Te dziesięć wieków historii ludzkości określone zostało średnimi przez złośliwość. Ludzie oświeceni najchętniej nazwaliby je ciemnymi, lecz sąd wartościujący należało przemycić w bardziej ogładzonej formie. Tak więc pomiędzy starożytnością a Kartezjuszem mamy do czynienia z okresem pewnego zastoju w dziejach myśli, z enigmatyczną i nieciekawą kulturą przez którą trzeba się szybko prześlizgnąć, aby odnaleźć dziedzictwo Akademii Platona dopiero w refleksji Erazma z Rotterdamu. Gotyk to barbarzyńska sztuka podporządkowana kultowi religijnemu, wykorzystująca raczej człowieka niż mu służąca. Ludzie wychowani na encyklopediach i popularnych podręcznikach mogą tę myśl skutecznie rozwinąć i podsumować stwierdzeniem, że do średniowiecza wracać nie ma po co, a wszelkie sentymenty w tym kierunku zagrażają rozwojowi cywilizacji europejskiej. Lecz za postępem ciągnie się zawsze reakcja, wierząca w przeszłość, a nie zawsze doceniająca przyszłość. Czas więc na apologię średniowiecza. Nie po to, żeby być oryginalnym, wręcz odwrotnie, żeby powrócić do tego, co wielkie i, dzięki Bogu, nareszcie nie nowe.
Czas Sztuki
"Renesansem" w kulturze nazywa się najbardziej ważkie epoki, które korzystają z tego, bądź wracają do tego, co jest dla niej podstawowe i pozwala na kontynuację istotnych dla jej specyfiki elementów. Jeżeli chodzi o kulturę zachodnioeuropejską, to renesans jest powrotem do starożytności. Radość, jaką niesie renesans kultury, jest jak najbardziej uzasadniona. Nie sposób wyobrazić sobie filozofii, fizyki czy metodologii nauk bez Arystotelesa, matematyki bez Empedoklesa, poezji bez Wergilego, historiozofii bez Herodota czy architektury bez Aeropagu. Nasz racjonalizm tkwi korzeniami w filozofii greckiej, zaś symbolika, którą operujemy, jest w dużej mierze zdominowana przez starożytne mity. Czy odrodzenie z XVI wieku, z którym zazwyczaj wiążemy słowo "renesans" jest tą wyjątkową epoką która sięgnęła jakimś nieprawdopodobnym gestem dziesięć wieków wstecz i wydobyła dla Europy znów światło antyku? Otóż niektórym historykom wiadome jest, że przed renesansem XVI-wiecznym były jeszcze dwa renesansy, zaś całe średniowiecze jest niczym innym jak epoką, która walczyła o jak najlepsze przechowanie antycznego dziedzictwa. Starożytność kończy się klęską Rzymu i zalaniem Europy zachodniej przez barbarzyńskie i dzikie narody Europy wschodniej i Azji. Średniowiecze zaczyna się próbą ratowania kultury przed ostatecznym zniszczeniem i zapomnieniem. Kasjodor w pośpiechu pisze skróty z gramatyki i retoryki, Boecjusz tłumaczy i komentuje Arystotelesa, Izydor zbiera encyklopedyczne wiadomości z medycyny, prawa, fizyki, geografii i rolnictwa. Zakon Benedyktynów gromadzi, przechowuje i kopiuje w klasztorach wszelkie dostępne jeszcze księgi, stając się niejako wielką biblioteką średniowiecza. Pierwszy renesans następuje w IX wieku. Karol Wielki przy pomocy irlandzkiego mnicha Alkuina i jego uczniów stara się uformować państwo, jego prawo i szkolnictwo na fundamencie wiedzy starożytnych. Rozkwitająca sztuka romańska usiłuje zachować klasyczne wzorce dostojności i harmonii. Drugi renesans w XII wieku przynosi zachwyt nad starożytną wizją świata i humanizmem. Powstają wielkie ośrodki kultury, takie jak wiktoryni, gdzie doświadczenie mistyczne łączone jest z rozwojem nauk. Odkrycie i przetłumaczenie dialogu "Timajos" Platona pobudza refleksję kosmologiczną i przyrodniczą. Wiek XIII to zwycięstwo Arystotelesa i zarazem złoty wiek scholastyki. Trudno podać nazwiska wszystkich, którzy uważali się za uczniów mistrza ze Stagiry: Roger Bacon, Albert Wielki, Tomasz z Akwinu, Bonawentura, Siger z Brabancji, Boecjusz z Dacji. Żeby nie pozostawiać wątpliwości co do sympatii, jaką tak zwane wieki ciemne czuły do poprzedzających je stuleci jasnych, należy przypomnieć, że średniowieczni teologowie byli bliscy kanonizowania Sokratesa i Arystotelesa. Ludzie religijni tamtych czasów wyrażali w ten sposób swoją fascynację postaciami starożytnych i nawoływali przyszłych wiernych do naśladowania tej postawy. Jasno więc i uczciwie można powiedzieć, że średniowiecze to jeden wielki renesans.
Czas Harmonii
Nie ma ważniejszego słowa w średniowieczu niż "auctor". Autor to autorytet, zazwyczaj starożytny (filozof bądź Ojciec Kościoła). W tamtych czasach niezrozumiała byłaby dzisiejsza fascynacja nowoczesnością. Co jest pociągającego w gnaniu ku przyszłości, skoro wielcy autorzy i święci to przeszłość złożona w naszej pamięci? Co może być fascynującego w tym, czego jeszcze nie ma, jeżeli to, co już jest w dziełach i legendach, tak trudno gruntownie przemyśleć i ogarnąć? Współczesna mentalność to ciągły strach o jutro, ciągła próba bycia na bieżąco w potoku informacji, walka o to, aby być nowatorskim. Człowiek nie może się zaspokoić tym, co już posiada, rodzi się w nim zachłanność, wyuzdanie, a w końcu impotencja. Współcześni nazywają to rozwojem cywilizacyjnym, wspaniałą i dumną ekspansją myśli ludzkiej, obywatel średniowiecza patrzyłby na to jak na obżarstwo. Świat, który zastał, był dla niego na tyle fascynujący, że nie trzeba było szukać wrażeń gdzie indziej. Człowiek średniowiecza miał taką samą jak każdy potrzebę odkrywania, lecz odkrycie dla niego to raczej zatrzymanie się nad czymś, a nie pogoń za czymś. Dlatego nie musiał być nowatorem, wystarczyło, że zrozumiał to, co dzieje przekazywały do zrozumienia. Dzięki temu nie przeżywał w kulturze zagubienia, jakiego doświadcza dzisiaj. Nie musiał w dwadzieścia lat po impresjonizmie zachwycać się ekspresjonizmem, aby zaraz potem rzucać się - z przerażeniem, czy zdąży - w objęcia surrealizmu. Człowieka średniowiecza znamionował większy spokój i zrównoważenie. Przez kilka wieków wystarczała mu sztuka romańska, potem równie długo gotyk; czuł się w swojej kulturze jak domownik. Nowatorstwo jest przede wszystkim wyrazem ego, które chce siebie jak najatrakcyjniej wyeksponować. Średniowiecze to kultura pokory ciesząca się rzeczywistością, która sama się manifestuje. Katedra gotycka to tryumf materii sięgającej Ducha, to Bóg, który wcielił się w materię. Dlatego architekt nie potrzebuje się podpisywać, on tylko uwyraźnia coś, co jest już faktem, chwali raczej Boga za błogosławieństwo kamienia, który jako ornament potrafi zawisnąć czterdzieści metrów nad ziemią, niż siebie za to, że go tam wyrzeźbił.
Czas Kontemplacji
Średniowiecze to czas kontemplacji. Jeżeli ma się Boga, swoich niezgłębionych autorów, tajemniczą rzeczywistość, której istotę chce się poznać, to nie pozostaje nic innego, jak w zachwycie to wszystko afirmować. Człowiek współczesny nie ma Boga, gdyż Ten umarł, autorem jest on sam, tajemnicy nie lubi, gdyż obraża jego rozum, a rzeczywistości nie ma zamiaru poznawać w jej istocie, gdyż do niczego nie jest to przydatne. Pozostaje mu więc tylko samemu coś wytworzyć. Nie pyta się już jak filozof "dlaczego to jest?", tylko jak technik "jak to działa?" i konstruuje rzeczywistość użyteczną. Żyje wygodnie, tylko po co ? Dobrze zrozumiała ideę postępu rewolucja francuska. Klasztory – jedyna pozostałość średniowiecza - zostały zburzone, a zakonnicy zabici bądź wygnani. Te przedsiębiorstwa duchowe niczego nie wytwarzały, nie miały więc racji bytu, a w pośpiechu, który narzucał postęp, należało je raczej zlikwidować niż przeorganizować. Kontemplacja zaś to wyraz ducha, który właśnie stara się zatrzymać. Eckhart, Tauler i Suzo ostrzegają, że zachłanność świata zewnętrznego może nie mieć końca. W tym bowiem, co nie jest absolutem, nie można zaspokoić potrzeby Absolutu. Prawdziwe szukanie siebie to zapominanie o sobie w Bogu - tylko wtedy On, nasz Stwórca, może nam przypomnieć, kim jesteśmy. Musimy jednak pozbyć się naszych życzeniowych projekcji i wyobrażeń dotyczących Boga oraz Jego świata, gdyż w przeciwnym razie ograniczymy sobą coś, co jest nieograniczone i nas zawiera. Natura to poemat Stwórcy, na który trzeba się raczej otworzyć niż go tworzyć. Średniowiecze spotyka rzeczywistość tak bogatą, że jest nieufne wobec postępu, który miałby ją ulepszać. Nie jest to ciasnota umysłu, lecz ostrożność umysłowa, żeby nie nadużywać tu świętego słowa "pokora".
Czas Miłości
Średniowiecze to czas miłości. Ta miłość zaczyna się już w kamieniu. Każda rzecz, według przyjmowanej wtedy teorii Arystotelesa, dąży zgodnie z własną naturą do właściwego dla niej miejsca. Dlatego ogień się wzbija, a kamień spada na ziemię. Można tu mówić o pewnym celowym pożądaniu/które jest najniższym stopniem miłości. To pożądanie przenika całą naturę, która stara się wyrazić nieskończony plan Boga w swoim skończonym materiale. Najwyższym stopniem miłości jest sam Bóg, który stwarza świat bezinteresownie, aby ten również mógł się cieszyć pełnią doskonałości jaką jest On sam. Miłość Boga przenika człowieka i wznosi go na same wyżyny spełnienia. Kochając Stwórcę dla Niego samego, człowiek uczestniczy w największej radości Absolutu. Św. Bernard z Ciairvaux wyraża to doświadczenie w sposób bardzo intymny, prawie erotyczny. Św. Tomasz z Akwinu, najbardziej twórczy filozof średniowiecza, gdy doznał tej miłości dogłębnie, zaniemówił do końca życia. Heloiza połączona z Abelardem miłością ludzką, a wezwana do nadludzkiej, pisze do niego piękne i tragiczne listy, starając się zrozumieć dramat dusz, które cierpią, dlatego, że kochają. O miłości w świecie nowożytnym 1 współczesnym aż strach mówić. J.M. Bocheński zauważa, że jedyna definicja miłości, z jaką spotkał się w filozofii nowożytnej, to stwierdzenie Spinozy: "miłość jest to przyjemność połączona z ideą przyczyny zewnętrznej".
Czas Ekologii
Bardzo dużo od średniowiecza mogliby się nauczyć współcześni ekologowie. Wtedy natura była nie tylko środowiskiem, w którym człowiek żyje, lecz przede wszystkim obrazem i manifestacją Rzeczywistości Absolutnej. Dlatego przyroda posiada rangę sakralną, jako pośrednik pomiędzy piszącym ją Bogiem, a czytającym w niej człowiekiem. Według Bernarda z Clairvaux, większą naukę można otrzymać słuchając dębów i kamieni niż uczonych ludzi. Każdy byt posiada dwa wymiary - jeden, w którym eksponuje właściwą dla niego i odrębną od innych bytów treść, oraz drugi, w którym jest symbolem wskazującym poza siebie na świat Ducha. Od czasów Kartezjusza pozostaje tylko wymiar pierwszy i to sprowadzony do rangi mechanizmu. Człowiek jako swoisty „bóg" może grzebać w tym urządzeniu bez skrupułów. Kiedy w XX wieku ruszyło go sumienie, zaczął budować ideologię nazywaną głęboką ekologią i oddawać naturze cześć wręcz boską. Albo bezmyślna i wandalska eksploatacja, albo religijna czołobitność. Średniowiecze przemyślało tę sprawę lepiej. Dla niego panteizm tak samo krzywdzi przyrodę jak jej wykorzystywanie, gdyż jest błędem w identyfikacji jej bytu. Dlatego św. Franciszek modli się do brata księżyca i siostry ziemi, ale nie ma zamiaru nazywać ich matką czy ojcem. Świat jako realny symbol Boga czuje się Jego dzieckiem. Ta odrobina infantylizmu – w tym wypadku jak najbardziej na miejscu - miło osłodziłaby powagę współczesnych zielonych ideologii.
Czas Tolerancji
W średniowieczu, aż strach to wypowiadać, panowała dość duża tolerancja. Nie było w historii większej wymiany myśli pomiędzy kulturami niż ta, która wystąpiła w XII i XIII wieku. Wspólna fascynacja Arystotelesem łączy myślicieli arabskich, żydowskich i łacińskich. W Hiszpanii istnieją olbrzymie ośrodki, gdzie Żydzi i łacinnicy wspólnie kopiują i tłumaczą traktaty pochodzące ze świata arabskiego. Metafizyka jest terenem, na którym z szacunkiem spotykają się wyznawcy różnych religii i podejmują wspólne problemy. Św. Tomasz nie kryje tego, że swoją filozofię istnienia wypracował, wpatrując się we wspaniałą refleksję Araba Awicenny i Żyda Majmonidesa. Jeżeli zaś chodzi o wyprawy krzyżowe czy getta żydowskie, które to zjawiska podważają pełny szacunek dla tolerancji w średniowieczu, to bledną one wobec pomysłowości ludzi współczesnych w rozwiązywaniu problemów religijnych i rasowych. Długie wojny religijne, rzezie pomiędzy katolikami a protestantami, wojny światowe, obozy koncentracyjne, apartheid - to dorobek kilku wieków pomiędzy. Renesansem a czasami współczesnymi. Oświecenie, które otwarło drogę do takich zbrodni, wzbudziłoby w ludziach średniowiecza podejrzenia o kontakty z Księciem Ciemności. Bali się oni Lucyfera, gdyż niejednokrotnie mu ulegali. Współcześni, nie wierząc w diabła, mogli spokojnie ulepszać świat w imię faszyzmu czy komunizmu i nie czuć się wyprowadzeni w pole przez tego, który nie znosi ludzkości od samego jej początku.
Czas Nauki
Nauka w średniowieczu jest traktowana bardzo poważnie, gdyż uczestniczy w wyjaśnieniu Objawienia. Cała nastawiona jest na teologię, w niej znajduje wypełnienie i jedność. Tik jak świat, który cały wypływa z Boga i ku Niemu zmierza, tak samo nauki badające stworzenie mają świadomość, że starają się uchwycić różnorodne odbicie tej samej Jedności. W oczach oświeconych jedność była czymś archaicznym, uniemożliwiającym właściwą dla nauki różnorodność i specjalizację. Nastąpiła zmiana paradygmatu: rzeczywistość powinna być badana szczegółowo w swoich częściach, zaś poszczególne dyscypliny zajmować się tylko jednym z jej aspektów. Obecnie odchodzi się od tego rozczłonkowania i powraca do hasła jedności. Coraz częściej mówi się o konieczności badań interdyscyplinarnych, poszukuje się teorii wielkiej unifikacji, gdzie wszystkie własności fizyczne świata dałyby się zawrzeć w jednym wzorze. Głosi się teorie holistyczne, które stwierdzają, że poznanie całości jakiegoś przedmiotu czy systemu nie może być zredukowane do analizy jego części. Jest to powrót do idei jedności, która stanowi samą istotę scholastyki. Zdyscyplinowany i hierarchiczny układ nauki w średniowieczu starał się umożliwić naukowcom i uczniom jak najszerszą wymianę myśli, zmierzającą w jednym wspólnym kierunku - poznania świata w jego Jedynej podstawie.
Obecnie daje się też zauważyć rehabilitację innego pojęcia, które dotąd przypisywano ciemnocie, mianowicie problemu antropomorfizmu w nauce. Dotychczas zarzucano teorii przyczynowości, na której wspierał się gmach metafizyki średniowiecznej, że wynika z nieuzasadnionego rzutowania ludzkiego odczucia sprawczości i celowości. W średniowieczu było to jak najbardziej uzasadnione. Człowiek jako byt stanowił tę część kosmosu, w której natura mogła uświadomić się samej sobie. Dlaczego to, co jest prawdą w stosunku do człowieka, miałoby być nieprawdą w stosunku do innych jestestw, zwłaszcza jeżeli rozważaniu podlega sam ich analogiczny byt lub jego właściwości? Obecnie naukowcy zaczynają mówić o immanentnym sensie, jaki zawiera przyroda, analogicznym do sensu, jaki odczuwa patrzący na nią człowiek. Twierdzą, że antropomorfizmu nie można i nie trzeba unikać. Nie można, gdyż już Heisenberg udowodnił, że obserwator jest nieizolowany od tego, co obserwowane. Nie trzeba zaś, gdyż jako część przyrody nie musi on się od niej izolować, lecz może w sobie odnaleźć ważne dla niej prawa. Dlatego sens, jaki człowiek odczytuje w przyrodzie, jest jej własnością, nie zaś tylko jego subiektywnym stanem. Pozostaje jednak pytanie: jak inteligencja zapisała sens w naturze, aby mógł go odczytać ludzki intelekt?
Jak więc widać, powrót do średniowiecza w dziedzinie nauki jest bliski. Papież zrehabilitował Galileusza; czas najwyższy, aby współcześni naukowcy zrehabilitowali scholastykę. Być może w przyszłości pojęcie renesansu zostanie odniesione do tej epoki, która czerpać będzie ze źródeł średniowiecznej mądrości?
Rafał Tichy
Pismo Poświęcone Fronda nr 4/5 1995