W związku z zagrożeniem wywołanym przez rozpowszechnianie się nowego wirusa SARSA-CoV-2 w Polsce wprowadzono stan zagrożenia epidemicznego. Zamknięto placówki oświatowe, wyższe uczelnie, instytucje kultury i rozrywki, duże sklepy oraz lokale gastronomiczne. Jak przekonują eksperci, najskuteczniejszą metodą walki z epidemią jest izolacja. Dlatego też władze apelują, aby wychodzić z domu tylko wtedy, kiedy jest to naprawdę konieczne. Ograniczając swoje społeczne aktywności chronimy zdrowie oraz życie swoje i innych. Niestety, okazuje się, że nie wszyscy Polacy wykazują się tutaj odpowiedzialnością. W Warszawie młodzi ludzie (i nie tylko) wykorzystują dodatkowy czas wolny na wspólne zabawy nad Wisłą.
Od ub. weekendu w mediach obserwowaliśmy zdjęcia pustych warszawskich ulic. Chwalono przy tym Polaków, w tym wypadku Warszawiaków, za ich odpowiedzialność, solidarność i właściwe zachowanie w odpowiedzi na obecną sytuację. Okazuje się niestety, że warszawskie ulice są puste nie tylko dlatego, że ludzie zostają w domach. Duża cześć z miasta przeniosła się nad Wisłę, gdzie dobrze bawią się w dużych grupach, organizując choćby wspólne grillowanie.
O sprawie pisze na Facebooku m.in. dziennikarz Damian Maliszewski:
-„Środa 18.03.2020 godzina 16.30, tłumy ludzi nad Wisłą w Warszawie. Tak uczniowie i studenci spędzają wolne od szkoły... Piwko i wódeczka leją się strumieniami. Tysiące spacerowiczów, setki dzieci na hulajnogach, deskorolkach i rowerach. Dzieci bawią się ze sobą wzajemnie. Obce. Bez zachowania bezpiecznej odległości. Tatusiowie zachwyceni. Wiosna, słoneczko. Siłownia na wolnym powietrzu oblegana przez ćwiczących. Nie ma gdzie palca włożyć. Na bulwarach randki par homo i hetero. Jedni się całują, inni obściskują. Jeszcze inni z tego samego gwinta walą alkohol. Wiadomo, w ramach integracji”.
Jak pisze dalej dziennikarz, niestety, część Polaków dokładnie spełnia scenariusz, jaki wcześniej dokonał się we Włoszech.
-„Idziemy scenariuszem włoskim. Punkt po punkcie. Tam też świętowano, chlano, imprezowano. Był festiwal. Dziś jest płacz, kostnice w kościołach z setkami trumien, bo nie ma miejsca w normalnych kostnicach. Nagle się okazało, że z tego imprezowania wylęgło się 1000 zakażeń. Z tysiąca zakażeń kolejne tysiące, a później śmierć. Teraz żeby wyjść do apteki, sklepu, albo lekarza, muszą pytać o pozwolenia, spowiadają się policji i nie wiadomo jak długo to potrwa".
Według Damiana Maliszewskiego receptą na kompletnie nieodpowiedzialnych obywateli jest drastyczne ograniczenie swobód obywatelskich w Polsce i wprowadzenie stanu nadzwyczajnego. Ale przecież da się uniknąć jeszcze większego paraliżowania państwa, wystarczy, że każdy z nas pójdzie po rozum do głowy i będzie stosował się do zaleceń władz. Wtedy nie będziemy musieli prosić służb o możliwość wyjścia do apteki, ale wszyscy musimy zacząć myśleć dziś.
O sprawie pisał też na swoim profilu znany dziennikarz Filip Chajzer:
kak/ Facebook