Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Dzisiaj mija 25. rocznica wejścia Polski do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Z kraju, który został przyjęty do NATO bardzo krótko po wyjściu z sowieckiej strefy wpływów i przy wykorzystaniu politycznego zamętu w Rosji, staliśmy się dzisiaj – jak to określa wielu ekspertów - filarem ściany wschodniej Sojuszu. Czy zechciałby Pan Generał krótko podsumować ten okres i wskazać najważniejsze osiągnięcia naszej 25-letniej obecności w NATO?

Generał Roman Polko: Z całą pewnością dokonała się rewolucja, przede wszystkim mentalnościowa, ponieważ z systemu dowodzenia, gdzie robię wszystko, co mi każą, przeszliśmy na dowodzenie przez cele, na świadomego inteligentnego żołnierza, który potrafi podejmować decyzje na polu walki. Dokonała się także rewolucja technologiczna.

Patrząc nawet na tę pierwszą misję w Kosowie, przypominam sobie, że rzeczywiście wtedy, kiedy pojechaliśmy tam, to ustępowaliśmy pod względem uzbrojenia i sprzętu, ale najbardziej irytująca była jednak wtedy walka na dwa fronty, bo z jednej strony było zaangażowanie żołnierzy, co pozwoliło na realizację zadań. Presja była bardzo silna i wiedzieliśmy, że dokonuje się przełom.

Z drugiej strony na przykład, pojawił się w Kosowie taki generał ni stąd ni zowąd, który nie miał żadnej odpowiedzialności, my nie byliśmy na jego żadnym podporządkowaniu, a usiłował w starym stylu narzucać nam swoje pomysły czy przedstawiać zadania do realizacji. To było dla mnie trudne, ale wyrzuciłem go i powiedziałem, że jego pomysłów i poleceń realizował nie będę. On pisał na mnie skargi. To, co też było rewolucyjne, to fakt, że nie skończyło się to dla mnie źle, tylko przeważyła jednak ta dobra strona mocy i wielu ludzi w Polsce zdawało sobie sprawę, że ten system nakazowy trzeba po prostu zakończyć. Z armii, która miała kompleksy do naszych zachodnich partnerów, dzisiaj jesteśmy armią, która wyznacza standardy natowskie - na pewno jeśli chodzi o wojska specjalne. Jesteśmy też amią, która mocno inwestuje we własne bezpieczeństwo.

Pan Prezydent Andrzej Duda zapowiedział, że wspólnie z prezydentem USA Joe Bidenem podejmą próbę przekonania pozostałych krajów NATO do zwiększenia progu wydatków na obronność do 3 proc. PKB. Czy Pana zdaniem ma się ta szansę udać? Czy nawet, jeśli większość krajów zachodnich tego progu nie osiągnie, to i tak zwiększą one istotnie swoje wydatki na wojsko?

Zawsze jest kwestią dyskusyjną, na ile formalne zapisy są w stanie zmienić realną rzeczywistość. Istota sojuszu NATO i działających żołnierzy polega na świadomości własnego bezpieczeństwa, odpowiedzialności za to bezpieczeństwo. Artykuł 3 Sojuszu mocno mówi o tym, że należy budować własne zdolności w zakresie miletarnym. Trudno mówić o realizacji artykułu 5-go i pomocy, jeżeli nie zrealizuje się artykułu 3-go, czyli nie zbudowało zdolności, żeby tę pomoc realizować. W mojej ocenie te 3 procent to rozsądna granica, ale osobiście wolałbym, żeby poszczególne państwa same wydawały 3 czy nawet 5 procent, czyli odpowiednio dużą ilość funduszy, aby budować własne zdolności obronne, ponieważ formalne narzucanie nie zmieni podejścia tych państw. Warto przypomnieć, że 10 lat temu mówiono na szczycie, żeby wydawać minimum 2 procent PKB na armię, a czyniła to wtedy zaledwie 1/3 członków Sojuszu. Dzisiaj na 32 kraje NATO okazuje się, że 2/3 będzie wydawało 2 procent PKB.

Z pewnością warto w każdy sposób podkreślać kwestie tego, że nie możemy w wyścigu zbrojeń poddawać się Putinowi, szczególnie kiedy nasze zasoby są dużo większe, kiedy kraje NATO-wskie mają 50 procent światowego PKB, a Rosja tylko 3 procent. Rywalizacja na tym polu, wtedy kiedy liderem był Ronald Regan doprowadziła do upadku Związku Radzieckiego, toteż teraz także powinniśmy Putinowi uzmysłowić, gdzie jest jego miejsce w szeregu.

Prezydent Duda pochwalił się także, że Polska już ten poziom wydatków 3 procent PKN na armię osiąga. Czy można zatem powiedzieć, że znajdujemy się, wspólnie oczywiście z Amerykanami, w awangardzie Sojuszu Północnoatlantyckiego?

Tak, tylko że siłą Sojuszu nie jest to, że Polska i Stany Zjednoczone wydają powyżej 3 procent – USA prawie 3.5 procent, a Polska prawie 4 procent. Siłą Sojuszu jest przede wszystkim kolektywna obrona i spójność i to, na co powinniśmy stawiać, to solidarność NATO, żeby takie kraje jak Węgry czy Słowacja – mówiąc brutalnie – nie robiły nam dywersji w szeregach, żeby papież Franciszek nie wywieszał białej flagi, chociaż na szczęście Watykan w NATO nie jest.

Siłą Sojuszu jest też wytrwałość we wspólnym konsekwentnym działaniu, które powinno być nacechowane w działaniu europejskim systemem wartości, czyli to, że nie możemy spokojnie patrzeć na to, jakie barbarzyństwo dzieje się za naszymi granicami, bo jeżeli teraz nie powstrzymamy bandytów i terrorystów Putina, to będziemy musieli walczyć na własnym terytorium. 

Ostatnio prezydent Francji Emmanuel Macron wygłasza stwierdzenia, które zwłaszcza na Zachodzie wywołują wielkie kontrowersje. Jakie jest zdanie Pana Generała w kwestii obecności wojsk NATO na Ukrainie?

Do tego właśnie nawiązuję. Otóż zawsze jest pytanie, jaką formę miałaby mieć ta obecność? Tak naprawdę myśmy już o tym dyskutowali na początku agresji Rosji na Ukrainę, czy NATO nie powinno przypadkiem roztoczyć parasola ochronnego nad zachodnią częścią Ukrainy, czyli byłoby obecne na Ukrainie. Takie posunięcie wydaje się sensowne, szczególnie w takim kontekście, że nie da się bronić każdej piędzi ziemi, jeżeli pozwoli się dywizjom, brygadom czy jakimś zagonom rosyjskim podejść pod naszą granicę, a tak nieuchronnie by się stało, gdyby Rosja pokonała Ukrainę.

Różne media podają, że Rosja przestawiła swoją gospodarkę na tryb ściśle wojenny, co oznacza, że około 30 procent swojego budżetu przeznacza na zbrojenia. Z kolei CNN pisze, że Rosja produkuje obecnie więcej pocisków artyleryjskich niż USA i kraje Europy Zachodniej. Czy tego rodzaju dane otrzeźwią wreszcie Europę Zachodnią i uświadomią jej, że Putin gromadzi wojsko także przeciwko tym krajom?

Rosja pozyskuje drony z Iranu, pociski artyleryjskie z Korei Północnej, to warto wyjaśnić. Przestawienie rosyjskiej gospodarki na wojenną będzie tą gospodarkę dużo kosztowało. W efekcie to państwo będzie tak bogate jak orwellowska Oceania w „Roku 1984”. Tę cenę Rosja w ciągu najbliższych lat za to zapłaci. Tutaj też mocno podkreślam wytrwałość, ponieważ takiego wyścigu zbrojeń Moskwa nie wytrzyma. Zachodnia Europa i Zachód natomiast wcale nie muszą czynić aż takich wydatków, żeby zbudować potencjał odstraszania taki, który skutecznie na zagrożenie ze strony Rosji odpowie. Co najmniej dziwne jest jednak to, że wiedząc i zadjąc sobie sprawę, że Ukraina walczy o nasze i europejskie bezpieczeństwo, nie uruchomiliśmy jeszcze produkcji amunicji na takim poziomie, żeby Rosja nie miała w starciu szans, a tak naprawdę Ukraina jest obecnie wręcz rozbrajana.

Uprzejmie dziękuję Panu Generałowi za rozmowę.