Minister zdrowia Jolanta Sobierańska-Grenda zapewnia, że „nie jest jej misją i zadaniem, by prywatyzować szpitale w Polsce”. Tygodnik „Sieci” przypomina jednak jej wypowiedź z okresu, kiedy była prezesem Szpitali Pomorskich. W tej roli uczestniczyła w czerwcu w debacie poświęconej prywatyzacji systemu opieki zdrowia. Wedle relacji tygodnika, uczestnicy dyskusji byli zgodni co do tego, że na rynku powinna pojawić się „zdrowa konkurencja” pomiędzy publicznymi a prywatnymi placówkami. W ramach tej dyskusji Sobierańska-Grenda postulowała, by pacjenci najpierw sami płacili za leczenie, a dopiero potem odzyskiwali je od ubezpieczyciela.

- „Pacjent nie wie, ile procedura go kosztuje i np. jaką polisę wykupić jak w innych systemach europejskich. Tam zarządza się swoim zdrowiem już od urodzenia aż do późnych lat. Pacjent przede wszystkim najpierw płaci sam fakturę, a potem idzie do swojego ubezpieczyciela po pieniądze. O takim systemie w Polsce marzę”

- powiedziała obecna minister zdrowia.

Czy rzeczywiście możemy w Polsce obawiać się prywatyzacji służby zdrowia?

- „Słyszeliśmy w wywiadzie, że 30 proc. szpitali można zamknąć. Czy kierunkiem jest prywatyzacja? Mam nadzieję, że nie i mam nadzieję, że nadejdzie moment, w którym rząd po prostu dosypie pieniędzy do niewydolnego systemu, a sam system zreformuje, bo zreformować ten system trzeba”

- podkreślał jakiś czas temu prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Łukasz Jankowski.

Pytań o intencje rządzących jest jednak znacznie więcej.

- „Dla opozycji z Prawa i Sprawiedliwości znakiem prawdziwych intencji rządu w kwestii struktury własnościowej szpitali jest sposób rozdzielenia środków z KPO na kardiologię. Pieniądze trafiły m.in. do ponad 20 klinik należących do zagranicznych, prywatnych sieci”

- zauważa tygodnik „Sieci”.