Eichmann stał się symbolem Holokaustu i to właśnie na tym zbrodniarzu do dziś wielu chce skupić całą winę za nazistowskie zbrodnie. Tyle, że w rzeczywistości zrobiono z niego koła ofiarnego, dzięki któremu odpowiedzialności za zbrodnie mogli uniknąć inni. Bo choć bez wątpienia Eichmann był winnym Holokaustu, to nie był jedynym winnym.
- „Znamienne jest to, że spośród tych jedenastu autorów decyzji o wymordowaniu wszystkich Żydów, którzy doczekali końca wojny, tylko trzech skazano na śmierć: Josefa Buchlara po procesie w Krakowie, Eberharda Schongartha decyzją sądu brytyjskiego i Eichmanna w 1962 w Izraelu. Ludobójcy sądzeni w Niemczech czasem nie zaznawali nawet krótkiego pobytu w więzieniu. Np. Georg Leibbrandt do śmierci w 1982 pracował w RFN jako naukowiec a Gerhard Klopfer jako adwokat. Przez długie dziesięciolecia w państwowych i gospodarczych elitach Niemiec roiło się od zbrodniarzy kalibru większego od Eichmanna. Skoro więc już stanął on przed izraelskim trybunałem w interesie RFN było obciążenie jego osoby maksymalnym rozmiarem win. Głośny proces niby winnego za wszystko skutecznie budował wizerunek Niemiec jako ofiary sterroryzowanej szczupłą garstką tzw. nazistów” – pisze Adamski.
Było to również w interesie Izraela. Pokazanie Eichmanna jako głównego architekta Holokaustu pozwalało ogłosić sukces żydowskiego państwa. Wymiar tego sukcesu tracił swój blask w czasie procesu, kiedy okazało się, że oskarżony nie utrzymywał kontaktów z elitą SS, która wówczas wiodła bogate życie w Ameryce. Schwytany w Argentynie Eichmann żył skromnie, pracując jako robotnik.
W ocenie Hannah Arendt był też syjonistą, o czym wprost napisała w swojej książce, a co stało się później jedną z głównych przyczyn ataków.
- „Jako człowiek znający teorię i praktykę ruchu syjonistycznego Eichmann wśród partyjnych towarzyszy z NSDAP cieszył się opinią specjalisty od spraw żydowskich i to z tej przyczyny powierzono mu wysokie funkcje w aparacie Zagłady” – pisze autor.
Relacje z procesu Eichmanna potwierdzają, że do 1942 roku Polacy byli w nie lepszym położeniu od Żydów. Przez pierwsze dwa lata okupacji na terenach wcielonych do Rzeszy to Polacy byli grupą najbardziej prześladowaną. Po roku okupacji, jak informowały raporty wysyłane do Berlina, „przy życiu pozostało jeszcze tylko 3% członków polskiej elity – nauczycieli, oficerów, duchownych, ziemian”. Na polskich terenach miało pozostać zaledwie kilka procent ludności polskiego pochodzenia, wyłącznie z niższych warstw społecznych.
Decyzja o wymordowaniu Żydów, których wcześniej planowano przesiedlać, zapadła w 1942 roku.
- „Do współpracy w tej zbrodni szybko zgłosiły się rządy państw kolaborujących z Hitlerem. Oddawały one swoich Żydów na śmierć mimo, że Niemcy kazały sobie za to słono płacić. Najbardziej gorliwa była Francja, bez żadnego udziału Niemców wysyłająca transporty z takimi ilościami skazanych na zagładę, że budowana dopiero niemiecka machina masowego unicestwiania nie nadążała z realizacją potwornych francuskich zleceń. Być może właśnie gorliwość Francuzów sprawiła, że Niemcy wystawiali im najwyższe rachunki za zabijanie -700 marek za jednego przyjętego do zamordowani” – przypomina Adamski.
W swojej książce Hannah Arendt opisuje przybycie niemieckich prawników, którzy mieli bronić Eichmanna. W Niemczech środowisko prawnicze wciąż było zdominowane przez byłych nazistów. W trakcie procesu światło dzienne ujrzała też skala kolaboracji z Niemcami. Świadkowie mówili m.in. o Sonderkommand – żydowskich oddziałach służących do eksterminacji Żydów. Ujawniono, że to same żydowskie Rady Starszych podejmowały decyzje o kolejnych partiach rodaków wysyłanych do obozów.
- „Przewodniczący łódzkiego Judenratu Chaim Rumkowski, który po wysłaniu na śmierć wszystkich mieszkańców swego getta jako ostatni sam trafił do obozu zagłady i został w nim zamordowany przez pozostałych jeszcze przy życiu, których wskazał do wywózki w poprzednim transporcie” – wskazuje Adamski.
W wysiedleniach pomagała żydowska policja. Działali w niej wcześniejsze elity. To właśnie żydowska policja organizowała obławy na uciekinierów. Żydzi znajdowali uciekinierów, których nie potrafili rozpoznać Niemcy i polscy szmalcownicy.
To właśnie fakt żydowskiej kolaboracji z nazistami Hannah Arendt uznała za najczarniejszą kartę Holocaustu.
- „Eichmann stwierdzał a potwierdzały to dokumenty i relacje świadków: bez aktywnej działalności żydowskich przywódców i żydowskich elit Zagłada nie osiągnęłaby swej potwornej skali. A były to niestety elity rzeczywiste. Nie stanowiły ich, jak w wielu okupowanych krajach, indywidua stawiane na czele marionetkowych rządów przez okupantów. Gorliwymi wykonawcami niemieckich poleceń byli najprawdziwsi, autentyczni liderzy żydowskich społeczności. Na żądanie Niemców wydali im oni np. spisy osób, które odstąpiły od judaizmu. Prowadziły je wszystkie gminy żydowskie i nie jest znany przypadek, w którym spis taki zostałby ukryty czy zniszczony. Trafiając w ręce Niemców oznaczał wyrok śmierci na dziesiątki tysięcy ludzi, często od pokoleń niemal przez nikogo nie identyfikowanych jako Żydzi. Jednym ze świadków procesu był ocalony członek Judenratu Budpesztańskiego Pinchas Freundiger, który dokonał szacunkowych obliczeń, o ile mniejsza byłaby liczba wymordowanych, gdyby współpraca żydowskich gmin z Niemcami nie była aż tak aktywna. Z rachunków Freudigera wynika, że w takiej sytuacji Niemcy nie zdołaliby zamordować około połowy swoich ofiar” – relacjonuje publicysta.