Fronda.pl: Często w swoich medialnych wystąpieniach na wyniki badań prof. Regnerusa powołuje się ks. Dariusz Oko, co prawie zawsze wywołuje histerię – dlaczego?
Dr Andrzej Margasiński*: Raport Regnerusa zaburzył homofilną narrację jakoby nie było różnic pomiędzy dziećmi wzrastającymi w normalnych, heteroseksualnych rodzinach a wychowywanymi przez pary homoseksualne. I myślę, że to jest podstawowy powód bardzo emocjonalnych reakcji na tekst Regnerusa zarówno ze strony lewicowych mediów, jak i części świata nauki. Ten homofilny paradygmat ma swój ustalony kanon, na własny użytek określam go mianem homoseksualnego credo, czyli swoistego wyznania wiary, bowiem większość tych tez nie ma oparcia w danych naukowych (np. powtarzane za Kinseyem zafałszowane liczby jakoby homoseksualiści to 5-10% populacji), a mimo to z uporem maniaka założenia tego credo są wmawiane opinii publicznej przez na ogół lewicowe media głównego nurtu, zresztą nie tylko w Polsce. Jedną z tez tego kanonu stanowi twierdzenie o „braku różnic” pomiędzy dziećmi wychowywanymi przez pary homoseksualne a wzrastającymi w normalnych, biologicznie pełnych rodzinach. Obserwujemy, że każdy kto ośmiela się negować tezy homoseksualnego credo jest wściekle atakowany, doświadczył tego Regnerus, a u nas np. Joanna Szczepkowska (w nieco innym kontekście) czy ks. Oko, który twardo i konsekwentnie prezentuje stanowisko Kościoła, a ponieważ ze swoim przekazem przebija się do głównych mediów tym bardziej wywołuje to frustrację środowisk homofilnych i bezpardonowe ataki.
Oponenci zarzucają prof. Regnerusowi nierzetelność. Naukowca nazywają „zagorzałym katolickim konserwatystą”, od którego „zmanipulowanych badań odciął się nawet uniwersytet”.
Homoseksualny bloger Scott Rose, wkrótce po ukazaniu się raportu skierował pretensje do macierzystej uczelni Regnerusa, czyli Uniwersytetu Teksańskiego w Austin. Wkrótce do tego dołączyły cztery duże organizacje gejowskie i mogliśmy zaobserwować rzecz bez precedensu w świecie nauki. Oto władze uczelni ugięły się pod zewnętrzna krytyką i powołały specjalną uniwersytecką komisję, która miała za zadanie sprawdzić poprawność metodologii zastosowanej przez Regnerusa. Komisja nie dopatrzyła się żadnych uchybień i zamknęła sprawę. W rezultacie władze uczelni oświadczyły, że więcej już do tego tematu nie będą wracać, fakt ten był potem fałszywie przedstawiany jakoby władze uczelni odcięły się od wymowy raportu. Nic takiego nie miało miejsca, na temat jego merytorycznej zawartości władze nie zajęły stanowiska. Po stwierdzeniu prawidłowości procedur metodologicznych władze uczelni odcięły się tylko od potrzeby dalszego „wałkowania” tematu. Wtedy dalsza krytyka Regnerusa została skierowana do pisma, które „ośmieliło się” wydać kontrowersyjny artykuł, czyli do redakcji prestiżowego czasopisma socjologicznego Social Science Research. Do redakcji SSR z inicjatywy Gary’ego Gatesa, demografa z UCLA, wpłynął list otwarty podpisany przez ok. 200 badaczy domagających się m.in. ujawnienia kulisów tak szybkiego ukazania się tekstu. Redakcja SSR zdecydowała się na wewnętrzny audyt procedur redakcyjnych, który został powierzony Darrenowi Sherkatowi, jednemu z 36 członków Rady Programowej SSR, zwolennikowi homoseksualnych małżeństw, który zresztą krytykował tekst Regnerusa jeszcze przed rozpoczęciem audytu.
Raport prof. Regnerusa od niedawna jest dostępny w języku polskim. Czy na świecie wywołał taką samą paniczną reakcję niektórych środowisk jak w Polsce?
Tak, po skargach wniesionych do Uniwersytetu Teksańskiego i Social Science Research rzeczywiście wybuchła wielka medialna wrzawa, o badaniach Regnerusa dyskutowano praktycznie w największych amerykańskich mediach. Pojawiły się listy otwarte w obronie Regnerusa, sprawa polaryzuje opinię publiczną. Dyskutuje się nie tylko o merytorycznej wymowie badań ale i o wolności słowa, wolności badań naukowych, politycznej poprawności. Badania Regnerusa poruszyły wyjątkowo czułą strunę w społeczeństwie amerykańskim, tradycyjnie przywiązanym do wolności słowa. W dobie Internetu o raporcie zrobiło się głośnio w całej Europie, szybko zaczął być streszczany także w Polsce. Zresztą szereg tych opinii zawierało wiele przekłamań, teraz każdy czytelnik może wyrobić sobie własne zdanie. O szczegółach piszę w swoim komentarzu na łamach Fides et Ratio (przeczytaj TUTAJ).
Jaka jest pańska opinia na temat metodologii prof. Regnerusa?
Do opracowanej ankiety nie można mieć większych zastrzeżeń, tak samo jak do sposobu przeprowadzenia badań. Zostało to powierzone wyspecjalizowanej firmie Knowledge Network, która zbierała dane dla dziesiątków autorów. Badacze w Polsce, jak tylko posiadają środki finansowe, nierzadko zlecają przeprowadzenie badań pracowniom takim jak CBOS czy OBOP, to normalne procedury. Nie można z tego robić poważnych zarzutów, podobnie jak z faktu , iż badania były współfinansowane przez konserwatywne fundacje. Wszyscy szukają grantów, ale dopóki donator nie ingeruje w przebieg badań wszystko jest w porządku, Regnerus zapewnia, że miał całkowicie wolną rękę, nie ma powodów by nie wierzyć w te deklaracje.
Wątpliwości pojawiły się na poziomie interpretacji wyników. Bodaj najpoważniejszy zarzut metodologiczny dotyczy spostrzeżenia, iż porównywano grupę dorosłych dzieci wyrosłych w stabilnych rodzinach heteroseksualnych z grupą wzrastającą przy parach homoseksualnych, ale o bardzo zmiennych parametrach czasowych zamieszkiwania we wspólnym gospodarstwie domowym. W tym sensie nie można stwierdzić, że dzieci par homoseksualnych wzrastały w stabilnych związkach domowych. Trzeba także pamiętać, iż były to dzieci biologiczne a nie adoptowane, co także wskazuje na niestabilność ich wzrastania. Homoseksualni rodzice najpierw byli w heteroseksualnych związkach, później „wyszli z szafy” i zaczęli tworzyć związki homoseksualne. Na tym spostrzeżeniu oparty jest zarzut, iż Regnerus dokonał niewłaściwej interpretacji ponieważ dysponował grupami niehomogenicznymi. Zarzut ten można uznać o tyle, że postulat, aby porównywać dzieci wychowywane z stabilnych rodzinach homoseksualnych z dziećmi wzrastającymi w stabilnych rodzinach heteroseksualnych jest słuszny w odniesieniu do idealnego schematu metodologicznego. Jednak na tle innych badań poświęconych homoseksualnemu rodzicielstwu opartych na próbkach wygodnych czy metodzie kuli śnieżnej, badania Regnerusa mogą wręcz uchodzić za wzorcowe metodologicznie w zakresie zbierania danych i zastosowanych metod przesiewowych. Nie jest winą badacza, że w dużym, reprezentatywnym, przesiewowym badaniu nie można zebrać wystarczająco dużej liczebności badanych wychowywanych w stabilnych związkach homoseksualnych. To wskazuje raczej na cechę populacji, a nie błąd w zbieraniu danych. Ponadto Regnerus wyróżnił 8 grup rodzin pochodzenia, części z nich także można przypisywać cechę niestabilności (np. rodzinom adoptowanym, połączonym czy z pojedynczym rodzicem). Na ich tle młodzi dorośli wychowywani przez pary lesbijskie i gejowskie też na ogół wypadają gorzej.
Podstawowego wniosku wynikającego z badań Regnerusa, iż najlepszym środowiskiem dla wychowywania dzieci jest stabilna, heteroseksualna rodzina nie sposób poważnie zakwestionować od strony metodologicznej. Na tle pozostałych 7 ta grupa wypada zdecydowanie najlepiej w zakresie porównywanych zmiennych.
Co Pana osobiście najbardziej zszokowało w raporcie prof. Regnerusa?
Wiedza psychologiczna o procesach kształtowania się tożsamości jednostki i sile takich mechanizmów jak modelowanie, naśladownictwo czy identyfikacja kazała zakładać, że spośród dzieci wychowywanych przez gejów i lesbijki wyrosną później geje i lesbijki. Jednak tak duży ich odsetek (40 proc. w przypadku dzieci wychowywanych przez lesbijki, 30 proc. przez gejów to bi- lub homoseksualiści) był z pewnością dla mnie zaskakujący. To są szokujące liczby, podobnie jak poziom wykorzystywania seksualnego tych dzieci przez rodziców - 31 proc. dzieci wychowywanych przez matki lesbijki i 25 proc. wychowywanych przez ojca geja podało, że byli przez rodziców zmuszani do seksu wbrew swej woli.
Niemniej, bodaj najbardziej zaskoczony byłem informacjami o dużo gorszym społecznym funkcjonowaniu tych młodych dorosłych na wielu płaszczyznach, np. w zakresie poziomu bezrobocia, otrzymywanej pomocy społecznej, karalności, słabszym poziomie wykształcenia. Jeśli do tego dodamy wyższe wskaźniki poziomu depresji, myśli samobójczych, niskiego poziomu poczucia bezpieczeństwa, chorób nabytych drogą płciową, wysokiego wskaźnika trudności w relacjach a niskie poziomu bezpieczeństwa – nie wyłania się z tego obraz szczęśliwego życia. Zrobiło mi się ich żal.
Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk
*Dr Andrzej Margasiński - psycholog nauczyciel akademicki,
terapeuta i szkoleniowiec, autor wstępu do raportu prof. Regnerusa w polskiej wersji językowej
Czytaj także: