Beata Zajączkowska (Radio Watykańskie): Ukraina to teraz morze cierpienia, zniszczeń i nieodłącznej śmierci. Jak w takim kontekście wybrzmiewa wielkanocne Alleluja?
Ojciec Jarosław Krawiec OP: Proszę zauważyć, że droga do wielkanocnego poranka, do tego momentu, kiedy wszyscy z mocą wyśpiewują radosne Alleluja, prowadzi nas przez ogród w Getsemani, przez Golgotę, przez Krzyż. Rzeczywiście, żeby dojść do Niedzieli Zmartwychwstania, trzeba wcześniej przejść przez Triduum Paschalne, przez Wielki Piątek, przez tę pustkę Wielkiej Soboty. I kiedy w Ukrainie przeżywamy święta Wielkanocne, to oczywiście nie brakuje w nas wierzących, tej autentycznej, żywej radości, że Pan zmartwychwstał, że pokonał śmierć, pokonał grzech. Ale jest też głęboka pamięć Jego męki, Jego cierpienia, niesprawiedliwości, która się dokonała nad Jezusem Chrystusem. I ta pamięć jest oparta o doświadczenie ludzkiego cierpienia, niesprawiedliwej śmierci, kłamstwa, przemocy, zniszczeń, tego wszystkiego, co przyniosła już wojna i przynosi niestety każdego dnia.
Czy tę kolejną wojenną Wielkanoc przeżywacie jakoś inaczej niż te wcześniejsze?
To już trzecie święta wielkanocne od wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie. Kiedy 24 lutego 2022 r. pierwsze rakiety spadły na nasz kraj, to był niemal sam początek Wielkiego Postu. Dobrze pamiętam, że kilka tygodni wcześniej, decyzją biskupów Kościoła rzymskokatolickiego w Ukrainie, zbliżający się rok został ogłoszony Rokiem Krzyża Świętego. To była według mnie niezwykle prorocza decyzja, bo wraz z początkiem wojny jako naród ukraiński, jako wszyscy wierzący, rzeczywiście stanęliśmy pod krzyżem Chrystusa. Dotknęliśmy krzyża cierpienia, krzyża śmierci niewinnych ludzi, krzyża opuszczenia i tułaczki. Dzisiaj patrzymy z wielkim bólem na to, co się działo trzy lata temu, bo rozumiemy, że to, co się wtedy zaczęło, trwa nadal. Wojna każdego dnia zabiera życie niewinnych ludzi, zwłaszcza naszych wojskowych, ale też i cywili, którzy giną w częstych atakach rakietowych czy bombowych. Wojna to także tułaczka, opuszczenie, rozdzielenie rodzin. Wiemy, że święta są czasem rodzinnym i bardzo współczuję wszystkim ukraińskim rodzinom, które na skutek tej sytuacji są rozdzielone; żołnierzom, którzy nie mogą wspólnie ze swoimi dziećmi i żonami, matkami, dziadkami świętować Wielkiej Nocy; ludziom, którzy żyją na różnych krańcach świata, daleko od swojej ojczyzny i tęsknią też za tym wszystkim, co związane jest z naszą tradycją wielkanocną, za śpiewem, za liturgią. To jest też czas, kiedy uświadamiamy sobie, jak wielka jest moc ludzkiej solidarności i miłosierdzia, jak bardzo jesteśmy wdzięczni tym wszystkim, którzy pomimo upływu czasu, pomimo tego, że o wojnie w Ukrainie mówi się już coraz rzadziej, o nas nie zapomnieli. Nadal nie brakuje ludzi, nie brakuje miejsc w Ukrainie, które bardzo potrzebują wsparcia materialnego, pomocy humanitarnej. Wielu ludzi utraciło swoje domy, żyje korzystając z czyjejś gościny albo w ośrodkach dla uchodźców. Wiele osób, zwłaszcza starszych, zdecydowało się pozostać na terenach okupowanych. Żyją w bardzo trudnych warunkach albo są gdzieś, gdzie codziennie spadają bomby. Pomoc dla nich nierzadko jest dostarczana przez wolontariuszy, policję czy żołnierzy z narażeniem własnego życia i realnie ratuje ich życie. Myślę, że ta pomoc przywraca to, co wojna stara się odebrać, a mianowicie godność ludzką.
Należy ojciec do zakonu kaznodziejskiego stąd pytanie o to, co jest dobrą homilią dla Ukrainy na Wielką Niedzielę, w tej sytuacji w jakiej jest?
Słowo Boże, które głosimy, to jest zawsze żywe Słowo. Słowo, które Duch Święty kieruje do konkretnych ludzi, w konkretnym czasie i miejscu. Dlatego myślę, że w tym czasie wojny to, co głosimy jako księża, zwłaszcza my dominikanie, to jest przede wszystkim słowo nadziei. To jest przede wszystkim Ewangelia o Bogu, który jest obecny w naszym życiu. Teraz, kiedy, przygotowując się do świętowania zmartwychwstania Pana Jezusa w czasie Wielkiego Postu, często słyszeliśmy fragmenty Ewangelii mówiące o nawróceniu, mówiące też o tym trudnym doświadczeniu ludzkiego życia, jakim jest oczyszczanie się z tego wszystkiego, co nas od Pana Boga oddala, co nam przeszkadza wzrastać w miłości do drugiego człowieka, te słowa brzmiały bardziej konkretnie, bardziej autentycznie. W sytuacjach trudnych, z jakimi tutaj się stykamy, Ewangelia to jest zawsze słowo nadziei. Dlatego myślę, że nam wierzącym zawsze jest jakoś łatwiej, ponieważ dzięki mocy, która płynie od Chrystusa, potrafimy przyjąć też cierpienie, które nas dotyka, i dostrzec w nim również drogę, po której szedł sam Zbawiciel, Jezus Chrystus.
Wraz z wolontariuszami z Fastowa wyjeżdża ojciec często do wyniszczonego rosyjską okupacją Chersonia i na inne wyzwolone tereny. Jak tam się teraz żyje i jak budzić tam nadzieję, którą daje Zmartwychwstanie Jezusa?
Na pewno w najtrudniejszej sytuacji w Ukrainie znaleźli się ludzie, którzy żyją teraz na terenach frontowych. Myślę tu chociażby o Chersoniu, mieście rozdzielonych przez Dniepr. Po drugiej stronie rzeki stoją wojska rosyjskie, które już od bardzo długiego czasu regularnie ostrzeliwują miasto. Mimo to zostało tam bardzo wielu mieszkańców. Niektórzy ludzie nie decydują się wyjechać, nie chcą się ewakuować, trochę z obawy o przyszłość. Przede wszystkim są to osoby starsze albo dotknięte chorobami, które mówią: „A dokąd my pojedziemy, kto nas gdzieś potrzebuje, z czego będziemy żyć? Wolimy pozostać w swoich domach, w swoich mieszkaniach”, pomimo że to oczywiście wiąże się z zagrożeniem zdrowia czy życia. Kilka tygodni temu do prowadzonej przez nas kuchni dla ubogich, która zresztą jest też wspierana przez Papieża Franciszka, dołączył nowy projekt, tzn. piekarnia. Wolontariusze Domu św. Marcina de Porres razem z ojcem Miszą Romaniwem otwarli w Chersoniu niewielką piekarnię, gdzie ludzie mogą otrzymać codzienny chleb. Tak sobie pomyślałem w kontekście Wielkiej Nocy, którą teraz przeżywamy, że uczniowie idący do Emaus, o których czytamy w Ewangelii, poznali Pana Jezusa przy łamaniu chleba. Myślę, że kiedy dzielimy się z drugim człowiekiem naszą miłością, dzielimy się tą miłością, która jest w formie jedzenia, czy innych rzeczy niezbędnych do życia, jest to taki moment, kiedy rzeczywiście Chrystus odsłania przed nami swoją miłosierną twarz.
Polacy dzielą się dziś święconką i cieszą z obecności bliskich. Tymczasem codzienność Ukrainy to ogromne trudności materialne a przede wszystkim rozłąka z rodziną. Jaką lekcję możemy z tej sytuacji wyciągnąć na przyszłość?
Bardzo często osoby, z którymi rozmawiam w Ukrainie, mówią, że żyją dniem dzisiejszym. To dzisiaj jest tym czasem, który mogę wykorzystać jak tylko potrafię najlepiej. Oczywiście jest to doświadczenie związane z wojną, z perspektywą, że nie wiesz, co może się zdarzyć w nocy, co może przyjść następnego dnia, jak będzie wyglądać twoje życie za miesiąc czy za rok. Myślę, że to jest też taka lekcja dla wszystkich, również dla Polaków, którzy w czasie Świąt Wielkanocnych są razem, aby rzeczywiście to dziś, ten moment, który mamy, wykorzystać jak najlepiej. Żeby ucieszyć się tym, że obok mnie jest osoba, którą kocham, albo tej osoby brakuje i mogę zrobić coś, żeby znów z nią być. Wojna wyostrza nasze postrzeganie spraw najważniejszych. Ale myślę, że nie ma co czekać na wojnę, oby ona nigdy do Polski nie przyszła i do żadnego innego kraju na świecie. Warto skorzystać z tej bolesnej lekcji, którą teraz odrabia naród ukraiński, i uczyć się właśnie takiego dostrzegania, tych często drobnych rzeczy, ale jakże ważnych w naszej codzienności. Nie odkładać spraw ważnych na jutro, na pojutrze, na za rok, na kolejne święta, bo może one będą wyglądały zupełnie inaczej.
Jakie życzenia składają sobie dziś Ukraińcy?
Od samego początku tej wojny Ukraińcy życzą sobie nawzajem pokoju. To są takie życzenia, które można usłyszeć od każdego: od ludzi starszych, ale także od małych dzieci. Niedawno z gośćmi z Belgii byliśmy w szkole katolickiej prowadzonej w Domu świętego Marcina de Porres w Fastowie i na pożegnanie składaliśmy sobie życzenia. Wśród życzeń, które wypowiadały małe dzieci, uczniowie pierwszych klas szkoły podstawowej, oprócz takich zwyczajnych spraw, za którymi tęsknią dzieci na całym świecie, co i rusz przewijały się słowa pokoju: chcemy żyć w pokoju, chcemy mieć normalne dzieciństwo. To jest coś, czego bardzo, bardzo pragniemy - pokoju. Tego zewnętrznego na polu walki, ale też i pokoju w sercach. Pokoju w naszych wspólnotach i domach.