To, co można przeczytać w raporcie poświęconym działalności brytyjskiego celebryty mrozi krew w żyłach. W ciągu nieco ponad pięćdziesięciu lat mężczyzna zgwałcił przynajmniej 34 dzieci, a także dopuścił się 214 przestępstw seksualnych. Najmłodsza jego ofiara miał 8 (osiem) lat. Czynów tych gwiazdor dokonywał – jak ustaliła policja - „na oczach wszystkich”, także podczas kręcenia programów telewizyjnych dla BBC (ostatni raz dopuścił się takiego przestępstwa w 2006 roku na planie programu kręconego dla BBC. Gwałtów i przestępstw seksualnych na dzieciach gwiazdor dokonywał wykorzystując „swój status gwiazdy i działalność charytatywną, aby przez blisko 60 lat zapewniać sobie dostęp do ofiar, które były podatne na jego wpływ lub onieśmielone jego sławą”.

 

Jeśli to wszystko działo się na oczach wszystkich, na planach telewizyjnych, to wynika z tego – niestety – że ludzie o tym wiedzieli. I akceptowali to, godzili się (a jak pokazuje przykład działań BBC ukrywali kwestię) i tolerowali to, że zwyrodnialec krzywdził dzieci. I niestety wiele wskazuje na to, że nie jest to sytuacja wyjątkowa. Gdy polscy celebryci bronili ściganego za pedofilię Romana Polańskiego (przy okazji dobrego reżysera, co w niczym nie usprawiedliwia jego działań) to często z ich ust można było usłyszeć, że w pewnym okresie nie widziano nic złego w pedofilii, i że nie on jeden ma takie czyny na koncie. To samo może było zresztą usłyszeć z ust polityka zielonych Daniela Kohn-Bendita, który jeszcze w latach 70. przekonywał, że w seksualizowaniu dzieci nie ma nic złego.

 

Jeśli zaś tak było (a wystarczy poczytać opowieści o gwiazdorach, by w to uwierzyć), to oczekuję, że bohaterscy pogromcy pedofilii w Kościele (trzeba ją ścigać – co powtarzam nieustannie), zajmą się teraz wyszukiwaniem i doprowadzaniem do skazywania pedofilów z telewizji, radia, filmu i szeroko pojętego świata celebrytów. Oni są groźni, a ich środowiska, co pokazuje przykład Savile'a, mocno uwikłane w obronę zboczeńców (na razie można jeszcze tak o pedofilach pisać, ale zobaczymy jak długo, bo może się okazać, że gdy liczba pedofilów wśród celebrytów przekroczy pewną masę krytyczną, to i ona zostanie uznana za ekscentryczną, ale jednak normę). Nie ma więc powodów, by nie zająć się również nimi. Obawiam się jednak, że bohaterowie medialni czy prawnicy akurat nimi się nie zajmą. I to niestety będzie dowód na fakt, że w walce ze skandalami seksualnymi w Kościele, wcale nie chodziło o obronę dzieci, ale o to, by uderzyć w nielubianą, a czasem znienawidzoną instytucję. A więc drodzy lewicowi obrońcy dzieci, zajmiecie się także celebrytami czy politykami lewicy?


Tomasz P. Terlikowski