Podczas gdy epidemia koronawirusa zbiera swoje ponure żniwo na świecie, zwolennicy cywilizacji śmierci domagają się dalszego ułatwienia zabijania zarówno nienarodzonych, jak i tych, którzy stracili sens życia. Orędownicy aborcji i wspomaganego samobójstwa w Europie i Ameryce wykorzystują obecny kryzys do lobbowania na rzecz tele-aborcji i tele-eutanazji.

 

Donald Trump w celu ułatwienia wystawiania recept i konsultacji lekarskich w czasach koronawirusa uchylił różne regulacje, by dać „maksimum elastyczności w reakcji na wirus i w opiece nad pacjentami”. Pozwala to na zdalne kontaktowanie się z lekarzami przy użyciu kamer internetowych. Te działania prezydenta USA jednak nie spodobały się zwolennikom zabijania nienarodzonych. Christine Grimaldi na portalu „Vice” narzeka, że nie uwzględniono możliwości „zdalnej aborcji” i wydawania pigułek aborcyjnych przez lekarzy po konsultacji przez Internet.

Z kolei aborcjonista Daniel Grossman ze skrajnie lewicowej organizacji Advancing New Standards in Reproductive Health uważa, że „aborcja to oczywiście uwarunkowana czasowo procedura medyczna”, której nie można odwlec o „miesiąc lub dwa miesiące później”. Z takimi samymi żądaniami wobec Unii Europejskiej wystąpiły takie organizacje jak Alliance for Choice, Abortion Rights Campaign czy Abortion Network.

Michael Robinson z Society for the Protection of Unbron Children skomentował: „Lobby proaborcyjne wydaje się walczyć o wykorzystanie obecnego kryzysu związanego z koronawirusem. Lekceważą oni autentyczny lęk tak wielu ludzi i traktują ten kryzys jako sposobność do promowania swojej proaborcyjnej agendy”.

Z podobnymi do aborcjonistów postulatami występują zwolennicy wspomaganego samobójstwa. Kim Callinan z organizacji Compassion & Choices uważa, że epidemia koronawirusa przedstawia w tej dziedzinie nowe możliwości dla zdalnych usług medycznych. Chce ona zapewnić „opiekę lekarską” pacjentom, którzy pragną zakończyć życie. Takie inicjatywy „powinny poprawić dostęp do pomocy lekarskiej w umieraniu w krótkim lub dłuższym terminie”.

Mówiąc wprost, jak pisze Alex Schadenberg z „Life Site News”, „oznacza to, że ktoś mógłby zyskać zgodę na śmierć przy pomocy śmiercionośnego specyfiku, bez badania czy nawet spotkania się z lekarzem, który zapisuje śmierć”. Trudno to nazwać opieką lekarską.

jjf/LifeSiteNews.com