Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Jak ksiądz Prałat ocenia obecną sytuację w Kościele w Polsce w związku z epidemią koronawirusa. Czy wprowadzone ograniczenia związane z ilością wiernych były i są konieczne?

Ks. Prałat Bogdan Bartołd: To jest dla nas, kapłanów, bardzo trudne doświadczenie, którego jeszcze nie znaliśmy. To ograniczenie wiernych w kościołach... Natomiast zdajemy sobie też tego sprawę, i trzeba to jasno podkreślić, że mimo wszystko bezpieczeństwo i nienarażanie innych jest sprawą bardzo ważną. To wynika z troski o bliźniego. Co do tego nie ma żadnej wątpliwości. Kiedy nie mieliśmy sytuacji związanej z koronawirusem, to Kościół też jasno przekazywał, że jeśli ktoś jest chory czy czuje się chorym, to taka osoba nie miała obowiązku przychodzenia na Mszę świętą. Wynika to z troski o człowieka chorego, żeby nie pogarszał swojego stanu zdrowia, ale też żeby taki człowiek nie był przyczyną zachorowania innych osób w Kościele.

To ograniczenie jest dla nas bardzo trudnym doświadczeniem. Ja to zawsze będę podkreślał. Ja osobiście od tych kilku tygodni czuję się pasterz bez owiec. Kapłan w takiej sytuacji czuje się osamotniony, jakby utracił coś bardzo istotnego ze swojego posłannictwa. Mnie jako kapłana zawsze cieszy ta ilość ludzi w kościele czy na nabożeństwach, że są ludzie wokół nas. To jest dla mnie takie doświadczenie, że moja posługa i to, co czynię, ma sens. Nie chodzi o pochwały, które czasem otrzymujemy od wiernych. Chodzi o samą obecność ludzi w kościele. Wtedy ja jako kapłan czuję się potrzebny, żeby innym dać świadectwo swojej wiary na tyle na ile umiem i potrafię, ale też żeby wykonywać to, co najważniejsze w Kościele, a więc sprawować Eucharystię. Żebyśmy wszyscy w tej Eucharystii stanowili wspólnotę. Tego w obecnej sytuacji nam brakuje, ponieważ czy to będzie uczestnictwo poprzez oglądanie Mszy świętej w telewizji czy słuchanie w radiu, czy w internecie, to jednak nie jest to samo. Nic nie zastąpi realnego spotkania z drugim człowiekiem.

Ksiądz Prymas też mówi o tym, że w ramach przestrzegania piątego przekazania, żeby nie być przyczyną śmierci drugiego człowieka, ale też abyśmy sami nie ulegli zakażaniu, powinniśmy na czas epidemii powstrzymać się od kontaktów z drugim człowiekiem. Wynika to zapewne z faktu,  że ten wirus jest szczególnie zaraźliwy.

No to jest dla nas nowe doświadczenie. Takiego doświadczenia my dotychczas nie mieliśmy. Były choroby oczywiście, ale takie, które potrafiliśmy opanować. W tej sytuacji człowiek jednak czuje wyraźnie, że to nie wszystko od niego zależy i nie wszystko ma w swoich rękach.

Coraz więcej osób mi przypomina, jacy my wszyscy byliśmy do tej pory pewni, jakie mieliśmy znakomite plany na to, co będziemy robili, co będziemy czynili. Byliśmy pewni, że my ludzie okiełznaliśmy naturę. A tymczasem nagle przychodzi ten wirus i człowiek w tej sytuacji jest bezradny i zagubiony i nie bardzo wie, co ma uczynić. Nagle wszystko, co opracował nie ma większego znaczenia.

Jest to też i szansa dla nas. Bo też to chcę podkreślić. My się nie załamaliśmy i ja nie stawiam pytania, dlaczego tak jest? Chociaż ludzie pytają mnie, dlaczego Pan Bóg to uczynił? Ludzie bardzo często o tą sytuację oskarżają Pana Boga wręcz. Ja im wtedy odpowiadam, żeby mnie o to nie pytali.

Ja staram się nigdy nie pytać, dlaczego. Idę w innym kierunku i pokazuję inną drogę. Ja pytam siebie samego, co ja mogę z tym zrobić, że spadło na mnie takie doświadczenie i w kościele nie mam teraz swoich wiernych? Może to jest wezwanie dla mnie od Boga, żebym ja teraz bardziej zaczął się teraz za tych moich wiernych modlić? Oni są teraz w swoich domach i potrzebują mojego duchowego wsparcia. Pytam ciągle, czy komuś czegoś nie potrzeba. My w tym momencie przewartościowujemy pewne rzeczy. Z drugiej strony też mówimy naszym wierny, że nie mogą tylko bezczynnie siedzieć w domach. Mówimy im, żeby te Święta przeżywali w łączności z Panem Bogiem. To jest trudne, bo oni zawsze przychodzili ze swoją święconką a teraz się nie da tak zrobić, żeby to kapłan poświęcił pokarmy. Ale to nie oznacza, że mają one nie być poświęcone. To oznacza natomiast, że tą święconkę trzeba przygotować w domu i ktoś z rodziny, czy to ojciec albo matka, albo ktoś inny z rodziny niech odmówi modlitwę błogosławieństwa nad tymi darami. Ta sytuacja może być dla nas wszystkich doskonałym przypomnieniem, że nad każdym posiłkiem powinniśmy uczynić znak krzyża i przez chwilę pomodlić się dziękując Bogu za dary. To jest doskonała szansa dla nas, żebyśmy wrócili do takich elementarnych prostych spraw.

Są teorie, według których wirus ma pochodzenie nie naturalne, ale ludzkie, miałby być stworzony w laboratoriach...

W historii Kościoła, tej przygody człowieka z Panem Bogiem, był taki czas, że człowiek uderzał się mocno w piersi i mówił: ja jestem winien, to ja zrobiłem to zło. Od pewnego jednak czasu, najprawdopodobniej od czasów oświecenia, powstało inne spojrzenie. Człowiek zaczął na ławie oskarżonych sadzać Pana Boga i mówi do Niego: Ty jesteś winien i to, że ja coś złego zrobiłem, to nie jest moja wina, ale twoja, ponieważ ty mnie takiego stworzyłeś i nikt nic nie zrobił, żeby człowiek nie czynił zła.

My oczywiście musimy sobie zdawać sprawę z tego, że człowiek jest zdolny do wspaniałych osiągnięć i duchowych i materialnych, ale nie możemy zapomnieć, że człowiek po grzechu pierworodnym ma tą ciemniejszą stronę w swoim życiu. Ktoś to kiedyś powiedział, że człowiek jest chyba jedynym stworzeniem, które potrafi krzywdzić nawet samego siebie.

A jak ksiądz Prałat skomentowałby wypowiedzi niektórych ekologów, że koronawirus jest darem dla natury i karą dla człowieka za złe traktowanie i zwierząt i natury? W wielu miejscach na świecie z powodu braku szkodliwej ingerencji człowieka, która do tej pory miała miejsce, a przez kwarantannę została ta szkodliwa działalność powstrzymana, natura odżywa, powietrze robi się bardziej czyste, wracają niektóre gatunki zwierząt i tak dalej, twierdzą.

Ziemia na pewno została nam dana w darze. W Biblii jest napisane: Czyńcie sobie ziemię poddaną. Ale my musimy wziąć pod uwagę jeszcze jedną rzecz, a mianowicie, że ta ziemie jest naszym domem. Co prawda tym domem doczesnym i jeżeli mamy czynić ją sobie poddaną i z niej korzystać – w sensie bardzo szerokim – to powinniśmy to czynić w sposób rozumny. Umiemy zawracać biegi rzek i to może być korzystne. Nie można jednak powiedzieć, że człowiek nie niszczy środowiska, w którym żyje. Ostatnio przypomina nam też o tym papież Franciszek, żebyśmy zadbali o ten nasz doczesny dom. Ja osobiście ten ziemski dom nazywam „przedsionkiem do nieba” i ten dom nie powinien być niszczony przez nas.

Chcę jednak powiedzieć jedno, człowiek – co już wcześniej powiedziałem - ma taką naturę, która nie jest doskonała. Zdajemy sobie sprawę z naszych ograniczeń i niedoskonałości i wiele naszych działań na przyrodę jest niewłaściwych. Często nie zastanawiamy się nad tym, co pozostawimy naszym następcom. Często myślimy wręcz o traktowaniu tej naszej ziemi bardzo po macoszemu.

Niektórzy podają takie bardzo brutalne statystyki, z których wynika, że sytuacja pandemii koronawirusa spowodowała to, że iluś ludzi umarło z tego powodu, ale bardzo wiele klinik aborcyjnych przestało działać i dzięki temu więcej żyć zostało ocalonych niż ludzi odeszło. Wiele klinik transplantologicznych, w których też było bardzo wiele nadużyć, przestało działać. Jak ksiądz to widzi?

Czasami Pan Bóg dopuszcza takie sytuacje i takie wydarzenia w dziejach ludzkości, które mają służyć naszemu opamiętaniu. One mają nas skłonić ku zastanowieniu się. Jakiś imigrant, który starał się o azyl polityczny powiedział, że w Europie często dba się bardziej o dobry nastrój żółwia niż o to, żeby ratować człowieka. To było bardzo wymowne. I myślę sobie, że powinniśmy zwrócić uwagę na to, że teraz może być taki moment, kiedy człowiek może się zastanowić i zdać sobie sprawę z tego, że życie ludzkie od poczęcia do naturalnej śmierci ma być na każdym etapie chronione. My mówimy o tym jeszcze mocniej, że to jest życie bezbronnych i najsłabszych, a do nich należą właśnie dzieci nienarodzone. To one mają być chronione w sposób szczególny. Współczesny świat od tego odszedł i zapomniał. Co więcej, ten współczesny świat wprowadził sobie taką ideologię, która jest kompletnie nie przystająca do tego wszystkiego, co jest zgodne z prawem naturalnym i prawem bożym.

Cały czas jetem pod wrażeniem, tego co opublikował ks. Dariusz Kowalczyk w najnowszym numerze „Idziemy”, a mianowicie chodzi o wystąpienie pastora Joe Wrighta, który został on poproszony o otwarcie nowej sesji senatu w Kansas w Stanach Zjednoczonych. Pastor rozpoczął to tymi słowami:

  • Zatraciliśmy naszą duchową równowagę i odwróciliśmy nasze wartości.

  • Wykorzystujemy biednych i nazywamy to loterią.

  • Wynagradzamy lenistwo i nazywamy to opieką społeczną.

  • Zabijamy nasze nienarodzone dzieci i nazywamy to wyborem.

  • Strzelamy do antyaborcjonistów i nazywamy to słusznym.

  • Zaniedbaliśmy wychowanie i dyscyplinę naszych dzieci i nazywamy to budowaniem poczucia wartości własnej.

  • Nadużywamy władzy i nazywamy to polityką.

  • Pożądamy własności naszych bliźnich i nazywamy to ambicją.

  • Zanieczyszczamy powietrze bluźnierstwami i pornografią i nazywamy to wolnością słowa.

  • Wyśmiewamy odwieczne i szczytne wartości naszych przodków i nazywamy to oświeceniem.

Zbadaj nas, O Boże, i poznaj dzisiaj nasze serca, oczyść nas z każdego grzechu i wyzwól nas. Amen!

Ten pastor tak rozpoczął tą sesję i osobiście myślę, że jest w tym dużo racji. Muszę powiedzieć jeszcze raz, że cały czas jestem pod wrażeniem tej modlitwy i tego wystąpienia tego amerykańskiego pastora.

Koronawirus tak naprawdę zmusza nas do zatrzymania się, zastanowienia się. Skłania nas do tego, żebyśmy zobaczyli, jaka jest w nas pyszałkowatość, a nawet pycha i żebyśmy znaleźli swoje właściwe miejsc.