BÓG ŻYWY, DOBRY I POTĘŻNY
Bardo dużo dzieje się w dzisiejszej Ewangelii. Ledwo co do Jezusa przyszedł przełożony synagogi, prosząc o uzdrowienie swojej chorej córeczki, za chwilę tłum ciśnie na Mistrza, a z tego tłumu jedna kobieta zostaje uzdrowiona. W tym czasie przybywają posłańcy z informacją o śmierci dziewczynki, lecz Jezus jakby nie słuchając ich, idzie dalej po to, aby ją wskrzesić.
Nie zapominaj o tym, jaki jest nasz Bóg. Jest On żywy, czyli aktywnie działający, również w naszych czasach; dobry, miłosierny i pełen współczucia - cierpi, gdy my cierpimy i chce nam pomagać oraz potężny, a więc większy nie tylko od chorób, ale nawet od śmierci.
JEDNOCZEŚNIE
O tych trzech przymiotach Boga warto pamiętać, zwłaszcza wtedy, gdy masz wątpliwości co do przynajmniej jednego z nich. Może tak być, że wierzysz, że masz świadomość, że Bóg jest dobry i potężny, ale w naszych czasach już nie działa tak, jak to było kiedyś. Dlatego gdy nic się nie dzieje w twoim życiu, pomimo wielu modlitw poddajesz się, mając obraz Boga dobrego, ale mieszkającego gdzieś w zaświatach, poza moimi problemami i moim życiem.
Kiedy brakuje ci doświadczenia Boga dobrego, masz wrażenie, że nie zasługujesz na Jego interwencję. Nie wierzysz, że jesteś dla Niego ważny i cenny ani w to, że On cały czas kocha cię i troszczy się, nawet gdy tego nie widzisz i nie doświadczasz.
Gdy z kolei zapominasz, że Bóg jest większy niż wszystkie twoje problemy, tracisz nadzieję, że coś się może zmienić w twoim życiu. Przeżywasz swoje sprawy i myślisz, że tak już będzie zawsze, bo ludzkie możliwości skończyły się.
JAK WZMACNIAĆ WIARĘ W TAKIEGO BOGA?
Bóg w swoich najbardziej istotnych cechach jest niezmienny. Jego miłość, potęga oraz to, że był, jest i będzie nie zmieniają się, bo wtedy Bóg przestałby być Bogiem. Problem jest z naszą wiarą. Wystarczy, że jakieś trudne wydarzenia w życiu lub zwykła monotonia albo też grzech sprawią, że umknie nam jeden z tych przymiotów Boga i tracimy nadzieję...
Co wtedy robić? Ewangelia z dzisiejszego dnia pokazuje nam bardzo ważny sposób: powtarzanie sobie jednego zdania. Co musiał przeżywać przełożony synagogi, gdy słudzy donieśli mu o śmierci jego córeczki a doświadczenie życiowe podpowiadało, że skoro umarła, to nie ma już żadnych szans? W jaki sposób przetrwał on powrót do domu w tych skrajnych emocjach? Prawdopodobnie powtarzając sobie usłyszane przed chwilą słowa Jezusa: "Nie bój się, wierz tylko". To jest klucz do tego, aby w trudnych sytuacjach głosić sobie samemu Dobrą Nowinę o tym, jakiego mamy Boga. Co powtarzała sobie kobieta cierpiąca od 12 lat na upływ krwi? "Żebym choć dotknęła Jego płaszcza, a będę zdrowa". I dzięki temu usłyszała "twoja wiara cię ocaliła".
Okazuje się więc, że Słowo Boże, które powtarzamy sobie z wiarą może przeprowadzić nas przez największe ciemności życia, gdy nie ma już nadziei, a ludzkie rozwiązania zawiodły. Kiedy medytujesz Słowo Boże, "gryziesz" je, a nawet w jakiś sposób toczysz ciężką walkę duchową, aby je przyjąć i zastosować - dzieją się wielkie rzeczy. To słowo zapuszcza korzenie w sercu. I tak jak mówi nam przypowieść o siewcy - zły duch nie wyrwie ci tego słowa, bo będzie ono miało mocne korzenie.
Przeciwieństwem tego osobistego i głębokiego spotkania ze Słowem jest podejście "ilościowe". Wielu osobom wydaje się, że im więcej nasłuchają się różnych konferencji, zmówią ileś tam gotowych "cudownych" modlitw lub spełnią jakieś "obietnice Pana Jezusa dane czcicielom XY" to będzie to równoznaczne z zakorzenieniem się Słowa Bożego w sercu. Uważaj na takie podejście, ponieważ ilość wysłuchanych konferencji może tylko nakarmić twój rozum, ale jeśli tego słowa nie "pogryziesz", nie dasz mu czasu na zmaganie się z nim i nie zestawisz ze swoim życiem - zmarnujesz tylko swój czas. Twoja wiara będzie wtedy infantylna i pusta, bo dołożysz sobie pustych przebiegów, które nijak ci do niczego nie pomogą.
Co więc wybierasz? Osobiste i głębokie podejście do Słowa, na które trzeba poświęcić swój czas i które kosztuje? Czy codzienne bezrefleksyjne nakarmienie się konferencyjkami w drodze do pracy?
Ks. dr Piotr Spyra
Tekst ukazał się na profilu ks. Piotra Spyry na Facebooku.