Ciemności nie mogą zasłonić światła. Mogą jedynie jeszcze wyraźniej ukazać Boga – Anonim
Zły pan i Michał z czarnymi skrzydłami
Trzyletni Rory każdego dnia, zanim zaśnie, ma swój mały rytuał. Jego tata co wieczór przychodzi do pokoiku chłopca, tuli go na dobranoc i zapewnia, że w pokoju nie ma nic strasznego. Kumulacja „strachów” zazwyczaj jest pod łóżkiem malca, więc tato musi się schylić i przepędzić je wszystkie stamtąd, żeby dziecko mogło spokojnie zasnąć.
Tego wieczoru, kilka miesięcy po tym, jak w ich domu zaczęło się „coś” dziać, Shane jak zwykle przyszedł do pokoiku chłopca. Ukucnął i badawczo przejrzał przestrzeń pod łóżkiem. – Nie ma tu żadnych strachów – zapewnił trzylatka.
- Ale strach nie jest tam na dole, tato – rzucił chłopiec wpatrując się nieruchomym wzrokiem w inną stronę pokoju. – On stoi przy oknie.
- Jasne, otworzę okno i wyrzucę go – odpowiedział Shane i demonstracyjnie wielkimi krokami przeszedł do okna.
- Teraz już dobrze, tato. On właśnie wszedł w ścianę.
Shane uśmiechnął się w myślach, wspominając na swoją dziecięcą bujną wyobraźnię. Szkoda, że tak szybko ją tracą, kiedy zderzają się z nudną dorosłością – pomyślał. Wciąż przychodził do pokoju chłopca, by każdego wieczora przepędzać „strachy” spod łóżka a dziecko niezmiennie twierdziło, że „zły pan” jest przy oknie. Pewnego dnia oznajmiło, że wartownicze służby taty nie będą już potrzebne.
- Nie trzeba, tato. Michał przybywa i odsyła go – zapewnił trzyletni Rory.
- A kim jest Michał?
- On siedzi na dachu i on ma skrzydła… i … i kiedy ty wychodzisz, on przybywa i odsyła tego złego pana.
„Kto nie przyjmie Królestwa Bożego jak dziecko...”
Michał i „zły pan” to nie jest efekt bujnej dziecięcej wyobraźni. To najlepszy dowód na to, że małe dzieci postrzegają świat bardzo prosto, dokładnie takim, jakim on jest. I reguła doskonale odzwierciedla sposób, w jaki maluchy wierzą.
Nie bez przyczyny Jezus mówił, że Królestwo Boże należy do takich, jak dzieci. Po lekturze „Czarnego Sakramentu” myślę, że uniknęlibyśmy wielu duchowych upadków, właśnie gdyby nasza wiara taka była - prosta, dziecięca. Choć książka o dzieciach zupełnie nie jest, to są one tutaj moimi bohaterami.
Nie dają się zwieść pokusie, jakiej zdaje się ulegać tylu z nas, dorosłych. Bo my to potrafimy tak wszystko racjonalnie sobie wytłumaczyć. „Nie ma co wierzyć w jakieś przesądy, zabobony – myśli niejeden z nas, a kilka chwil potem zaczytuje się w horoskopach albo idzie do wróżki, żeby poznać swoją świetlaną przyszłość.
Ale dzieci nie dają się tak łatwo oszukać. W ich świecie podział między czarnym a białym, dobrym a złym, przebiega dość klarownie. To my, dorośli, wprowadzamy w swoją paletę całą gamę odcieni szarości i łudzimy się, dajemy zwodzić. A zły duch bardzo podstępnie to wykorzystuje. Jego największą, najbardziej wyszukaną zagrywką jest wmówienie, że on nie istnieje.
Największy sukces szatana
- Moi drodzy bracia, nie zapominajcie nigdy, gdy słyszycie o chełpieniu się postępem oświecenia, że najbardziej wyrafinowaną ze sztuczek diabła było przekonywanie nas, że on nie istnieje – pisał w 1864 roku w „Twardym graczu” Charles Baudelaire. Nieco innymi słowami tę samą prawdę kilkanaście lat później wyraził Clive Staples Lewis pisząc „Listy starego diabła do młodego”. - Istnieją dwa równe i przeciwne sobie błędy, które mogą być popełnione przez ludzkość odnośnie demonów. Pierwszy, to niewiara w ich istnienie. Drugi, to wierzyć i być aż zanadto i niezdrowo nimi zainteresowanym – ostrzegał.
I właściwie na tym można by zakończyć, bo to taki arystotelesowski złoty środek, doskonała recepta, jak poruszać się w świecie wystawionym na szatańskie pokusy. Ale widać nie dość oczywista, bo wielu ludzi grzeszy nadmiarem albo niedomiarem uwagi (znów posługując się arystotelesowskimi kategoriami). I dobrze, że jest taka książka jak „Czarny Sakrament”! Bo dzięki niej można sobie uświadomić, że działanie szatana to nie jest fikcja ani bajka, że to realna rzeczywistość. A jak w nią nie wierzysz, to sam się wystawiasz na duchowe cięgi. Jak się można bronić przed czymś, czego nie uznaje się za rzeczywiste?
W innej historii opisywanej przez Davida M. Kiely’ego i Christinę McKennę matka kilkuletniego chłopca nie może pogodzić się z myślą, że jej dziecko jest opętane. Wszelkimi możliwymi sposobami próbuje wyprzeć to ze swojej świadomości. Zupełnie tak, jakby myśl, że czegoś nie ma, była konstytutywna dla faktu, że tak rzeczywiście jest.
- Proszę posłuchać, on fantazjuje! – powiedziała wyzywająco. – Nikt już nie wierzy w demony. Żyjemy w nowoczesnych czasach, ojcze.
- To prawda – ciągnął spokojnie ojciec Dominik – lecz zapewniam panią, że one nie są jakąś fantazją. Diabeł i jego upadli aniołowie istnieją, niezależnie od tego, czy pani wierzy w nie, czy nie. Jeśli pani nie wierzy w zło, oznacza to, że nie może się pani przed nim bronić.
Egzorcyzm – umowa wiązana
Ale nie tylko świadomość istnienia zła jest ważna. Owszem, to punkt wyjścia, ale kolejne ważne przesłanie „Czarnego Sakramentu” to istota działania egzorcyzmów. To nie są jakieś magiczne zaklęcia, regułki, po wypowiedzeniu których - hop siup - demon ucieka z podwiniętym ogonem. Egzorcyzm to właściwie początek duchowej walki.
- Egzorcyzm będzie skuteczny tak długo, jak długo osoba, której on dotyczy, dotrzymuje swojej części umowy – mówi kanonik William Lendrum. Właśnie tak rozumie egzorcyzm - jako umowę. Kiedy nad jakąś osobą odprawiany jest egzorcyzm, to ta osoba zawiera umowę z Bogiem, mówiącą o tym, że będzie ona podążała uczciwą drogą. - Chciałbym podkreślić, że nie sam egzorcyzm jest dla mnie najtrudniejszy. Najtrudniejsze jest zachęcenie osoby, która nigdy nie była religijna, do powrotu do Boga po uwolnieniu jej spod wpływu demona – mówi kanonik Lendrum, jeden z dwóch egzorcystów, których historie omówione są na łamach książki.
W publikacji przytoczone są doświadczenia protestanckiego duchownego i katolickiego księdza. Opowiadają o tych walkach, jakie w czasie swojej posługi stoczyli. Kiedy brałam „Czarny Sakrament” do ręki, myślałam sobie: „Czym mnie jeszcze zaskoczysz? Ja już tyle przeczytałam, tyle widziałam”. Książka zaskoczyła mnie. Swoistym rzetelnym omówieniem poruszonego tematu. Słusznie napisał o niej Richard Gallagher, profesor nadzwyczajny New York Medical College: - Autorzy tej publikacji przedstawiają w sposób sensowny i ze znajomością tematu złożone i kontrowersyjne zagadnienia. Ostrożnie unikają obu skrajności: zarówno zbyt naiwnego fundamentalizmu, jak i lekceważącego racjonalizmu.
Michał strącił złego pana do ognia
Kiedy mieszkańców domu Shane’a po kilku tygodniach względnego spokoju po raz kolejny zaczął nękać demon, konieczna była ponowna wizyta ojca Dorrity’ego. Nieśmiały zazwyczaj Rory wparował do pokoju, w którym rodzice rozmawiali z duchownym.
- Michał wrzucił tego złego człowieka do ognia – oznajmił z powagą na twarzy.
- Czy Michał wrzucił go do tego ognia? – zapytał skonsternowany ksiądz, wskazując na kominek, gdzie paliły się polana.
Chłopiec pokręcił przecząco głową. – Nie, do dużego ognia, tam na dole – odparł.
- A jak Michał to zrobił, Rory? – dopytywał zakłopotany ojciec Dorrity.
- Wielkim mieczem – wyjaśnił uroczyście chłopiec i wyszedł z pokoju…
Święty Michale Archaniele, wspomagaj nas w walce, a przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź naszą obroną. Oby go Bóg pogromić raczył, pokornie o to prosimy, a Ty Wodzu Niebieskich Zastępów, szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, mocą Bożą strąć do piekła. Amen.
Marta Brzezińska
David M. Kiely, Christina McKenna, Czarny Sakrament. Prawdziwe historie opętań i egzorcyzmów, Fronda, Warszawa 2010.