W starożytności na czas sportowych igrzysk zawieszano wojny. W średniowiecznej Europie, niesłusznie wyklinanej przez postępowców jako „wieki ciemne”, istniała instytucja „Treuga Dei”: w określonym czasie ów „Pokój Boży” powodował, że milknął szczęk oręża – i w wielkiej mierze było to przestrzegane.
W czasach współczesnych mieliśmy zawieszenia broni, nieraz zrywane, ale będące czasem wytchnienia, a bywało, że i wstępem do pokoju. Odwołanie XXXII Letnich Igrzysk Olimpijskich w Tokio (miały się odbyć w trzeciej dekadzie lipca i pierwszej dekadzie sierpnia) pokazuje, że na ołtarzu „wojny totalnej” z koronawirusem ludzkość składa wielkie, bo symboliczne, ofiary. Igrzyska odbędą się za rok o tej samej porze. Nie skorzystano z precedensu sprzed 56 lat ,gdy w tejże Japonii i jej stolicy pierwsze w historii igrzyska w Azji odbyły się w październiku. Słusznie MKOl uznał, że nie wiadomo na jakim etapie jesienią A. D. 2020 będzie batalia ze śmiertelnym COVID-19.
To dobrze, że IO zostaną przełożone, bo jak pisał wieszcz Słowacki: „Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy”. Skądinąd, gdy do igrzysk tokijskich wreszcie dojdzie to po raz pierwszy w historii Letnich Igrzysk Olimpijskich odbędą się one w roku nieparzystym (sic!). A to długa historia, bo ruch olimpijski będzie obchodzić wtedy równy wiek plus ćwierćwiecze od pierwszych nowożytnych igrzysk, które odbyły się w 1896 roku w Atenach, co było nawiązaniem do Igrzysk w starożytnej Grecji.
Przez ten długi okres trzykrotnie igrzyska odwoływano z powodu wojen (1916, 1940, 1944), dwa razy je bojkotowano („Zachód” w Moskwie w 1980 i „Wschód” w Los Angeles w 1984), ale nigdy, przenigdy (!) ich nie przekładano. Zawsze musi być ten pierwszy raz...
Międzynarodowy Komitet Olimpijski postąpił racjonalnie i podjął decyzję relatywnie szybciej niż środowisko piłkarskie: UEFA o rok przełożyła futbolowe Mistrzostwa Europy, ale wciąż jeszcze ma złudną nadzieję, że dokończy późną wiosną rozgrywki w europejskich pucharach (tak, jak w Polsce piłkarska Ekstraklasa upiera się, że dokończy rozgrywki ligowe za kilka tygodni).
Często ludzie uciekają od polityki w sport. Ale sport nie mógł uciec od koronawirusa. Sport nie stał się - bo nie mógł się stać – samotną wyspą zapomnienia i szczęścia na oceanie ludzkiego nieszczęścia , spowodowanego przez COVID-19.
Zatem na „Mazurki Dąbrowskiego” w Japonii będziemy musieli poczekać nie 3, a 15 miesięcy. Ale będą, powiadam Wam, na pewno będą!
Ryszard Czarnecki
Gazeta Polska Codziennie
26 III 2020