdy byś nie nauczył się tak szczerej modlitwy i tak wielkiego zaufania Bogu, gdyby nie sytuacje trudne. Dopiero po czasie to widzimy, a wcześniej zazwyczaj się buntujemy, dlatego już na starcie, przy każdym krzyżu chcemy się uczyć POKORNIE i WDZIĘCZNIE go przyjmować, mówiąc: Dziękuję Ci Jezu, bo dla mojego dobra pozwalasz mi wziąć ten krzyż. Jest on w sam raz dla mnie. Chcesz mi dać jakieś wielkie dobro, ja dziś jeszcze tego nie widzę, ale ufam Ci i przyjmuję wszystko to z Twojej ręki, bo jesteś Miłością.

PO KAŻDEJ ŚMIERCI JEST ZMARTWYCHWSTANIE

Tym, co ułatwia nam przyjęcie krzyża i stanie się przez to prawdziwym uczniem Jezusa jest ciągła kontemplacja największej tajemnicy naszej wiary - misterium paschalnego, a więc tajemnicy męki, śmierci i zmartwychwstania naszego Pana. To zanurzenie w Paschę Jezusa uczy nas co najmniej dwóch ważnych rzeczy. Po pierwsze - wszystko o co prosi nas Jezus staje się wtedy wiarygodne, bo o krzyżu mówi Ten, który wszystko co powiedział, potwierdził swoimi czynami. Mówi więc do ciebie Ten, który został ubiczowany, wyśmiany, odrzucony, zraniony na ciele i duszy, zdradzony i zabity. Czy potrzeba nam jeszcze jakichś dowodów Jego wiarygodności i szczerych intencji?

Paschalność uczy nas również tego, że z każdej śmierci rodzi się zmartwychwstanie. A zmartwychwstanie to nie jest to samo, co wskrzeszenie. Jest to zupełnie nowa jakość życia. Oznacza to, że wszystko co ze względu na Jezusa stracisz, otrzymasz z powrotem i to jeszcze w nowej jakości. Masz całkowitą pewność tego, bo największym dowodem tej prawdy jest zmartwychwstanie Jezusa. Dlatego pomyśl dziś o tym, co właśnie teraz tracisz ze względu na Jezusa, podejmij decyzję, że z wielką ufnością godzisz się na tę stratę i oczekuj zmartwychwstania. Jaka przestrzeń twojego życia dziś umarła ze względu na Niego? Marzenia? Plany? Kariera? Sława? Seksualność i związki? Pieniądze? Przyjaźnie? Wiedz, że stokroć tyle otrzymasz i życie wieczne odziedziczysz, jeśli nauczysz się umierać dla Jezusa. "Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je".

Ks. dr Piotr Spyra

Tekst ukazał się na profilu ks. Piotra Spyry na Facebooku.