Pankowski wyjawił, że jego zwierzchnicy zaproponowali mu objęcie stanowiska w komendzie w Giżycku, oddalonym od jego domu o około 200 kilometrów. Decyzja ta, jak sam podkreślił, w ogólne nie uwzględniała jego sytuacji rodzinnej.

– Mam żonę, 6-letnią córkę i dwójkę dzieci, które już straciłem przez moją służbę, ponieważ zawsze byłem w pracy – mówił komendant.

Zwracając się do Komendanta Głównego Policji, insp. Pankowski retorycznie pytał, czy stać Polskę na marnowanie doświadczonych kadr, jednocześnie płacąc wysokie emerytury.

W swoim przemówieniu Pankowski odniósł się również do aktualnej sytuacji w polskiej policji, mówiąc o „czystkach” kadrowych i przenoszeniu niewygodnych funkcjonariuszy na odległe placówki.

– Ruchy kadrowe odbywają się w całym kraju. Komendanci wojewódzcy proponują niewygodnym komendantom stanowiska oddalone o setki kilometrów. To jest krzywdzące i niesprawiedliwe – podkreślił.

Dodał także, że mimo odejścia z munduru nie rezygnuje z nadziei na powrót do służby, kiedy sytuacja w formacji ulegnie zmianie.

Na zakończenie swojego przemówienia Pankowski skrytykował swojego bezpośredniego przełożonego, insp. Mirosława Elszkowskiego, zarzucając mu brak podstaw do podjęcia decyzji o przeniesieniu.

– Jako człowiek honoru nie mogę podać panu ręki. Proszę podać faktyczne podstawy mojego zwolnienia ze służby – powiedział były komendant, dodając, że jego przypadek może stać się przykładem dla innych policjantów, by mieli odwagę mówić prawdę.

Wystąpienie insp. Pankowskiego odbiło się szerokim echem w przestrzeni publicznej, poruszając temat zarządzania kadrami w polskiej policji. Jego słowa są postrzegane jako głos sprzeciwu wobec obecnych praktyk kadrowych i traktowania doświadczonych funkcjonariuszy.