Fronda.pl: Czy katolik może czytać Kamasutrę?
O. Ksawery Knotz OFM Cap: Zależy co rozumiemy poprzez Kamasutrę. Czym innym jest Kamasutra w wersji filozoficznej, a czym innym szeroko dostępne w Empikach poradniki. One wszystkie także podciągane są pod szyld Kamasutry. Trzeba więc najpierw ustalić, o czym mówimy. Czy proponujemy głębszą interpretację seksualności, czy mówimy o poradniku na temat pozycji seksualnych, sposobów pieszczot, czyli podchodzącym do tematu od strony praktycznej.
Załóżmy taką potencjalną sytuację – małżonkowie, którzy chcą ubogacić swoje pożycie seksualne zastanawiają się, czy skorzystać z porad zawartych w tego typu poradnikach. Mogą czy nie mogą?
Pojawia się kolejne pytanie – jaki to jest poradnik? Małżonkowie mogą znaleźć książki, które im pomogą w sztuce ars amandi i jednocześnie mają w sobie pewną delikatność przekazu, a mogą być takie, które naruszają poczucie wyjątkowości więzi małżeńskiej. Po ich lekturze wrażliwi małżonkowie odczuwają nie tyle pomoc, co niesmak. Chodzi o to, aby wiedzę nazwijmy ją, bardziej „techniczną” nie przeciwstawiać miłości, która jest darem, a do której jako chrześcijanie jesteśmy powołani. Trzeba umieć połączyć różne elementy ludzkiej miłości, tak aby jej bogactwo tworzyło harmonię. Chrześcijanin szuka i miłości-daru i uczy się kochać miłością, która pochodzi od Boga, ale także szuka przyjemności. Przyjemności towarzyszy intymność, bliskość, oddanie i przyjęcie. Tych przeżyć nie można oderwać od poczucia odpowiedzialności za drugą osobę, wierności, bycia w związku małżeńskim, otwartości na potomstwo. Można powiedzieć, że to wszystko składa się na pewną melodię ludzkiej miłości, z której nie należy wykluczać zainteresowania wiedzą bardziej praktyczną dotyczącą współżycia seksualnego, a która wiążę się na przykład z poszukiwaniem takich pozycji, które dla danej pary są najlepsze. Dopiero gdy patrzymy tak całościowo, - a trzymając się porównania do melodii - gdy będziemy harmonizowali ze sobą wszystkie dźwięki, i te wysokie i te niskie, tak aby ładnie współbrzmiały ze sobą, można uznać, że kochającym się małżonkom jest także potrzeba pewna wiedza na temat sposobów pieszczenia się, czy możliwości wzajemnego rozbudzania się, podobnie jak i pozycji seksualnych. Ale ta wiedza nie jest równoznaczna z Kamasutrą, bo ta nazwa zaciemnia nam istotę problemu.
Czyli podsumowując, Kościół nie potępia małżonków, którzy – załóżmy – po kilkunastu latach pożycia zaczynają szukać pewnych technik, które wniosą jakąś świeżość w ich stosunki, jeśli te porady nie opierają się tylko i wyłącznie na kwestiach technicznych współżycia, zakładając jakieś akrobatyczne pozycje, co raczej zubaża akt małżeński.
Trzeba wypracować taki rodzaj poradnictwa, który z jednej strony nie będzie pełen pruderii na zasadzie „my katolicy takich rzeczy nie czytamy”, a z drugiej strony – będzie miał wartość dla małżonków. Powiedzmy sobie szczerze – tu wcale nie chodzi tylko o małżeństwa z dużym stażem. Jest wiele młodych par, które nie bardzo potrafią się zrozumieć, czegoś nie wiedzą o swoim ciele, ich życie erotyczne nie jest dla nich satysfakcjonujące, pomimo tego, że bardzo się kochają. Dlatego potrzebują porad, o których mówimy. Weźmy na przykład taką sytuację, kiedy kobieta jest w ciąży. Potrzebuje wiedzy, które pozycje umożliwiają dobre, a jednocześnie bezpieczne dla dziecka współżycie. Warto o tym wiedzieć, co wcale nie oznacza, że redukuje się współżycie seksualne tylko do prostej techniki. Ta wiedza także jest elementem ludzkiego doświadczenia.
To jeszcze na koniec ostatnie pytanie – czy grzechem jest korzystanie z filmów pornograficznych w małżeństwie? Z tych samych powodów, dla których para chce wzbogacić swoje pożycie korzystając z poradników.
Filmy pornograficzne w ogóle propagują wizję seksualności całkiem nam obcą. Ona jest bardzo uboga, ograniczona do wywoływania doznań. Dochodzi jeszcze problem obrazu, który jest bardzo sugestywny, zapada w pamięć, a potem przeszkadza w budowaniu więzi pomiędzy małżonkami, która ma w sobie element niepowtarzalności, wyjątkowość miłości, którą przeżywają dwie osoby. Miłość potrzebuje odkrywania siebie wzajemnie, tak aby zdobywanemu doświadczeniu towarzyszyło przekonanie, że są to nasze formy okazywania sobie miłości, a nie zestaw pomysłów podpatrzonych u kogoś. Propozycja odkrywania jak można się kochać musi mieć właściwą sobie delikatność! Wiadomo, że para może coś doczytać, zobaczyć, ale nie może to być film pornograficzny, bo on za bardzo ingeruje w życie małżonków. Pornografia jest destrukcyjna dla ich relacji. Zasadnym jest natomiast pytanie o jakieś krótkie filmiki instruktażowe, ale jak je zrobić, by pokazały one małżonkom nowe możliwości, a równocześnie nie zmieniały mentalności odwołując się jedynie do popędów, do szukania doznań? Pewnie lepszą, delikatniejszą formą będzie obrazek, ilustrujący opis możliwych zachowań, podpowiadający, jak przeżywać akt seksualny. My katolicy jeszcze do końca tego nie odkryliśmy. Nie bardzo wiemy, jak to zrobić, bo mało kto próbuje wypracować odpowiedni styl a ci co piszą takie poradniki często nie uwzględniają wrażliwość kochającej się pary chrześcijańskiej, która pragnie uszczęśliwienia siebie wzajemnie w szerszym znaczeniu niż tylko samo szukanie nowych doznań. Takich poradników jeszcze nie mamy, a bardzo by się przydały. Tylko musi się znaleźć dojrzałe małżeństwo, które potrafiłoby w taktowny i subtelny, a zarazem praktyczny i przydatny dla par sposób przybliżyć im ars amandi.
Rozm. MAW