Turowski zeznał w prokuraturze, że na miejscu znalazł się po ok. 5 minutach od tragedii. Jeden z funkcjonariuszy Federalnej Służby Bezpieczeństwa, wychodząc z terenu katastrofy, powiedział mu, że trzy osoby dawały "żyzniennyje refleksy". "Oznacza to odruchy bezwarunkowe, które mogą przejawiać szczątki ludzkie nawet po zakończeniu funkcji życiowych" - zeznał Turowski. Według dziennikarzy "Gazety Polskiej Codziennie" tłumaczenia Turowskiego pozostają w sprzeczności z faktami: "zyzniennyje refleksy" to oznaki życia.
"Na miejscu katastrofy widziałem porozrzucane papiery i z oddali szczątki ludzkie leżące w błocie" - zeznawał Turowski. Co ciekawe, to właśnie on powstrzymał pracownicę ambasady, która rejestrowała miejsce katastrofy. "Powstrzymałem panią Jasiuk przed wejściem na teren wypadku i dalszym filmowaniem, aby nie utrudniać pracy służbom ratowniczym" - tłumaczył prokuratorom.
Szokująca teza pada również w zeznaniach Dariusza Górczyńskiego, naczelnika Wydziału Federacji Rosyjskiej Departamentu Wschodniego MSZ, który był przesłuchiwany przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie. To właśnie Górczyński był jedną z pierwszych osób, które przekazały informację o katastrofie. "O ile dobrze pamiętam, ambasador (Tomasz) Turowski około godz. 12 przekazał mi, że otrzymał informację od funkcjonariusza FSO, że trzy osoby przeżyły i w ciężkim stanie zostały przewiezione do szpitala" - powiedział Górczyński prokuratorom Wojskowej Prokuratury Okręgowej.