Pojawił się kolejny świadek w sprawie marszałka Senatu, prof. Tomasza Grodzkiego. Nagrania rozmowy z panem Markiem opublikował portal niezalezna.pl. Mężczyzna mówi na nich między innymi.

Po chwili mama wyszła z gabinetu. Zakręciła jej się łza w oku. I powiedziała do nas: <<Wiecie, chłopaki, nawet mu powieka nie drgnęła. Wsunął kopertę do szuflady, zamknął i nawet się na mnie specjalnie nie spojrzał>>”.

Jak czytamy na portalu, ojciec pana Marka był operowany przez prof. Tomasza Grodzkiego osiem lat temu, a za operację miał wziąć 7 tysięcy złotych – przekonuje świadek.

Jak słyszymy na nagraniu:

Po wynikach okazało się, że ma raka płuc, no i został na oddziale w Zdunowie. Ponieważ ja pracuję w służbie zdrowia już 35 lat, pojawiłem się w Zdunowie i próbowałem porozmawiać z profesorem Grodzkim, licząc na pomoc i zrozumienie. Ale profesor Grodzki poświęcił mi dosłownie półtorej minuty. Dużo ze mną nie rozmawiał, zbył mnie i odesłał do ordynatora”.

Mężczyzna dodaje, że ordynator wyjaśnił mu, jak poważna jest sytuacja oraz że jego ojcu będzie trzeba wyciąć całe płuco. O „obowiązującej taryfie” w szpitalu pan Marek mówi:

Nie wiem, kto informował tych pacjentów, ale to była powszechna wiedza”.

Dodał:

Stawki chodziły w ten sposób, że za asystę pana profesora płaciło się do 5 tysięcy złotych, on wtedy nie operował. A za osobistą operację stawka wynosiła do 10 tysięcy złotych”.

Jak mówi pan Marek, nie mieli zamiaru oszczędzać, bo w grę chodziło życie i nadzieja przedłużenia go o rok czy dłużej. Świadek stwierdza, że złożył się razem z mamą na operację – po 5 tysięcy złotych. Ostatecznie jednak w gabinecie Grodzkiego miano przekazać 7 tysięcy złotych.

dam/niezalezna.pl,Fronda.pl