Zgodnie z danymi amerykańskich służb geologicznych, w czasie kilkudniowego pobytu Vance’a nad rzeką odnotowano nagły wzrost poziomu wody w Little Miami oraz jednoczesny spadek w zbiorniku Caesar Creek Lake. Źródła w administracji potwierdziły, że odpływ z jeziora został zwiększony na polecenie Korpusu Inżynieryjnego Armii USA, w porozumieniu z władzami stanu Ohio oraz Secret Service. Oficjalnym uzasadnieniem było zapewnienie bezpieczeństwa funkcjonariuszom chroniącym wiceprezydenta.
Choć rzecznik armijnego korpusu, Gene Pawlik, zaznaczył, że operacja nie wpłynęła trwale na lokalny ekosystem i była przeprowadzona z odpowiednim wyprzedzeniem oraz w zgodzie z procedurami, wiele osób – w tym eksperci i byli doradcy ds. etyki – wyraża poważne wątpliwości.
– Nie interesuje mnie nawet, czy powołano się na względy bezpieczeństwa. Tak nie powinno się wykorzystywać zasobów publicznych. Gdybym miał coś do powiedzenia, nigdy bym na to nie pozwolił – powiedział The Guardianowi Norm Eisen, były doradca prezydenta Baracka Obamy.
Oburzenie wywołał nie tylko sam fakt manipulowania warunkami naturalnymi na potrzeby prywatnego wypoczynku, ale także brak przejrzystości. Biuro wiceprezydenta nie odniosło się dotąd do sprawy mimo licznych próśb o komentarz.
Specjaliści cytowani przez The Guardian przypominają, że zmiany poziomu wody są dopuszczalne np. w czasie powodzi, ćwiczeń służb ratowniczych lub wydarzeń publicznych. Jednak ingerencja dla korzyści jednej osoby, nawet zajmującej wysokie stanowisko państwowe, to „wyjątkowa sytuacja”, która – ich zdaniem – powinna być jasno udokumentowana i odpowiednio uzasadniona.
Choć sprawa może wydawać się drobna, w kontekście wyborczego roku w USA budzi ona szerokie reperkusje w debacie publicznej. Krytycy J.D. Vance’a zarzucają mu brak wyczucia i nadużycie zaufania obywateli. Zwolennicy z kolei wskazują, że względy bezpieczeństwa powinny mieć priorytet – szczególnie w przypadku osób chronionych przez Secret Service.