Kołodziejczak przyznał na antenie RMF, że podobnie jak Koalicja Obywatelska, pod której szyldem szedł do wyborów parlamentarnych, opowiada się za postawieniem prezydenta RP Andrzeja Dudy przed Trybunałem Stanu.

I to był błąd aktywisty AgroUnii, bo prowadzący rozmowę red. Robert Mazurek już go ze swych czułych objęć dialektycznych nie wypuścił. A wyglądało to następująco:

- Rozumiem, że pan wie, co to jest Zgromadzenie Narodowe, prawda?

- No może nie wiem.

- Nie wie pan?

- A może nie wiem.

- Wydawało mi się, że skoro pan jest posłem to akurat Konstytucję w tych najprostszych jej elementach na poziomie WOS-u z podstawówki powinien pan znać.

Gdy już red. Mazurek wyjaśnił Kołodziejczakowi, że Zgromadzenie Narodowe to połączone Sejm i Senat, kontynuował kopanie leżącego.

-Czy pan wie, jak się stawia prezydenta przed Trybunał Stanu? Pan nie wie oczywiście, więc pana o tym poinformuję, że do postawienia prezydenta przed TS potrzebne jest 2/3 członków Zgromadzenia Narodowego. Myślę, że przydałoby się więc panu liczydło.

Zapytany przez Mazurka, w jaki sposób chciałby w takiej sytuacji postawić prezydenta Dudę przed wspomnianym Trybunałem Stanu, Kołodziejczak, nie namyślając się długo odrzekł, że trzeba nakłonić kilkudziesięciu posłów PiS, żeby postawili swojego prezydenta przed Trybunałem.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że Michałowi Kołodziejczakowi w studiu RMF ewidentnie zabrakło Kołodziejczaka właśnie, który do lidera AgroUnii wykrzyczałby swą niezapomnianą kwestię: „Cicho!”.