Podczas czwartkowego ogłoszenia, Trump poinformował, że polecił Departamentowi Handlu przygotowanie się do spisu powszechnego, który – jak zapewnia – ma być najbardziej precyzyjny w historii. Co istotne, nowa metodologia wyklucza zliczanie osób przebywających w kraju nielegalnie.

– Osoby przebywające w naszym kraju nielegalnie NIE ZOSTANĄ UWZGLĘDNIONE W SPISIE LUDNOŚCI – napisał Trump na platformie Truth Social.

Zapowiedź spisu wpisuje się w szerszy kontekst polityki migracyjnej obecnej administracji. Według danych przedstawionych przez prezydenta, liczba nielegalnych przekroczeń granicy spadła aż o 93% w porównaniu z okresem prezydentury Joe Bidena. Jednocześnie trwają intensywne działania deportacyjne, które Trump określił jako "największe w historii USA".

Zgodnie z amerykańskim prawem, spis ludności odbywa się co 10 lat i ma charakter obowiązkowy. Zbierane dane służą nie tylko do wyznaczania liczby mandatów w Izbie Reprezentantów dla poszczególnych stanów, ale także do alokacji setek miliardów dolarów z federalnego budżetu.

Prawo jasno stanowi, że spis obejmuje wszystkich mieszkańców kraju, niezależnie od ich obywatelstwa czy statusu imigracyjnego. W przeszłości próba ograniczenia spisu wyłącznie do obywateli lub osób przebywających legalnie w USA została zablokowana. W 2019 roku Sąd Najwyższy odrzucił wniosek administracji Trumpa o wprowadzenie pytania o obywatelstwo do formularza spisowego (sprawa Department of Commerce v. New York), uznając, że nie podano wystarczającego uzasadnienia.

Jak czytamy, planowany spis bez uwzględnienia nielegalnych imigrantów może wywołać burzliwą reakcję polityczną i prawną, zwłaszcza w stanach o dużych populacjach imigranckich, takich jak Kalifornia, Nowy Jork czy Teksas. Opozycja polityczna i organizacje broniące praw człowieka już wcześniej krytykowały podobne inicjatywy jako próbę manipulowania reprezentacją w Kongresie i ograniczania dostępu do funduszy federalnych.