Swój tekst bp Eleganti zaczyna od wyjaśnienia pojęcia „synodalności”. Jak twierdzi, „rzeczą zrozumiałą” jest dla niego synodalność pojmowana jako „konsultacje i wzajemne słuchanie oraz traktowanie się nawzajem poważnie, (...) jako uznanie własnego, danego od Boga stanowiska (posługi i charyzmatu). Takie rozumienie synodalności jest jego zdaniem „niekwestionowane”. Tymczasem chodzi mu o to, że „Kościół w naszych czasach nie zachowuje się jako oblubienica zakochana w Jezusie Chrystusie”.
Dalej stwierdza: „Poprzez Kościół nie mam na myśli tutaj indywidualnych wierzących, do których to oskarżenie się nie stosuje, ale raczej brakujące aspekty w oficjalnym głoszeniu Kościoła na wszystkich poziomach”. I dodaje: „Kościół chce być kościołem, który jest otwarty na dialog, niewykluczający, uczący się i elastyczny, i płynny na wszystkich swoich stanowiskach, nie potępiający nikogo ani niczego, już nie mówiąc, by był takim, który wie lepiej czy zna prawdę”.
Stąd cechą charakterystyczną takiego Kościoła jest „płynność”, a „proces to inne słowo na oznaczenie Ducha Świętego”. Odpowiednio propagowana nowa otwartość jest nazywana synodalnością” – stwierdza bp Eleganti. Taka „synodalność” jest poza tym „synonimem dla spłaszczonej hierarchii między świeckimi a wyświęconymi [do stanu kapłańskiego]. Nacisk kładzie się na ogólne kapłaństwo ochrzczonych, tak jak było to w okresie reformacji z tych samych powodów”. Zamiast więc o Chrystusie mówi się o wszelkiego rodzaju innych rzeczach, a „synodalność” okazuje się tu „magicznym słowem”.
„Kościół nie mówi już o niebezpieczeństwie dla wiecznego zbawienia (...) – pisze bp Eleganti – nawet na pogrzebach czy w kontekście międzyreligijnym. W ciągu minionych 2000 lat historii Kościoła jednakże to była kwestia ponad wszystkie kwestie i główny punkt skupienia głoszenia [Słowa Bożego]: Zbawienie przychodzi przez Jezusa Chrystusa!”. Tymczasem chce się „włączyć każdego bezwarunkowo” do Kościoła i postrzegać „wszystkich ludzi jako dzieci Boże, niezależnie od religii czy denominacji”.
Zaprzeczeniem takiego podejścia byli dawniej tacy misjonarze, jak np. „św. Franciszek Ksawery, który chciał zbawiać dusze i chrzcić, czyli w ten sposób zbawić tak wielu ludzi, jak to możliwe”. Tymczasem dzisiaj „bezkrytycznie i z ufnością” ma się nadzieję, że „zmarli, czyli wszyscy ludzie, dostępują pokoju Bożego, niezależnie od tego, jak żyli czy w co wierzyli lub nie wierzyli, co kochali lub co zwalczali, być może przemocą”.
Współcześni „przedstawiciele Kościoła” oferują światu „coś, co jest łatwe do strawienia społecznie, psychologicznie, duszpastersko i międzyreligijnie”. Ich „Kościół synodalny” „oferuje dużo. Jest duszpastersko otwarty. Ale nie mówi już o Jezusie Chrystusie jako odpowiedzi na wszystko, jako Bogu z Boga, Światłości ze Światłości, Bogu prawdziwym z Boga prawdziwego. Zrodzonym a nie stworzonym, współistotnym Ojcu” – jak mówimy w Credo.
„Dla tego typu chrześcijan Jezus Chrystus jest jednym z kilku rozwiązań, w najlepszym razie jako preferowana opcja, ale nie jako jedyna ważna, niezbita, wyłączna i niezastąpiona opcja dotarcia do Boga” – podkreśla bp Eleganti. Stąd wątpi on, czy tacy ochrzczeni „są naprawdę głęboko przekonani o bóstwie Jezusa Chrystusa. (...) A przynajmniej nie czuje się tego ani nie czyta o tym”.
Bp Eleganti porównuje strategię dzisiejszego Kościoła do gry w karty, w której Kościół „dorzuca wszelkiego rodzaju nowo stworzone karty do gry”, by mogli dołączyć do niej inni, także ci, „którzy opuścili grę, ponieważ myślą, że mają złe karty”. Ale w ten sposób „nie wygrywa ani jednej rundy”, a Chrystus „wyparowuje i już nie jest przekazywany większości, przynajmniej nie tutaj” – twierdzi bp Eleganti.
„Dlaczego? Ponieważ gracze albo nie są zakochani w Jezusie Chrystusie, albo nie są o Nim przekonani w wyłącznym rozumieniu – pisze biskup. – Ponieważ już nie uważają Jezusa Chrystusa za kartę atutową, która pokonuje każdego innego. Nie jest ona rozgrywana dzisiaj w każdym razie międzyreligijnie. (...) Główną rzeczą jest pozostanie w grze, choć ze szkodą dla tych zaangażowanych. Wyłączne reguły (czy prawdy), które oznaczałyby wykluczenie graczy i współgraczy nie są przestrzegane przez żadną ze stron i są postrzegane jako zdeaktualizowane. Nigdy nie było czegoś takiego wcześniej; ale dzieje się to na naszych oczach. Czas apokalipsy!” – ocenia bp Eleganti.
I dodaje, że pomocne mogłoby być skorzystanie z Katechizmu Kościoła Katolickiego. A poza tym: „Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie wciąż ma zastosowanie” – konkluduje biskup.