Chyba nie ma większego dowodu na prawdziwość Kościoła i obecność Boga w nim, jak to, gdy porównamy świadomość i zachowanie się wspólnoty uczniów Jezusa przez pierwsze tygodnie po Zmartwychwstaniu, a potem po Zesłaniu Ducha Świetego. Co takiego Jezus z nimi uczynił? Jak ich wychowywał do dojrzałej wiary?
PIERWOTNY WYSTRASZONY I BEZ CELU KOŚCIÓŁ
Nie da się po ludzku wytłumaczyć tej przemiany, jaka dokonała się w Apostołach, gdy z wystraszonych i błąkających się bez większego celu uczniów, zmienili się oni w potężnych proroków w słowie i w czynie, w organizatorów życia pierwszych wspólnot chrześcijańskich i w prawdziwe filary Kościoła powszechnego.
Gdy czytamy dzisiejszą Ewangelię, widzimy sposób, w jaki Jezus wychowywał swoich uczniów do podjęcia tych ważnych odpowiedzialności w Kościele. Przyjrzyjmy się, z jakim "materiałem" musiał Jezus pracować. Mamy tu kilku Apostołów, którzy zgodnie z wcześniejszymi poleceniami Jezusa, gdy dwa razy objawił im się w Jerozolimie, wrócili teraz do siebie do domu, do Galilei. Wrócili i nie bardzo wiedzą, co mają ze sobą zrobić. "Idę łowić ryby. Idziemy i my z tobą". Gdyby Piotr zaproponował lepienie garnków, jego towarzysze z braku innych pomysłów na życie pewnie przystaliby i na ten pomysł. Ot taki Kościół bez misji i celu, podejmujący czysto ludzkie działania i dlatego skazany na porażkę.
CIERPLIWY JEZUS
A Jezus cierpliwie się temu przygląda. Daje uczniom czas. Nie goni z misją. Wie, że uczniowie potrzebują tego czasu, aby poukładać sobie w głowie i przepracować w sercach, co tu się właśnie wydarzyło przez ostatnie święta Paschy. Dlatego między każdym swoim zjawieniem się, daje uczniom mniej więcej tydzień czasu, aby Jego Słowo w nich pracowało (1. spotkanie - w dzień Zmartwychwstania, 2. - tydzień później, 3. - po powrocie do Galilei, nie wiemy dokładnie kiedy, czytamy o nim dzisiaj).
Jezus pozwala również doświadczyć uczniom porażki z łowieniem ryb, aby wykorzystać ten fakt i w nowych okolicznościach przypomnieć Piotrowi jego powołanie, które miało miejsce trzy lata wcześniej, właśnie po takim nieudanym połowie. Piotr wtedy przyjął te misję, a jednocześnie w szczerym odruchu serca prosił "Odejdź ode mnie Panie, bo jestem człowiek grzeszny". Teraz, po trzech latach spędzonych z Jezusem i swojej zdradzie, jeszcze bardziej zrozumiał jak słabym jest człowiekiem i dlatego Jezus chce mu teraz pokazać, że On o tym wszystkim wiedział od początku, a mimo wszystko wybrał Go na pierwszego z Apostołów, by przewodził Kościołowi.
"DZIECI"
Niesamowite jest to, z jaką cierpliwością i czułością Bóg wychowuje swoich uczniów, a więc i nas do tej dojrzałej wiary. Jego wychowawcze podejście streszcza się w słowie "dzieci". I rzeczywiście Jezus patrzy na swoich uczniów i na nas jak na dzieci - dosłownie i w przenośni: "Dzieci, czy macie co jeść?"
Kto zwraca się w taki sposób do dojrzałych mężczyzn, ojców i filarów Kościoła? Tylko Jezus! Jaka to ulga poczuć się dzieckiem i dać się Bogu właśnie w ten sposób Bogu formować! Bóg zawsze patrzy na mnie jak na swoje dziecko. Mniej lub bardziej poradne, bardziej święte lub bardzo brudne, ale zawsze dziecko. Kochane, bez względu na wszystko.
Pierwszy spośród Apostołów odkrył to chyba Jan. Bycie kochanym przez Jezusa było dla niego tak ważne, że stało się niemal jego drugim imieniem - tak istotnym elementem własnej tożsamości, że w dzisiejszej Ewangelii przedstawia siebie jako "uczeń, którego Jezus kochał".
"Witam Państwa, nazywam się Jan - uczeń, którego Jezus kocha, ukochane dziecko Boga". Może i ja, tak jak Apostołowie po Zmartwychwstaniu potrzebuję czasu, aby to odkryć? Może i ja potrzebuję czasu, by z wystraszonego i błąkającego się bez większego celu chrześcijanina stać się Apostołem, świadomym swojej tożsamości i misji?
Ks. dr Piotr Spyra
Tekst ukazał się na profilu ks. Piotra Spyry na Facebooku.