Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Według najnowszego badania Research Partner prawie 62 proc. Polaków zadeklarowało chęć pozostania w strukturach europejskich, co oznacza spadek o 14 pkt procentowych. Przeciwko pozostaniu w UE było 21 procent ankietowanych, co z kolei jest wzrostem o 11 pkt procentowych. To największy wskaźnik eurosceptyków od ponad 18 lat. Czy ten sondaż jest realny i czy warto grać nutą eurosceptycyzmu?
Ryszard Czarnecki, eurodeputowany Prawa i Sprawiedliwości: Myślę, że to bardzo prawdziwa fotografia rzeczywistości, co zresztą widać i po hasłach na strajku rolników i po bardzo wielu rozmowach, które słyszymy i toczymy w pociągach, na spotkaniach towarzyskich, weselach. Zdystansowanie się do Unii Europejskiej, ale też coraz bardziej niechęć jest charakterystyczna i Unia sama sobie na to zapracowała. Powiedzmy też wprost, że nie jest to tylko polska specyfika, ponieważ ten eurorealizm, czy też eurosceptycyzm, albo nawet euronegatywizm, jest coraz bardziej widoczny w bardzo wielu krajach Europy zachodniej, północnej i południowej i Polska nie jest tu żadnym wyjątkiem.
Jakby Pan Poseł odniósł się do dyrektywy UE o zeroemisyjności – do 2030 budynki mają być zeroemisyjne. Jeśli te przepisy weszłyby w życie to bez wątpienia – na co wskazuje coraz więcej ekspertów – mielibyśmy do czynienia z pogłębiającym się ubóstwem wśród Polaków, ale w innych krajach chyba także.
To jest wyraźne panowanie ideologii nad rzeczywistością. To także przykład pewnej pogardy dla zwykłych ludzi. Najbogatszych będzie przecież stać na wszystko i oni może nawet nie specjalnie zauważą te zmiany. Uderzy to natomiast w ludzi średnio i mniej zamożnych. To przykład bardzo bezceremonialnego, aroganckiego patrzenia na ludzkie potrzeby. To rzeczywistość widziana przez pryzmat aspiracji unijnych elit. Wśród nich przeważa po prostu pogarda dla tych, którzy Unię tak naprawdę utrzymują.
To podwyższanie kosztów życia Europejczyków w myśl chorej ideologii, psucie standardów życia w Europie, zostawianie naszego poziomu życia i rozwoju gospodarczego w tyle za całym światem, bo to przy obecnym poziomie wzrostu gospodarczego i rozwoju Polki najbardziej w UE uderzyłoby chyba właśnie w nasz kraj.
Te decyzje w sposób bardzo znaczący – UWAGA! - obniżą konkurencyjność Unii Europejskiej, która i tak już od kilku dziesięcioleci, przegrywa wyścig ekonomiczny najpierw już dawno z USA, potem z Azją, a teraz rozwija się nawet wolniej niż Ameryka Południowa. Ponadto sondaże pokazują, że przez najbliższe pół wieku – Uwaga! To zabrzmi sensacyjnie, bo przecież codziennie obserwujemy tysiące uchodźców przybywających z Afryki – to właśnie Afryka będzie się rozwijać szybciej niż Europa.
To jest właśnie przykład na to, że ideologia bierze prymat nad gospodarką, a virtual nad realem. Szczególnie uderza to oczywiście w państwa, które są takimi tygrysami gospodarczymi, jak Polska, która bardzo mocno te ostatnie lata bardzo wykorzystała, ale jest to problem nie tylko naszego kraju, ale całego kontynentu. Jest więc dla mnie wielkim paradoksem, że ci którzy mają bez przerwy na ustach „Europa... Europa”, uciskają tą „troską” tę Europę i de facto swoimi decyzjami dramatycznie jej szkodzą, gdy chodzi o jej znaczenie gospodarcze i polityczne w świecie.
Jakie działania może planować czy też podejmować Unia Europejska w ramach dyrektyw dotyczących tzw. Zielonego Ładu, w kontekście redukcji emisji CO2 oraz walki z rzekomymi zmianami klimatycznymi?
Panie Redaktorze, to trzeba powiedzieć jasno, że obojętnie co dotychczasowe władze UE będą w tej sprawie robić, a wszyscy widzimy, że chcą „przykręcać śrubę”, to przecież i tak nie zmieni to sytuacji emisji CO2 na świecie. Wiadomo, że Unia Europejska nie posiada absolutnie żadnego przełożenia na ecyzje w tych sprawach Chin, Indii i Brazylii, a więc tych wielkich emitentów dwutlenku węgla.
Osobiście uważam, że w Europie nastąpiła w tym względzie swoista walka z wiatrakami. Można powiedzieć, że duch Cervantesa krąży nad Unią.
Bez wdawania się w szczegóły, moim zdaniem nowy Parlament Europejski powinien zrobić wszystko, żeby Zielony Ład zablokować i przede wszystkim starać się powiedzieć „sprawdzam” tym politykom i partiom politycznym, które teraz taktycznie ze względu na wybory europejskie „wycofują się” z Zielonego Ładu, pomimo tego, że za nim głosowały w Brukseli i Strasburgu.
Jak w tym kontekście oceniłby Pan Poseł i skomentował zapowiedzi i działania Solidarności polskiej dotyczące ogromnych protestów zapowiadanych na 10 maja, największych jak do tej pory, co już przecież miało miejsce za poprzednich rządów Donalda Tuska w 2012?
Uważam, że trzeba się bronić, trzeba pokazywać siłę. Trzeba policzyć, jaka jest rzeczywista skala tych protestów. Kolejną sprawą jest szukanie elementów presji na władzę. Jeśli będziemy siedzieć cicho i tylko narzekać, jak na przysłowiowych imieninach u cioci, to nic się nie zmieni.
Ta władza rozumie tylko argument siły, a my to tej pory stosowaliśmy wobec niej jedynie siłę argumentów. Takie działania można porównać raczej do rzucania pereł przed wieprze. W tym przypadku należy jednak zdecydowanie pokazać argument siły. Można tu przypomnieć znany slogan wyborczy Françoisa Mitterranda „spokojnej siły”, ale jednak siły. Jeśli nie pokażemy dzisiaj tej zdecydowane siły i ogólnopolskiej jedności, wspólnoty i ten protest nie będzie rzeczywiście wielki i w efekcie ośmielimy obecne władze w Warszawie do dalszego ustępowania Unii Europejskiej.
W ostatnim czasie pojawiają się coraz częściej koncepcje, które były wcześniej nagłaśniane na przykład przez Goldman Sachs już w listopadzie 2001 roku, że w wieku XXI gospodarkę światową zdominuje grupa krajów BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, RPA – red.). Do tego mówi się też coraz częściej, że za tymi wszystkimi zmianami, a więc wydumanymi problemami związanymi z ekologią, próbami, osłabianiem gospodarek europejskich, sztucznie napędzaną migracją itd., stoi globalny światowy komunizm, w którym prym wiodą trzy stolice: Berlin, Moskwa i Pekin. Czy można w takim razie pokusić się o przypuszczenie albo nawet stwierdzenie, że ten spadek znaczenia Europy na arenie międzynarodowej, w tym także wojna kulturowa i symboliczna, to wynik działań tych sił komunistycznych walczących z cywilizacją łacińską i chrześcijańską?
Nie wiem kto za tym stoi, ale efekty tego są powszechnie dostrzegalne. Ktokolwiek to jest, jakiekolwiek państwa, mocarstwa czy układy bardziej lub mniej jawne, to trzeba powiedzieć im: NIE! Należy zrobić to, co w ostatnim czasie zrobili Rumuni na ulicach Bukaresztu, którzy w odpowiedzi na kongres Europejskiej Partii Ludowej, a tam są z Polski PO i PSL. Oni wyszli na ulice z transparentami „Ursula STOP!”, co było czerwoną kartką dla niemieckiej przewodniczącej Komisji Europejskiej.
Podsumowując, trzeba protestować zdecydowanie na ulicach, ale też przez artykuły, wywiady i spotkania. Trzeba działać.
Po 100 dniach rządów ekipy 13 grudnia pod wodzą Donalda Tuska, sondaże dla nich są miażdżące. Ponad 70 proc. ankietowanych nie wierzy, że on dotrzyma tego, co obiecał w trakcie kampanii wyborczej, a ponad 60 proc. już stwierdza, że dotychczas ich nie dotrzymał. Z kolei około 20 procent uważa, że dotrzymał i będzie dotrzymywał. Jak należałoby to zdaniem Pana Posła skomentować?
Powiem krótko, że dzięki temu wszyscy mogli sobie przypomnieć, jak przed laty rozszyfrowywano skrót „PO”, czyli że to nie tylko Platforma Obywatelska, ale przede wszystkim „Puste Obietnice”. Warto podkreślić, że jeżeli nawet większość elektoratu partii rządzących uważa, że Donald Tusk ich wykiwał i złamał złożone obietnice, to jest dla tej ekipy najlepsza i najkrótsza recenzja.
W jednym z wywiadów mówił Pan Poseł, że tak naprawdę działania i obietnice Donalda Tuska należałoby interpretować przez pryzmat książki George’a Orwella pt. „Rok 1984”. To chyba by się potwierdzało?
Śmiało można powiedzieć, że nikt ci tyle nie da, co rząd Tuska obieca. Odnosząc to do kampanii wyborczej, dziwne nadal jest to, że jedna piąta Polaków cały czas daje się nabierać, ponieważ – mówiąc slangiem – są robieni w konia i wygląda na to, że to nadal akceptują. Doskonałym przykładem jest zablokowanie importu zboża i produktów rolnych z Ukrainy. Odrtąbiono to jako sukces, a przecież nic z tego nie wyszło. Podobnie rzecz się ma z tym, że od kilku tygodni ma się ukazać lista firm, które to zboże sprowadzały. Zapowiadał to kilka tygodni temu wiceminister Kołodziejczak, a za tą listą „ani widu, ani słychu”. Myślę, że oni są naprawdę – mówiąc bardzo dosadnie – dobrzy w gadaniu, tyle tylko, że rządzenie nie polega na gadaniu.
Pojawił się nowy spot wyborczy PO, na którym Donald Tusk mówi, że wszystko jest pięknie, że obietnice są realizowane. Wygląda to na przekaz kierowany jedynie do tak zwanego twardego elektoratu spod znaku ośmiu gwiazdek. Co można o tym sądzić?
To nic innego jak dobra mina do złej gry. On po raz kolejny chce zaczarować rzeczywistość i za wszelką cenę przekonać, że białe jest czarne. Tak się jednak obecnie zrobić nie da. Chcę tu zwrócić uwagę, że nastroje rozczarowań co do jego niespełnionych obietnic nie są po trzech latach, ale po trzech miesiącach. Możemy więc sobie wyobrazić, co będzie się działo dalej.
Około 20 procent polskiego elektoratu nadal go popiera. Czy zdaniem Pana Posła ta część naszego społeczeństwa będzie się dalej betonowała, czy jednak będzie podlegała procesom kruszenia się?
To zdecydowanie pytanie do psychologów społecznych, jak wytłumaczyć ten stan rzeczy. Myślę jednak, że oni po prostu tak nienawidzą PiSu, że zaakceptują każdą niedotrzymaną obietnicę Tuska, ale mam przeczucie, że ten mur się kruszył.
Bardzo dziękuję Panu Posłowi za rozmowę.