12 maja był dniem w życiorysie Józefa Piłsudskiego bardzo istotnym. To właśnie 12 maja 1899 roku 31-letni wówczas działacz Polskiej Partii Socjalistycznej, w Łomży, w obecności dwóch świadków, w pełni świadomie i dobrowolnie w sposób oficjalny wyrzekł się wiary katolickiej, występując z Kościoła oraz przyjmując wyznanie ewangelicko-augsburskie, by móc zawrzeć związek z rozwiedzioną kobietą.
12 maja 1926 roku marszałek Piłsudski stanął na czele krwawego zamachu na porządek prawny odrodzonej Rzeczypospolitej, obalając jej legalne i demokratycznie wybrane władze oraz sprawiając, że zaledwie niespełna 8 lat po odzyskaniu niepodległości polska stolica w wyniku bratobójczej walki spłynęła krwią ponad tysiąca ofiar, zabitych i rannych, żołnierzy i cywilów - jego rodaków.
Wreszcie wieczorem 12 maja 1935 roku, w 68 roku swego życia i dokładnie w 9 rocznicę tragedii przewrotu majowego, marszałek Piłsudski kończy swą ziemską wędrówkę. To przejście do wieczności Piłsudskiego dane było w sposób mistyczny ujrzeć św. Faustynie Kowalskiej, która zresztą 3 lata później również zakończy swe doczesne pielgrzymowanie.
Oto, jak wizję śmierci Józefa Piłsudskiego przeżyła i opisała na kartach swego duchowego „Dzienniczka” siostra Faustyna.
„12.V. 1935. Wieczorem, zaledwie się położyłam do łóżka, zaraz zasnęłam, ale jak prędko zasnęłam, tak jeszcze prędzej zostałam zbudzona. (…) Wtem ujrzałam pewną duszę, która się rozłączała od ciała w strasznych mękach. O Jezu, kiedy to mam pisać, drżę cała na widok okropności, które świadczą przeciw niej... Widziałam, jak wychodziły z jakiejś otchłani błotnistej dusze małych dzieci i większych, jakie dziewięć lat; dusze te były wstrętne i obrzydliwe, podobne do najstraszniejszych potworów, do rozpadających się trupów, ale te trupy były żywe i głośno świadczyły przeciw duszy tej, którą widzę w skonaniu; a dusza, którą widzę w skonaniu, jest to dusza, która była pełna zaszczytów i oklasków światowych, a których końcem jest próżnia i grzech. Na koniec wyszła niewiasta, która trzymała jakoby w fartuchu łzy, i ta bardzo świadczyła przeciw niemu. O godzino straszna, w której widzieć trzeba wszystkie czyny swoje w całej nagości i [nędzy]; nie ginie z nich ani jeden, wiernie towarzyszyć nam będą na sąd Boży. Nie mam wyrazów ani porównań na wypowiedzenie rzeczy tak strasznych, a chociaż zdaje mi się, że dusza ta nie jest potępiona, to jednak męki jej nie różnią się niczym od mąk piekielnych, tylko jest ta różnica, [że] się kiedyś skończą. Po chwili ujrzałam (…) Dziecię, które mnie zbudziło, a było ślicznej piękności, i powtórzyło mi te słowa: Prawdziwa wielkość duszy jest w miłowaniu Boga i w pokorze. (…) O, dusze ludzkie, jak późno poznajecie prawdę”.
Zapytana przez swego spowiednika ks. Michała Sopoćkę wprost, kogo dotyczyła ta wizja, św. Faustyna potwierdziła, że Józefa Piłsudskiego.
Około pół roku później, na przełomie października i listopada 1935 r., siostra Faustyna opisuje w swym „Dzienniczku” niezwykle ciekawą i tajemniczą wizję:
„Odwiedziła mnie znowuż jedna dusza w nocy, którą już kiedyś widziałam, jednak ta dusza nie prosiła mnie o modlitwę, ale robiła mi wymówki (…): czemu nie chcę uznać jej wielkości - jaką mi oddają wszyscy za moje wielkie czyny, czemuż ty jedna nie oddajesz mi chwały? Wtem ujrzałam, iż w tej postaci szatan jest, i rzekłam: Bogu samemu należy się chwała, idź precz, szatanie! I w jednej chwili dusza ta wpadła w otchłań straszliwą, niepojętą, [nie] do opisania; i rzekłam do tej nędznej duszy, że powiem o tym całemu Kościołowi”.
W przeciwieństwie do poprzedniej przytoczonej sceny, w przypadku tej ostatniej nie mamy jednak pewności, że odnosi się ona w sposób jednoznaczny do postaci marszałka Piłsudskiego.